czwartek, 25 stycznia 2018

Ja wiem, że Ty chcesz X

- Wszystko gotowe, proszę przyłożyć sobie wacik i zgiąć rękę, krew powinna przestać zaraz lecieć – pielęgniarka nakleiła plaster w okolicy żyły – Wyniki będą za godzinę, poczeka pani czy przyjedzie później?
- Obojętnie – wstała, wzięła płaszcz i udała się w kierunku wyjścia. Pielęgniarka patrzyła na nią zdziwionym wzrokiem.
- Poczekamy, będziemy na zewnątrz, proszę nas zawołać. Wypijemy szybką herbatę. Bardzo pani dziękuję za wszystko. Szymon dzisiaj będzie? – Marek zwracał się bardzo uprzejmie.
- Dzisiaj jest cały dzień w szpitalu, być może wpadnie po osiemnastej, ale tego już obiecać nie mogę. Najlepiej zadzwonić bezpośrednio do pana doktora – uśmiechnęła się i wyrzuciła do kosza odpady medyczne.
- Dziękuję, w takim razie do zobaczenia – westchnął, wstał i poszedł w kierunku Uli.
Mimo że pogoda w styczniu nie rozpieszczała, Ula z rozpiętym płaszczem siedziała na ławce przy wejściu do kliniki. Odpisywała na służbowe maile, za nic mając sobie panujący mróz.
- Przeziębisz się – podszedł do niej i opatulił swoim szalikiem – Zapnij płaszczyk.
- Marek, pracuję. Możesz mi nie przeszkadzać! I tak przywlokłeś mnie tutaj bez sensu, w samym środku przygotowań do pokazu wiosennego. Wiesz ile mam roboty! Spadam stąd.
- Nigdzie nie pojedziesz, usiądź na tyłku i czekaj! A jeśli ci zimno, to możemy pójść na gorącą czekoladę, którą uwielbiasz. Zaangażuj się trochę!
- Moje zaangażowanie polega na wydaniu tego na świat, doceń to – odburknęła i ruszyła w kierunku taksówki, która właśnie po nią podjechała.

Okres noworoczny w firmie Febo&Dobrzański obfitował w nadmiar pracy. Przygotowania do kolejnego pokazu, ale i również ciągła sprzedaż kreacji indywidualnych czy linii sukien wieczorowych. Każdy miał się z czym uwijać. Ula chcąc nadrobić zmarnowany – według niej – poranek, nie wyszła od czterech godzin z gabinetu. Zajmowała się głównie pokazem, a pozostałe sprawy finansowe powierzyła podwładnym. Zależało jej na czasie, chciała mieć to jak najszybciej z głowy.
Paulina Febo, ambasador firmy i przyjaciółka dyrektor finansowej, przeżywała właśnie jeden z bardziej euforycznych dni w swoim życiu. Doug oznajmił, że nie ma sensu dzielić życia pomiędzy Stany a Polskę, a co gorsza jeszcze i Włochy. Chciał spróbować wspólnego życia z Pauliną w Warszawie. Będzie pracował zdalnie, a raz na jakiś czas poleci do Ameryki, aby skontrolować swoje sprawy. Oboje też dużo rozmawiali o sytuacji Uli. Bardzo chcieli jej pomóc, jednak ona zamykała się na każdą formę i próbę pomocy. Powoli tracili nadzieję, że wszystko może się ułożyć. Jedynym pocieszeniem dla wszystkich, zarówno dla nich jak i dla Marka był fakt, że Ula postanowiła urodzić dziecko. Jednak to nie uspokoiło nikogo. Wydanie na świat to dopiero wierzchołek góry lodowej. Dziecko potrzebuje matki, żeby je wychowała i była dla niego wsparciem. W chwili obecnej Marek piastował stanowisko ojca i matki w jednym. Bardzo chciał to zmienić, bardzo chciał z nią zamieszkać i wspólnie żyć, ale ona jakby i tego nie chciała do siebie przyjąć. Jeszcze w końcówce starego roku, kiedy przyszedł do niej i rzucił wydrukiem USG, oznajmił wszystko, co czuł.
- Myślisz, że możesz przychodzi ć do mnie i wydzierać się! Nie jestem twoją własnością! – poszła do łazienki i trzasnęła drzwiami.
- Ula, do cholery jasnej! Przez ciebie zestarzałem się o dziesięć lat. Czy do ciebie nic nie dociera. Kocham cię i chcę stworzyć z tobą dom dla naszego dziecka, nie rozumiesz tego? – mówił przez zamknięte drzwi. To podziałało na kobietę jak płachta na byka, wyparowała z łazienki i rzuciła w kierunku Dobrzańskiego wiązankę:
- Kochasz mnie? Twierdzisz, kurwa, że mnie kochasz! Zajebiście! Kiedy uaktywniło się w tobie to kochanie?! Bo zanim powiedziałam ci, że zostaniesz tatusiem, miałeś wszystko głęboko w poważaniu i proponowałeś mi „przyjaźń” – podniosła ręce w charakterystycznym geście – Boisz się co ludzie powiedzą? Boisz się, że cię obsmarują brukowce? Po cholerę tak się starasz! Każdy z was wciska mi tylko kity, że będzie dobrze, że się ułoży, bo D Z I E C K O. Ale czy ktoś z was spytał mnie o zdanie? Czy spytałeś mnie kiedykolwiek co ja czuję? Nie – ściszyła ton – Po prostu ja z automatu muszę dać radę. Chcę zostać sama, proszę cię, wyjdź – zaczęła płakać.
- Nie wyjdę, nie zostawię cię samej. Za dużo razy zostawałaś sama, bo nie wiedziałem czego chcę. Teraz już wiem i nie dam ci odejść – zamknął jej świat w swoich ramionach.

- Puk, puk, kochanie. Przeszkadzamy? – do gabinetu Uli weszli jej rodzice.
- Mama, tata? Co tutaj robicie? – patrzyła na nich z niedowierzaniem.
- Wpadliśmy na trochę. Helena z Krzysztofem zaprosili nas na pokaz.
- Okeeeej, ale pokaz jest za dwa tygodnie, chyba nie będziecie tutaj tak długo? – wystraszyła się jeszcze bardziej.  
- Dzisiaj wieczorem idziemy na kolację do Dobrzańskich, jutro zjemy z Tobą śniadanie i wylatujemy na wakacje. Lecimy na Kubę, a z Warszawy są po prostu lepsze połączenia. Zaraz po powrocie obejrzymy pokaz i wracamy do domu, nie musisz się obawiać staruszków – Magdalena uściskała swoją córkę.
- Fajnie, ale ja teraz nie mam czasu, żeby się wami zająć. Mam sporo roboty – spojrzała przepraszająco.
- Nic nie szkodzi, Marek zawiezie nas do ciebie, odświeżymy się i pojedziemy do jego rodziców. Wy macie do nas dołączyć – mam była przejęta wszystkim – Nie mówiłaś, że się spotykacie.
- A spotykamy? – była totalnie zażenowana całą sytuacją.
- Madziu, daj jej spokój. Chodźmy, Marek czeka. To do wieczora, kochanie – ojciec pocałował najstarszą latorośl w czółko i udał się do wyjścia.

Podwózka rodziców Uli na Powiśle zajęła mu niewiele czasu, miał już wchodzić do swojego gabinetu, gdy rozdzwoniła się jego komórka.
- Hej Marek, jestem w klinice i zerknąłem na wyniki Uli. Możesz spać spokojnie, dziecko rozwija się prawidłowo.
- Dzięki, stary. Strasznie się bałem. Zdzwonimy się w weekend i spotkamy u mnie. Zrobimy powtórkę z sylwestrowej nocy – zaśmiał się do słuchawki – Skoro z moim dzieckiem wszystko w porządku, mamy co świętować.
- Jasne, do zobaczenia.

- Musiałeś mnie w to wpakować? – szli chodnikiem do wejścia głównego rodzinnego domu Marka.
- Daj spokój, będzie miło – chciał ją przytulić, ale drzwi się otworzyły.
- Wchodźcie, szybko, straszny ziąb na zewnątrz – pani Zosia jak zwykle troszczyła się o wszystkich.
- Podobno się ze sobą spotykamy? Szkoda, że o niczym nie wiem – powiedziała na tyle cicho, że słyszał ją tylko Marek.
- Daj spokój, będzie miło. Odjadą i będziesz mogła znowu być zołzą i uprzykrzać mi życie – uśmiechnął się do niej i cmoknął w policzek.


Po skończonej kolacji, wszyscy przenieśli się na kanapę do salonu. Każda z mam z dumą wspominała o swoich dzieciach, również ojcowie chełpili się swoimi potomkami. Ula nigdy nie była fanką tego typu rodzinnych nasiadówek, dlatego już chciała zbierać się do wyjścia. Marek w porę zauważył, że kobieta postanawia się zerwać i wykorzystał chwilę.
- Kochani, chcielibyśmy Wam coś przekazać – popatrzył na nią poważnie – Pod koniec czerwca zostaniecie dziadkami, tadaaam! – wyszczerzył usta w uśmiechu. Wszyscy zgromadzeni w salonie, zamarli…

środa, 24 stycznia 2018

Ja wiem, że Ty chcesz IX

- Wiem, że tam jesteś, otwórz te drzwi! – Szymon od dziesięciu minut próbował dobić się do mieszkania Cieplakówny. Od dwóch dni była w całkowitej rozsypce. Wiadomość o nieplanowanym macierzyństwie spadła na nią jak grom z jasnego nieba. W najbliższym czasie nie planowała dzieci. Nie miała nawet kandydata na potencjalnego ojca. Głupi przypadek i jednonocna przygoda doprowadziły do tego, że konsekwencje są takie, a nie inne.
- Mówiłam Ci, że masz mi dać spokój – powiedziała do niego zaspana, otulona w koc. Ledwo co otworzyła drzwi.
- Ty piłaś? – spojrzał na kieliszek napełniony winem, który znajdował się na stoliku w jej salonie – Chyba nie muszę ci mówić, że nie możesz spożywać alkoholu w ciąży!
- Daj sobie spokój. W ostatniej chwili uzmysłowiłam sobie, że mam w sobie intruza – patrzyła na niego bez żadnych głębszych emocji – Przemyślałeś moją propozycję?
- Ula, w tej kwestii zdania nie zmienię. Nie dokonam aborcji, nigdy mnie o to nie proś – powiedział mocno i wyraźnie. Ula wróciła pamięcią do wydarzeń sprzed dwóch dni, kiedy to Szymon oznajmił jej dobrą nowinę.

- Jak to w ciąży? Ty sobie żartujesz – powiedziała zamykając twarz w dłoniach.
- Koniec pierwszego trymestru. Najgorsze za tobą. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku, nie oszczędzałaś się za bardzo ostatnio. O tym powiedzą nam już dokładniejsze badania. Możesz się ubrać i chodź do biurka, opowiem ci co i jak – wyłączył aparat i zajął się jego dezynfekcją.
- Daj mi chwilę – zniknęła w czeluściach jego łazienki i spojrzała w lustro. Nie mogła nadziwić się swojej głupocie.
- Tutaj masz skierowanie na badania, jutro przyjdź na czczo, któraś z pielęgniarek pobierze ci krew. Tutaj recepty. Chcesz zwolnienie lekarskie? – podał jej niezbędne druczki.
- Wyjmij to ze mnie, zapłacę ci – spojrzała na niego wzrokiem pełnym błagania.
- Ale o czym ty mówisz? – z wrażenia przestał wklepywać jej dane do komputera.
- Dobrze wiesz o czym. Nikt się o tym nie dowie. Pomóż mi, ja teraz nie mogę sobie pozwolić na dziecko – zaniosła się głośnym szlochem. Wanat momentalnie znalazł się obok niej i usiadł na krześle stojącym tuż obok.
- Hej, Ula, spokojnie. Pomogę ci, damy sobie radę. Na pewno nie pozwolę ci dokonać aborcji. Zobaczysz, wszystko się ułoży – mocno ją do siebie przytulił – Wiesz, kto jest jego ojcem?
- Szymon, oczywiście, że wiem. Moje życie erotyczne nie przypomina rollercostera. Ojcem jest Marek, mój szef. Może być jeszcze gorzej? – spojrzała na niego wymownie.
- Powiedziałem już, że sobie poradzisz. Pomogę ci, nie zostawię cię z tym samej. Jego też musisz powiadomić, niech wie, że będzie miał dziecko. Tymczasem chodź, odwiozę cię do domu – złapał ją pod ramię i udali się do wyjścia z kliniki.

- Myślałam, że jesteś moim przyjacielem i mi pomożesz – znowu zaniosła się płaczem.
- Owszem, pomogę. Jednak nie przyczynię się do morderstwa. Nie dokonuję aborcji, w żadnym przypadku. Może nie dzisiaj, ale za jakiś czas pokochasz to dziecko, zobaczysz  – powiedział ostro – Powiedziałaś mu?
- Powiem mu w pracy, jutro – napiła się herbaty, którą jej podał – Ucieszy się jak cholera. Dzień przed sylwestrem dowiedzieć się o takiej rewelacji.
- Będzie szczęśliwy, zobaczysz – pocałował ją w czoło i usiadł obok niej na kanapie – Zajmę się tym – wskazał na kieliszek, który poszedł opróżnić do zlewu.


- Bardzo dziękuję za przybycie. Życzę wszystkim szczęśliwego nowego roku! Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić, wznieśmy toast – podniósł kieliszek napełniony szampanem ku górze – oby było tylko lepiej!
Pół godziny później wszyscy opuścili konferencyjną. Została tam tylko Ula, która porządkowała swoje dokumenty po spotkaniu podsumowującym miniony rok. Sytuację postanowił wykorzystać Marek.
- Ula, stało się coś? Mam wrażenie, że od dwóch dni jesteś nieobecna – usiadł na brzegu stołu.
- Nie, wszystko w porządku – nie oderwała się od pracy.
- Może pogadamy na spokojnie u mnie? Zamówię jakiś lunch i posiedzimy w firmie?
- Mam spotkanie z Iwoną Karasińską w sprawie budżetu na targi, ale później będę wolna. Około czternastej przyjdę do ciebie. Musimy porozmawiać, to coś bardzo ważnego – usiadła na krześle, żeby przypadkiem znów nie runąć na ziemię.
- Ula, co się dzieje? Jesteś na coś chora? To dlatego odwołałaś nasze spotkanie przedwczoraj? Przez ostatnie dwa dni unikałaś mnie jak ognia… Stało się coś? Martwię się o ciebie – odgarnął jej włosy z czoła.
- Pogadamy za dwie godziny, ok? Zamów coś do jedzenia, umieram z głodu – cmoknęła go w policzek i udała się do siebie.

- Jasne mamo, oczywiście, zabiorę Ulę... Wiem, ze tata się bardzo ucieszy i że bardzo ją lubi… Dobrze, dobrze. To do zobaczenia w nowym roku… Tak, będziemy pierwszego na szesnastą… Pa, pa, ja ciebie też… - rozmawiał z matką, kiedy Ula stanęła w drzwiach – Wchodź, przepraszam cię, ale mama zadzwoniła z zaproszeniem na urodzinowy obiad ojca, oczywiście musisz pójść tam ze mną, już wszystko potwierdziłem.
- Jasne, dzięki. Co dla mnie masz? – spojrzała do plastikowego pojemnika, który znajdował się tuż przed nią.
- Spaghetti, brakowało mi włoskiej kuchni – dosiadł się obok niej i zaczęli pałaszować – O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- Nic ważnego w sumie, tylko tyle, że będziemy mieli dziecko – powiedziała między kęsami. Marek momentalnie przestał pochłaniać makaron, odłożył pudełko i patrzył na nią z zaciekawieniem. Ula nic sobie z tego nie zrobiła.
- Sssłucham? – zapytał tak, jakby rewelacja, o której przed chwilą się dowiedział, nie dotarła do jego jaźni.
- Jestem w ciąży, po prostu – odłożyła pudełko.
- To cudowna informacja, Ula, będziemy mieli dziecko, wspaniale – mocno ją do siebie przytulił. Ta oderwała się od niego i spojrzała pytająco.
- Wszystko dobrze z główką? – wstała i podeszła do regału – Zachowujesz się tak, jakbyśmy byli z pięć lat po ślubie, a ty czekałbyś na dziecko!
- Mam płakać?! Cieszę się, jak cholera się cieszę – rozłożył się na kanapie i wyszczerzył usta w uśmiechu.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Ty w ogóle wiesz jak będzie wyglądało moje życie, jak ja sobie z tym poradzę?! Jak sobie pomyślę, że rodzice strzelą mi umoralniającą gadkę, to mi się słabo robi! Nie to jest najważniejsze. Pomyślałeś o tym jak będzie wyglądała moja praca! Jedna, wielka masakra – usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach.
- Masz mnie, nie pozwolę, żeby wam czegoś brakowało. Nie mamy po czternaście lat, jesteśmy dorośli. Nie my pierwsi wpadliśmy, nie my ostatni. Wszystko się ułoży – pogłaskał ją po plecach. Kiedy maleństwo pojawi się na świecie?
- Jak dobrze pójdzie, to wcale się nie pojawi i problem rozwiąże się sam! – wyszła z jego gabinetu z impetem trzaskając drzwiami. Szybko znalazła się u siebie w gabinecie i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Nie minęło dwadzieścia sekund, a przy niej znalazł się Marek.
- Nie pozwolę ci na to, rozumiesz! Nie zabijesz mojego dziecka! Nawet o tym nie myśl! – wykrzykiwał w jej kierunku.
- A co, doniesiesz na mnie?! – spytała, patrząc mu prosto w oczy.
- Spróbuj tylko – odpowiedział cicho, po czym opuścił jej gabinet.

- Daj mi numer do jej lekarza! Albo chociaż powiedz, do którego chodzi! Wiem, ze wymieniacie się wszystkimi głupotami! Nie próbuj mi nawet wciskać, że nie wiesz o czym mówię! – krzyczał w kierunku Pauliny, która uzupełniała zamówienia w swoim gabinecie.
- Marek, usiądź i uspokój się! Krzykiem na pewno niczego nie zdziałasz – powiedziała spokojnie.
- Próbowałaś wybić jej ten pomysł z głowy? – poluźnił krawat, który zaczął mu ciążyć na szyi.
- Oczywiście. Na zmianę z Szymonem jej tłumaczymy, że bycie samotną matką to nie jest koniec świata, ale – nie dane było jej dokończyć.
- Jaką samotną matką, do cholery! Przecież nie będzie sama! Będę przy niej cały czas, przy nich…
- Ona już sama nie wie na co może liczyć z twojej strony. Tutaj masz adres kliniki Szymona, jedź tam. Może się czegoś dowiesz – podała mu kartkę – Marek, daj jej czas. Ona sobie z tym w ogóle nie radzi.
- Aborcja to żadne rozwiązanie. Dziękuję.
Pół godziny później parkował auto pod mokotowską kliniką. Miał szczęście, że Szymon właśnie skończył cesarskie cięcie i mógł go przyjąć.
- To pan zaproponował Uli zabieg? – zapytał spokojnie.
- Nie, to ja jej to odradzam. Chciałem umówić ją z psychologiem, ale całkowicie się zamknęła. Nie zrobiła badań, o które ją prosiłem. Mam nadzieję, że z dzieckiem wszystko będzie w porządku. Panie Marku, proszę z nią porozmawiać, przekonać. Proszę chwilkę poczekać – udał się do szafki, znajdującej się w pobliżu aparatu USG – Proszę.
- Co to jest? – Marek spojrzał na wydruk.
- Pierwsze zdjęcie waszego dziecka.

- Spójrz na to i prosto w oczy powiedz mi, że będziesz miała siłę je zabić! Ono już od teraz cię potrzebuje i ma ogromną wolę życia – rzucił na stół w jej kuchni zdjęcie i zaczął płakać jak dziecko.

sobota, 20 stycznia 2018

Ja wiem, że Ty chcesz VIII

- Co się wydarzyło, że nie pojechałeś na jedną ze swoich egzotycznych podróży? – spytała między barszczem a rybą.
- Pomyślałem sobie, że skoro ty zostajesz tutaj sama to mogę spędzić ten czas z tobą – uśmiechnął się uroczo.
- To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję bardzo. Może podam ci coś jeszcze? Przyniosłeś tyle jedzenia, że jak na naszą dwójkę to zdecydowanie za dużo.
- Musimy przytyć, żeby było nam cieplej, w końcu zima panuje – zaśmiał się upijając łyk wina – Co robimy przez resztę wieczoru?
- Kevin? – spytała ironicznie.
- Może być i tak nie mamy nic lepszego do roboty – westchnął – Mogłem zabrać cię ze sobą na tą Dominikanę.
- Mój drogi, mnie urlop niestety się wyczerpał na ten rok – usiadła wygodniej na kanapie – Bardzo cię przepraszam, mogłeś się teraz wygrzewać w słoneczku, a siedzisz tutaj ze mną.
- Hej – pogłaskał ją po policzku – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Cokolwiek się nie stanie, będę przy tobie – zbliżał się do jej twarzy, gdy nagle rozdzwoniła się jego komórka.
- Pójdę po ciasto – powiedziała półgłosem i udała się do kuchni.
- Muszę jechać do kliniki. Zostało tam niewielu lekarzy, a teraz jak się okazuje, zapowiada się noc pełna porodów. Bardzo cię przepraszam – podszedł do niej i mocno przytulił.
- Jedź, też wolałabym urodzić dziecko w towarzystwie lekarza. Ja sobie poradzę. Spotkamy się jutro – cmoknęła go w policzek.
- Jutro o szesnastej zapraszam cię do mnie na obiad. Przygotuję coś specjalnego – kiwnęła głową na potwierdzenie przybycia.
- Paa – zamknęła drzwi i zabrała się za porządki. Po niecałej godzinie, siedziała wygodnie na kanapie z lampką wina i próbowała skupić się na oglądaniu telewizji. Nie minęło sporo czasu, a tym razem jej komórka dała o sobie znać.
- Tak? – powiedziała do słuchawki, uprzednio sprawdzając, że dzwoni do niej Marek.
- Jesteś już po kolacji wigilijnej? Ja pękam od nadmiaru jedzenia.
- Tak, już po. Ileż można jeść – powiedziała z westchnieniem.
- Masz ochotę na spacer po Kazimierzu? Chętnie przyjadę do Krakowa – zapytał wsiadając do swojego Lexusa.
- Spędzam święta w Warszawie. Jestem u siebie, jeśli masz ochotę, wpadaj.
- Będę do pół godziny – szybko się rozłączył i ruszył w kierunku jej mieszkania.
Czekając  na jego przyjazd, wróciła pamięcią do dnia poprzedniego.
- Kim dla ciebie jestem, Marek, no kim?! – krzyknęła.
- Nie rozumiesz, że prędzej czy później bylibyśmy razem? Paulina mi to wszystko uświadomiła. Tak czy siak ciągnęło nas do siebie. Ja pomyliłem to co czuję do Kaśki z miłością. Może chodziło mi o to, że ty mi zawsze odmawiałaś, a ona wręcz przeciwnie. To ona zabiegała o moje względy. Wiem, to próżne, ale może tego potrzebowałem. Wparowałaś w moje życie znienacka, później mąż, ślub, Vegas. No i w międzyczasie pojawiła się ona. Na dodatek to dziecko. Myślałem, że jakoś to będzie. Myliłem się.
- Marek, czego ty ode mnie chcesz? – powiedziała już zupełni spokojnie, siadając na podłodze obok wyspy.
- Daj mi szansę odbudować to wszystko. Potrzebuję czasu, musisz mi go dać. Chcę, żebyś znowu mi zaufała. Chcę, żeby było jak dawniej, proszę. Paulina mówiła mi, że zakochałaś się we mnie. Jeśli z tego nic nie zostało, to chociaż pozwól mi się z tobą przyjaźnić – przysiadł się obok niej. Ula nie odpowiedziała na to nic, tylko przytuliła się do niego mocno. Czekała, żeby usłyszeć takie słowa – Zgodzisz się zostać chociażby moją przyjaciółką?
- Przyjaciółką? – znowu otrzymała cios. Przyszedł do niej, powiedział, co czuje i zaproponował przyjaźń. Cudowne zakończenie tego dnia. Kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Jednak obiecała sobie, że jeśli kolejna panienka pojawi się na horyzoncie, natychmiast pakuje swoje rzeczy i wynosi się z firmy. Już raz była jego emocjonalnym konfesjonałem, dość. Nie będzie więcej słuchała o jego podbojach.
- Napijesz się czegoś?
- Jestem autem, nie mogę szaleć z alkoholem – powiedział, zdejmując mokry od śniegu płaszcz.
- Zawsze możesz zostać u mnie na noc. Mam wolne łóżko w gościnnym – poszła do kuchni i przyniosła lampkę wina również dla niego.
- Siedziałaś tutaj sama? Paulina dostanie niezły ochrzan, dlaczego nie zabrała cię do nas? Byli rodzice, Aleks, Pschemko, Wojtek i rodzina pani Zosi. Naprawdę wspaniała wieczerza – upił łyk wina.
- Namawiała mnie, żebym przyszła, ale miałam gościa. Spędzaliśmy wigilię we dwójkę – otuliła się szczelniej kocem.
- Jasiek też zwiał z wigilii u rodziców? – zaśmiał się.
- Nie, nie Jasiek. Szymon – spojrzała na niego wymownie.
- Szymon? Znam go? – zmarszczył czoło.
- Nie, nie było okazji. Przyjaźnimy się od niedawna. Pewnie dzisiaj miałbyś szansę go poznać, ale praca go wzywała. Ma swoją klinikę na Mokotowie i akurat brakowało personelu, a coraz więcej dzieci pcha się na świat – uśmiechnęła się, jednak po chwili zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała i natychmiast przeprosiła Marka.
- Daj spokój, jakoś to przeżyłem. Było, minęło.
Spędzili ze sobą bardzo miły wieczór. Opowiadał jej o świętach w domu, ona również nie szczędziła mu anegdotek z dzieciństwa. Gdy na zegarze wybiła trzecia rano, zawyrokowała, że idzie wziąć prysznic oraz spać.
- Mogę spać z tobą?  – podrapał się po głowie, kiedy stanął w progu jej sypialni z mokrymi włosami. Ula odgarnęła kołdrę, pod którą też szybko się wślizgnął. Zasnęła wtulona w jego ramiona. W głowie miała mętlik i liczyła, że może nadejdzie taki dzień, że Marek zrozumie czego naprawdę chce.

- Ula, podać ci szklankę wody? – Paulina siedziała w gabinecie koleżanki i obie od rana plotkowały. W pewnym momencie Cieplak zrobiła się blada jak ściana i powoli traciła kontakt z rzeczywistością.
- Poproszę – wymamrotała niepewnie.
- Boli cię coś? Wezwać lekarza? A może pobiegnę po Marka, zawiezie cię na pogotowie.,, - Febo poważnie traktowała stan zdrowia przyjaciółki.
- Skończyły mi się tabletki antykoncepcyjne i zbliża okres. Umieram z bólu podczas miesiączki, dlatego muszę je brać. Zadzwonię zaraz do Szymona, żeby tylko wypisał mi receptę – położyła się na kanapie w swoim gabinecie i tak leżała przez chwilę.
- Z tym Szymonem to coś poważnego? – Paula ciągnęła za język.
- Jest naprawdę świetnym kumplem. Zaprosił mnie na sylwestra. On z reguły spędza ten czas w samotności na końcu świata, ale w te święta zadecydował inaczej.
- Słuchaj! Przyjdź z nim do mnie. Będzie mnóstwo ludzi. Olszańscy, Marek, Doug, Ania z recepcji z chłopakiem. Nawet Aleks ma przyprowadzić jakąś dziewczynę. Będzie naprawdę miło – uśmiechnęła się pełna entuzjazmu.
- Postaram się go jakoś przekonać – zaśmiała się do ambasadorki. W tej samej chwili do gabinetu Uli, wszedł Marek.
- Do czego przekonać? Zgadzam się na wszystko, co zadecyduje Ula. Coś ci jest? – spytał widząc ją leżącą.
- Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?
- Nie, co ci jest? – nie dawał za wygraną.
- Babskie sprawy, jeszcze dzisiaj to załatwię. Co cię do mnie sprowadza?
- Mam sprawę dla was dwóch. Wiedziałem, że plotkujecie o tej porze mi wiedziałem, gdzie was szukać – wyszczerzył zęby w uśmiechu – Chcę sprezentować rodzicom sylwestra gdzieś za granicą. Wiem, że sami nie będą chcieli jechać, dlatego chciałbym też namówić i twoich. Zajmiesz się tym, Ulka?
- Moi lecą do Paryża. Jeśli chcesz, powiem mamie, żeby się wszystkim zajęła. Pani Helena na pewno przekona twojego tatę i świetnie będą się bawić.
- Będę bardzo wdzięczny. Spójrzcie, nasi rodzice spędzają sylwestra lepiej od nas – celowo rzucił to w kierunku Pauliny.
- Nie czepiaj się, trzeba było wymyślić coś innego, a nie pchać się do mnie na domówkę. Chciałeś przypomnieć sobie czasy studenckie, to będziesz je miał – zaśmiała się, a Ula jej zawtórowała.

- Halo, halo?
- Cześć panie doktorze, mam do pana maleńką prośbę – próbowała się do niego podlizać.
- W czym mogę pomóc – powiedział poważnie.
- Skończyły mi się tabletki antykoncepcyjne, mógłbyś wypisać mi receptę? Odbiorę ją od ciebie wieczorem.
- Kiedy ostatnio się badałaś? – zapytał.
- Jakoś na początku roku. Daj spokój, umówię się do kogoś, po prostu wypisz mi tę receptę, ok?
- Nie, Ula. Trzeba się badać regularnie. Oczywiście wypiszę ci tę receptę, ale najpierw muszę cię zbadać – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dobrze, więc umów mnie do któregoś z twoich lekarzy – dała za wygraną.
- Osobiście się tobą zajmę, dzisiaj o osiemnastej mam ostatnią pacjentkę, więc bądź na wpół siódmej.
- Nie ma mowy! To dość krępujące, nie uważasz? – powiedziała ostro.
- Ula, nie zapominaj, że jestem twoim kumplem, ale jestem również lekarzem. Dla mnie to nic nadzwyczajnego. Badam dziesiątki kobiet dziennie. Poza tym nie zachowuj się jak dziecko i przyjedź na osiemnastą trzydzieści, będę czekał. Do zobaczenia! – nie dane było jej dokończyć, ponieważ Wanat szybko się rozłączył.

- Dorota, pakuj się już do domu, bez sensu tutaj siedzieć. Już po szesnastej – zamknęła drzwi do gabinetu i poszła w kierunku socjalnego, włożyć kubek do zmywarki. Piętnaście minut później stała przy windach i oczekiwała na jedną z nich.
- Idziemy coś zjeść? – zjawił się przy niej Marek.
- Możemy wieczorem? Dwudziesta? Teraz nie mogę, umówiłam się z Szymonem.
- A, no tak. To nie będę wam przeszkadzał – poprawił krawat.
- Idę do niego na wizytę, jest lekarzem. Zajmie mi to góra dziesięć minut. To co, dwudziesta?
- OK, będę czekał w Ogrodzie Smaków.
- Super, uciekam. Do później – pocałowała go szybko w policzek i zniknęła w aucie.

Siedząc samotnie w poczekalni jego kliniki, czuła się bardzo niekomfortowo. Dookoła panował półmrok, już chciała stamtąd uciec, ale drzwi jego gabinetu się otworzyły.
- Do widzenia pani Marleno, widzimy się za miesiąc – spojrzał na Ulę – Kogo moje oczy widzą? Pani do mnie? – powiedział rozbawiony.
- Nie utrudniaj – wyminęła go szybkim krokiem i udała się do jego gabinetu.
- Nie rozumiem dlaczego jesteś taka spięta. Spokojnie, jestem lekarzem jak każdy inny. Idź się przygotować i zapraszam na badanie – wskazał na drzwi łazienki.
- Załatwmy to szybko – oznajmiła po wyjściu.
- Chodź, zrobię ci najpierw USG dopochwowe, sprawdzimy czy wszystko jest ok. Połóż się tutaj i złącz ze sobą stopy oraz podkurcz nogi.
- Wiem na czym to polega – odburknęła.
- Tym lepiej – puścił do niej oczko. Badał ją kilka minut, po czym stwierdził – Ula, tabletki nie będą ci potrzebne.
- Nawet sobie nie żartuj, wychodzę stąd, na maksa mnie zdenerwowałeś.
- Jesteś w ciąży.

piątek, 19 stycznia 2018

Ja wiem, że Ty chcesz VII

- Wejdziesz na kawę? Zapraszam – powiedziała do swojego „osobistego szofera”.
- Oczywiście, że wejdę. Sam miałem spory problem z twoimi bagażami, więc ty na pewno nie dałabyś rady ich wszystkich unieść. Biegnij na górę, otwórz drzwi i wstaw wodę na kawę. Ja zajmę się resztą.
- Naprawdę bardzo ci dziękuję za pomoc, mamy jednak pewien problem. Mam zupełnie pustą lodówkę, dałbyś mi chwilę? Wezmę szybki prysznic, przebiorę się i skoczymy na jakiś lunch na miasto, co ty na to? – powiedziała zamykając lodówkę, która w swej zawartości miała jedynie ketchup i dużą ilość lodu w zamrażarce.
- To miała być tylko kawa, ale wizja spędzenia z tobą popołudnia jest interesująca. Zajmij się sobą, a zajmę się swoją kawą. Widzę ekspres, to dobry znak – uśmiechnął się miło i zajął się przygotowaniem ciemnego płynu dla siebie.
- OK, możemy jechać – przebrana w sportową sukienkę i długie kozaczki prezentowała się świetnie.
- Chodźmy – złapał ją w talii.
- Poczekaj, zgubiłam gdzieś kluczyki od auta. Chciałam zrobić jeszcze zakupy – miotała się.
- Zabiorę cię na te zakupy. Mam wolny dzień.
- Kolejny wolny dzień? Twój szef w końcu wyrzuci cię z pracy. Nie mogę na to pozwolić – powiedziała ostro.
- Ula, mówiąc ci, że jadę do swojej kliniki, nie żartowałem. MediGin na Mokotowie należy do mnie. W szpitalu pracuje hobbystycznie. Chcę mieć do czynienia też z normalnymi ludźmi, a nie celebrytkami, które mają hopla na punkcie cesarskich cięć.
Ula otworzyła oczy ze zdziwienia. Co prawda była świadoma tego, że drogie auto, garnitury Szymona oraz gadżety, których używał nie należą do najtańszych. Nie sądziła jednak, że ma do czynienia z kimś takim.
- To mnie zaskoczyłeś. Zaskakujesz mnie zaskakująco często – wymamrotała do siebie, na co on wybuchnął śmiechem – Przepraszam, koleżanka z pracy jest mistrzem powiedzonek, udzieliło mi się. Chodźmy, dość wrażeń jak na jeden dzień.
O tej porze roku, tuż przed samymi świętami, ruch w Warszawie był niesamowity. Dojazd do galerii handlowej zajął im sporo czasu, nie mówiąc o samych zakupach. Dopiero około szesnastej siedzieli w jednej z restauracji i pili poobiednią kawę.
- A ty co robisz w święta? – spytała między jednym a drugim łykiem.
- Zwykle na okres świąteczno-noworoczny wylatuję w jakieś ciepłe miejsce. Rok temu Meksyk, dwa lata temu RPA – mówił delektując się słodkim deserem.
- Szymon, mogę cię o coś spytać? – oparła się na łokciach i spojrzała na niego.
- Jasne, zamieniam się w słuch – odłożył wszystko i patrzył na nią z zaciekawieniem.
- Dlaczego jesteś sam? Jesteś gejem? – powiedziała poważnie.
- Co? – zaśmiał się w głos, przeczesując swoje blond włosy.
- Jesteś super facetem, miłym, przystojnym i tak dalej, więc dlaczego jesteś sam?
- Może dlatego, że jestem też naiwny. Byłem parę lat w związku, przez studia i doktorat. Z czasem zacząłem się wszystkiego dorabiać. Pomogli mi rodzice i nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Emilia była naprawdę piękną kobietą, miała swoje pasje, a główną byli mężczyźni. Pewnego razu za szybko wróciłem z sympozjum w Sydney i tak oto zakończyła się nasza sześcioletnia przygoda. Dziękowałem Bogu, że nie mam z nią ślubu, inaczej musiałbym jej oddać połowę tego, na co tak pracowałem. Po niej w moim życiu było kilka kobiet, ale z reguły to nic nie znaczące przygody, które trwały góra kilka miesięcy. Od pół roku jestem sam. Wiesz, mam trzydzieści pięć lat, czasami patrząc na swoje pacjentki i ich mężów włącza mi się jakaś lampka, syndrom założenia gniazda – mówił z rozbawieniem – Później lecę na jakąś wyspę posurfować w samotności i jakoś przechodzi – uśmiechnął się.
- Przepraszam, nie powinnam była cię pytać o takie intymne szczegóły twojego życia. To nie jest moja sprawa, przepraszam – zawstydziła się.
- Spokojnie, nie mam z tym żadnego problemu. Poza tym widzę w naszej relacji początek całkiem fajnej przyjaźni.
- Cieszę się, że nie uraziłam cię w żaden sposób – już miała chwycić za rachunek, ale lekarz ją ubiegł.
- Daj spokój, nie pozwolę, żebyś płaciła – wkładał banknoty do słoiczka, w którym był rachunek – A ty, jak z tym wszystkim u ciebie? Jesteś przepiękną, inteligentną i żywiołową kobietą, co się stało, że nie ma żadnego Romeo w twoim życiu?
- Jak na razie mam dość amorów. Najpierw niefajnie zaczęła się znajomość z moim szefem, później powrócił mój niedoszły mąż ze Stanów – wymieniała spokojnie. Szymon zaciekawił się tymi historiami i po kolejnej godzinie wiedział już wszystko o Dougu i Marku oraz nieodwzajemnionej miłości tego drugiego.
- Nie masz się czym przejmować. Jeśli do czterdziestki sobie nikogo nie znajdę, poślubię ciebie, także staropanieństwo ci nie grozi – zażartował, na co oboje wybuchli głośnym śmiechem.

- Kim pan jest? – zrobił duże oczy ze zdziwienia.
- Kasia Nowakowska, mówi to coś panu? Moje nazwisko Robert Krasoń – chłopak spytał Marka.
- Nie będziemy rozmawiać tutaj, zapraszam do mojego gabinetu – wskazał w znajomym kierunku i obaj udali się na miejsce.
- Panie Marku, ja nie przychodzę tutaj bez celu. Kaśka od jakiegoś czasu prowadzi podwójne życie. Jakoś się jej to udawało, ale do czasu. Jej współlokatorka powiedziała mi jak wygląda prawda. Jestem naprawdę załamany. Mieliśmy wziąć ślub, zamieszkać razem. W końcu od trzech lat tworzymy udany związek. To znaczy tak mi się wydawało.
- Pan wie, że Kasia spodziewa się dziecka? – Marek podszedł do swojego biurka, oparł się o nie i skrzyżował ręce na piersi.
- Oczywiście, że wiem. Od ponad trzech miesięcy namawiam ją, żeby nie usuwała tej ciąży, że jakoś sobie poradzimy. Nie zarabiam kokosów, ale damy sobie radę.
- Słucham? – Marek aż zbladł od tych informacji – Przecież to drugi miesiąc…
- A, no tak. Mogłem się domyślić. Jest pan lepszą partią na ojca mojego dziecka. Prezes dużej firmy, własne mieszkanie i spore perspektywy. Nie byłem dla niej dość dobry.
- Dlaczego pan tutaj przyszedł? – spytał Dobrzański, w głębi ducha dziękując za jego wizytę.
- Wie pan, strasznie ją kocham. Bardzo ucieszyłem się na myśl o tym dziecku. Byłem gotów wybaczyć jej wszystko, aż do wczoraj. Oznajmiła mi, że ma szansę na lepsze życie i mam jej tego nie utrudniać. Mnie już o nią nie chodzi, rozumiem, że mnie nie chce. Ja również nie chciałbym tkwić w związku bez przyszłości, z przymusu. Naprawdę życzę wam szczęścia, z opinii wiem, że jest pan w porządku. Kolega zobaczył wasze zdjęcie z jakiegoś pokazu. To tak pana znalazłem. Chciałem tylko przyjść i wyjaśnić. Chodzi mi tylko o moje dziecko, nic więcej.
- Nie wiem co mam panu powiedzieć, zupełnie nie spodziewałem się takich rewelacji – podrapał się po głowie w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Ja niczego nie oczekuję, chcę tylko prosić o możliwość bycia ojcem dla mojego dziecka. To wszystko, pójdę już. Nie będę zabierał więcej czasu. Dziękuję, że zechciał mnie pan wysłuchać. Do widzenia – uścisnął Dobrzańskiemu dłoń.
Sprawa dla Marka nie była zakończona, na wieczór umówił się ze swoją dziewczyną. Ze łzami w oczach wyjaśniła mu wszystko. Pochodziła z biednej rodziny, chciała po prostu czegoś lepszego dla siebie. Nie wiedziała w jaki sposób i kiedy to wszystko zaczęło być tak zagmatwane. Zdała sobie sprawę, że jej szansa na lepsze życie wśród blasku fleszy, przepadła.

- Zaraz, już otwieram! – krzyczała z kuchni. Szybkim ruchem otworzyła drzwi wejściowe do jej mieszkania.
- Cześć, mogę wejść? – spojrzała na niego niepewnie – Mam wino, to zawsze cię przekonywało.
- Wchodź – zostawiła go samego w przedpokoju i wróciła do zajęcia, któremu oddawała się aż do jego przyjścia.
- Ula, bardzo cię przepraszam, wiem, że nawalałem, że byłem kiepskim kumplem. Chcę to naprawić chcę, żeby było jak dawniej – podszedł do niej bliżej i chciał ją przytulić, ale ta się odsunęła.
- Ty sobie żartujesz! Myślisz, że nie wiem, że trzy dni temu rozstałeś się ze swoją laską? Cała firma aż huczy od plotek. I teraz, kiedy nie masz już co robić ze swoim wolnym czasem to przychodzisz do mnie?
- Ula, ja po prostu… Nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć – usiadł na hokerze tuż przy wyspie.
- Ale ja wiem. Poczekaj – rzuciła nożem o blat i mówiła – Ula, cały czas bardzo za tobą tęskniłem. Szczególnie wtedy, kiedy bzykałem swoją dziunię, która zrobiła mnie w konia. Najbardziej brakuje mi teraz ciebie, ponieważ mój kumpel ma żonę i nie ma dla mnie tyle czasu co ty, Uleńko. Może wpadniesz jutro do mnie, obejrzymy jakiś film, ale kiedy ja znowu kogoś poznam, to weźmiesz swoje zabaweczki i wrócisz do siebie! Nie Marek, nie! Dość. Miałeś mnie w dupie przez tyle czasu, więc nie oczekuj fajerwerków.
- Masz rację, niepotrzebnie tutaj przychodziłem. Cześć – powiedział zrezygnowany i już zbierał się do wyjścia.
- Nie, poczekaj. Przepraszam – zatrzymała go – Po prostu strasznie wkurza mnie to, że całkowicie olałeś moją osobę i naszą przyjaźń.
- Ula, ja to chyba się cieszę z takiego obrotu spraw. Brakowało mi ciebie. Byłem totalnym idiotą, że ulegałem jej we wszystkim, zupełnie jak nie ja. I może podświadomie nie chciałem jej u siebie w mieszkaniu… To wiązałoby się z całkowitą izolacją od ciebie. Ja chyba zrozumiałem, że nie jesteś dla mnie zwykłą przyjaciółką…



wtorek, 16 stycznia 2018

Ja wiem, że Ty chcesz VI

- Czyś Ty do reszty zdurniał? – brunetka powiedziała bardziej ostro niż zamierzała. Kiedy zostali już sami przy stoliku, postanowiła powiedzieć parę słów swojemu przyjacielowi od najmłodszych lat – Ja rozumiem, że możesz czuć potrzebę założenia rodziny. Patrzysz w końcu na Sebastiana i Violettę, układa im się, są szczęśliwi. Nie zmienia to jednak faktu, że działasz zbyt pochopnie! Ile ty ją znasz?
- Wystarczająco – odrzekł spokojnie.
- Wystarczająco, żeby wypić drinka w pubie. Wystarczająco, żeby zaprosić na urodziny. Jednak na pewno nie wystarczająco, żeby sobie zrobić dziecko. Masz trzydzieści trzy lata i nie wiesz co to jest antykoncepcja?!
- Dość, Paula! Nie będziesz wtrącała się do mojego życia. Myślałem, że ucieszycie się, że próbuję sobie jakoś poukładać życie. Chcę mieć do czego wracać, chcę mieć swój azyl. Ja nie wtrącam się w twoje zawirowania miłosne, więc oszczędź i mnie, proszę.
- A co z Ulą? – spojrzała na niego z byka.
- Nie rozumiem? – upijając łyk kawy, spytał.
- Ją też masz gdzieś? Przecież jeszcze trzy miesiące temu biegałeś za nią i szalałeś z zazdrości. Tak szybko ci przeszło?
- Paula, dobrze wiesz, że Ula jasno wyraziła swoje zdanie na ten temat. Dla mnie sprawa jest skończona, nie ma sensu pchać się tam, gdzie cię nie chcą. Nie sądzisz?
- A rozmawiałeś z nią o tym? Powiedziałeś jej, że mogłoby być inaczej między wami?
- Po co, jakie ma to teraz znaczenie?
- Jakie ma to teraz znaczenie?! Ty sobie naprawdę ze mnie kpisz… Laska pierze ci brudne gacie, za przeproszeniem, gotuje obiadki, wyciera podłogi, chodzi na kolacyjki do rodziców i faktycznie robi to z dobroci serca. Gdybyś był jej obojętny, na pewno miałaby to w głębokim poważaniu.
- Paula, nie panikuj. Przyjaźnimy się, to chyba normalne, że sobie pomagamy.
- Tak? A kiedy ostatnio u niej byłeś? Albo spytałeś jak się w ogóle czuje. Wiesz, że w ostatni weekend był dla niej ciężki. Noc z piątku na sobotę spędziła na ostrym dyżurze, bo przez cały dzień ustawiała meble po remoncie? Złapał ją taki ból pleców, że nie wiedziała co ma zrobić.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniła?! – spytał poirytowany.
- Owszem, dzwoniła. Odebrała twoja dziewczyna i odrzekła, że śpisz i czy to coś ważnego. To co Ula miała powiedzieć? Po prostu się rozłączyła.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? Teraz stałaś się jej przyjaciółką? Jeszcze niedawno była dla ciebie wrogiem – odburknął niemiło.
- Owszem, zaprzyjaźniłyśmy się. Nasza przyjaźń oparta jest na solidnym fundamencie twojej nieodwzajemnionej miłości. A wracając do twojego weekendowego wyczynu. Następnym razem niczego nie obiecuj, bo znowu dasz ciała. Ojciec chciał jej przysłać ekipę do tych mebli, ale nie, po co, skoro przyjaciel pomoże. No to pomógł jak cholera! Wiesz co, brak mi słów – już miała wyjść – no i oczywiście gratuluję, tatusiu.
Kiedy Paulina odeszła, zrobiło mu się bardzo głupio. Nie sądził, że to wszystko tak wygląda. Owszem, miał teraz dla Uli mniej czasu, ale to wszystko przez jego nowy związek. Zawsze tak jest, że kiedy para ludzi zaczyna układać sobie wspólnie życie, chcą spędzać ze sobą dużo czasu. Kasia bardzo zabiegała o jego wolny czas. Chciała spędzać go z nim jak najwięcej. On podporządkował się temu bez specjalnych oporów. Wrócił do swojego gabinetu i oddał się pracy. Wychodził właśnie do Uli, jednak zadzwoniła jego dziewczyna i wyciągnęła go na lunch.
- Violka, Marek u siebie? – spytała Cieplak wchodząc do sekretariatu.
- Coś ty, jak dwie godziny temu poszedł na lunch z tą swoją panną, tak jeszcze nie wrócił.  Coś przekazać?
- Nie, nie trzeba. Załatwię to z twoim mężem  - uśmiechnęła się miło i wybrała do gabinetu Olszańskiego.
- Dwutygodniowy urlop? Teraz, przed pokazem? – Seba patrzył z otwartymi oczyma na wniosek.
- Tak, wszystko jest tam napisane. Marka nie ma, więc przychodzę z tym do ciebie. Tutaj masz wszystko odnośnie pokazu, dopięte na ostatni guzik – podała mu sporej wielkości segregator.
- Nie chcesz mu dać tego sama? Ostatnio spotykasz się z nim częściej niż ja – powiedział miło i uśmiechnął się.
- No właśnie chyba jednak nie – zamyśliła się – nie ma czasu, jest zabiegany.
- Od sierpnia dopiero będzie zabiegany, słyszałaś nowiny? – spytał niepewnie.
- Tak… - zasmuciła się – To co, przekażesz mu wszystko? Ja powoli będę się zbierać do domu. Muszę się spakować i wyjechać jeszcze przed nocą z miasta. Mam też wizytę kontrolną u lekarza.
- Jasne, dzięki. Udanego wypoczynku. Ale zaraz, zaraz. Nie będziesz na pokazie?
- Jakoś nie mam ochoty na ten blichtr i splendor. Na pewno wniosę za was toast grzańcem przy kominku. Na razie! – wyszła i od razu udała się do swojego gabinetu. Spakowała swoje rzeczy, życzyła Dorocie udanej zabawy na pokazie i wyszła do domu.
Poczekalnia szpitalna nie była jej ulubionym miejscem. Dookoła tłumy ludzi , przyjęcia nagłe, planowe. Grudniowa, zmienna pogoda sprawiała, że takie miejsca jak to, pękały w szwach od nadmiaru pacjentów. Obok niej siedziała staruszka, która kichała jak alergiczka. Z drugiej strony wrzeszczące dziecko. Hałas, duchota i tłok spowodował, że zrobiło się jej słabo i poinformowała o tym pielęgniarkę. Ta zaprowadziła ją do zabiegowego, żeby mogła chwilę poleżeć i podała szklankę wody. Po piętnastu minutach zjawił się u niej przystojny lekarz.
- Dzień dobry, Szymon Wanat, miło mi – powiedział przyjaźnie i usiadł za biurkiem.
- Urszula Cieplak, mnie również – powiedziała schodząc z kozetki.
- Proszę leżeć i nie wstawać, zaraz znowu mi pani zasłabnie. Który to tydzień?
- Słucham? – zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.
- Który to tydzień ciąży? – zapytał tym razem poważnie.
- Pan naprawdę musiał mnie z kimś pomylić, pójdę już, bardzo dziękuję za pomoc – schodząc z kozetki znów zrobiło się jej słabo i miała szczęście, że doktorek akurat był przy niej.
- A może jednak przyszła pani do mnie? – zaśmiał się w głos, co doprowadziło do niekontrolowanego wybuchu śmiechu również u Uli.
- Jeszcze przyjdzie na to czas – mrugnęła do niego – wyjeżdżam w góry i przyszłam skontrolować swoje plecy. Ostatnio trochę je nadwyrężyłam. Remont i te sprawy, wie pan jak to jest – chciał skomentować słowa pacjentki tym, że przecież mogła prosić o pomoc męża, ale nie zauważył obrączki na palcu.
- Trzeba było poprosić kogoś o pomoc, a nie teraz tkwić w naszym zatłoczonym grajdołku – zakomunikował.
- Tak, żeby jeszcze było kogo. Przyjaciółka bardziej delikatna ode mnie – uśmiechnęła się – będę się już zbierać. Najwyżej w Szwajcarii wybiorę się do przychodni – zaczęła ubierać płaszczyk.
- A może da się pani skusić na szybką kawę? Kończę tutaj dyżur i jadę do swojej kliniki, ale mam jeszcze dwie godzinki, to jak? – kobieta bardzo wpadła mu w oko. Bardzo ucieszył się na tę niespodziewaną wizytę pacjentki.
- Bardzo bym chciała, ale muszę dzisiaj pojechać do rodziców do Krakowa , stamtąd jutro mam wylot.
- W takim razie odwiozę panią – zaryzykował – zrobię sobie wolny wieczór i jutrzejszy dzień.
- Pan żartuje? Takie propozycje kończą się morderstwem albo czymś gorszym – spojrzała na niego wesoło.
- Czego się pani obawia? Nigdy nie zrobiła pani czegoś szalonego? – spytał.
Zrobiłam, trzy miesiące temu w klubie. Potem potoczyło się już lawinowo. Teraz mam, co chciałam.
- To chyba nie jest dobry pomysł… - wahała się.
- Jako pani niedoszły lekarz, nie mogę pozwolić, żeby w tym stanie zdrowia przebyła pani taką podróż. To jak?
- Sama nie wierzę w to, co robię, no dobrze. Odstawię auto pod dom i spotkamy się za pół godziny pod tym adresem – podała mu kartkę.
- Poproszę jeszcze numer telefonu – użył spojrzenia, od którego nogi same sięuginały.

Odstawiła auto do garażu i udała się do mieszkania po bagaże. Czekała przed bramą na doktorka. Była święcie przekonana, że to na pewno jakiś głupi żart. Weszła w to. Ostatnio za bardzo skupiała się na pracy i Marku, który powoli nie miał miejsca dla niej w swoim życiu.  Po chwili otrzymała SMSa:
Dzisiaj nawet nie zdążyliśmy pogadać. Odwożę Kasię do rodziców i resztę tygodnia aż do pokazu rezerwuję dla nas. O szczegółach pogadamy jutro. Marek
Była tak zaczytana w wiadomość tekstową, że nie zauważyła nawet jak mercedes klasy S podjeżdża pod bramę. Po kilku minutach usłyszała odgłos klaksonu.
- Matko! – aż krzyknęła.
- Przepraszam bardzo, nie chciałem przestraszyć – uśmiechnął się przepraszająco – pani się wyprowadza? Aż trzy walizki?
- Proszę pana, ja jestem wolna, nie mam męża i nie znam dnia ani godziny. Muszę po prostu dobrze wyglądać – zaśmiała się i żwawym krokiem ruszyła w kierunku auta. Uprzednio, nie odpowiadając na SMS, wrzuciła telefon do torebki.
- Bardzo dziękuję za podwózkę i za kolację, i za kawę – wymieniała długo.
- Liczę na rewanż po powrocie – miło się uśmiechnął – a tak w ogóle kiedy wracasz?
- Wiesz co, sądzę, że dwudziestego, samolot wyląduje na Okęciu o dwunastej. Wybrałam sobie naprawdę bezsensowną datę na urlop, ale cóż. Wigilię spędzę w Warszawie, a zawsze to lepsze niż towarzystwo trzydziestu ciotek i wujków, którzy wyczekują obrączki na palcu lub ciążowego brzucha – deklamowała.
- Rodzice lecą z tobą?
- Na pewno się dołączą z rodzeństwem, kiedy dowiedzą się jakie plany mam na same święta. Pomarudzą i jakoś to będzie. Muszę uciekać, bardzo dziękuję. Na pewno się odwdzięczę, numer telefonu posiadam – cmoknęła go w policzek i udała się do domu rodzinnego.
Środa w domu mody Febo&Dobrzański należała do bardzo gorących dni. Już w sobotę miał się odbyć pokaz najnowszej kolekcji wiosna/lato. Projektant oraz konsultant Wojtek prężnie dopinali szczegóły, a krawcowe nanosiły ostatnie poprawki. Każdy uwijał się jak w ukropie, żeby zdążyć ze wszystkim. Jedynym działem, który miał wszystko skończone był właśnie ten finansowy. Gdy wybiła godzina dziewiąta, progi biura przekroczył prezes.
- Hej, Aniu. Jakaś poczta? – powiedział wesoło.
- Violka wszystko wzięła. Co się stało, że dzisiaj jesteś mniej spóźniony niż zwykle? – spytała obracając w dłoniach długopis.
- Kasia jest kochana, ale w ciąży stała się nie do wytrzymania. Odwiozłem ją do rodziców i mam chwilkę spokoju. Wczoraj spędziłem wieczór z Sebą, od dzisiaj rezerwuję czas dla Uli. Jest już może u siebie?
Ania chciała odpowiedzieć na pytanie prezesa, jednak rozdzwoniła się jego komórka. Pożegnał się kiwnięciem dłoni i poszedł do siebie.
Około południa, potrzebował kilku podpisów, których Ula nie umieściła na raporcie. Mogło to poczekać, ale był to doskonały pretekst, żeby oderwać się od pracy i wypić kawę z przyjaciółką.
- Ula u siebie? – spytał Dorotę, która porządkowała segregatory.
- Pani dyrektor ma wolne do dwudziestego grudnia, myślałam, że pan prezes wie – odrzekła.
- Nie, nie wiedziałem, dziękuję.
Odszedł do socjalnego i wybrał jej numer telefonu, całkowicie bezskutecznie. Za każdym razem odpowiadała automatyczna sekretarka.
- Dlaczego nic nie wiem o urlopie Uli? – zapytał ostro przyjaciela.
- Gdybyś nie siedział pół dnia na kawkach i lunchach to wiedziałbyś. Była z tym u ciebie, ale kiedy pocałowała klamkę, przyszła do mnie.
- Jestem mega kiepskim kumplem, co?
- Nie jest aż tak źle, często stawiasz – Olszański miał niezły ubaw.
- No opowiadaj, jak tam po pokazie? Widziałam mnóstwo zdjęć w internecie, imponująco to wyglądało – Ula z kubkiem kakao rozmawiała przez telefon z Pauliną.
- Jak zwykle się spisałam – zaśmiała się.
- W to nie wątpię. Wracam za tydzień to pogadamy, nie mogę się doczekać nowej dostawy ploteczek.
- Ula, Marek o ciebie pytał…
- Jestem na urlopie, nie obchodzi mnie praca. A jeśli chodzi o sprawy prywatne… My już nie mamy ze sobą nic wspólnego…
Dwudziesty grudnia przywitał wszystkich sporą dawką słońca. W hali przylotów czekał mężczyzna z bukietem czerwonych róż. Kiedy widział, że cel jego oczekiwania, podchodzi doń szybkim krokiem, natychmiast wstał i był gotów na powitanie.
- Szymon, co ty tutaj robisz? Czekasz na kogoś? – mówiła między oddechami.
- Na ciebie. Wiedziałem, że sobie nie poradzisz z tym bagażem… - spojrzał na wózek – Pojechałaś z trzema, a wracasz z czterema? Ula, daj żyć – wybuchnął śmiechem.
- Czepiasz się. Nie masz pojęcia czym jest dla kobiety urlop. Jak minął poranek? – spytała z zaciekawieniem.
- Nudno, jak co dzień. Uratowałem życie wcześniakowi, żadna rewelacja – powiedział bez żadnego zająknięcia, zabrał wózek z bagażem i udał się do auta.
- To nic takiego… - powiedziała do siebie.
Tymczasem w drugiej części miasta, dokładnie na recepcji piątego piętra budynku przy Lwowskiej, oczekiwał mężczyzna. Około dwudziestosześcioletni chłopak bardzo chciał się spotkać z prezesem Dobrzańskim. Kiedy wreszcie ten pojawił się w drzwiach windy, mężczyzna zaczął bez bezsensownych wstępów.
- Witam, musimy porozmawiać. Jestem chłopakiem Kaśki…

Ja wiem, że Ty chcesz I-V

Siedziała w swoim gabinecie. Zajmowała go od niedawna. Na objęcie posady dyrektora finansowego namówił ją przyjaciel jej ojca. Krzysztof. Potrzebował sprawdzonej osoby, a ona wydawała się idealna. Wróciła właśnie po rocznym kontrakcie z Nowego Jorku, gdzie pracowała w jednym z wieżowców przy Wall Street. Tak prestiżowego kontraktu nie zdobyła tylko przez swoją wiedzę, która była niemała, ale właśnie przez kontakty swojego ojca. Józef Cieplak był właścicielem sieci hoteli w Polsce i zagranicą. Cieszył się ogromnym majątkiem, jednak przy tym pozostał naprawdę ciepły i życzliwy dla ludzi. Oprócz najstarszej, Urszuli, która skończyła ekonomię, miał dwójkę młodszych pociech. Jan – który kończył właśnie krakowskie liceum, żeby za rok pójść na medycynę oraz Beata – siedmioletnie oczko w głowie ojca. Szyja rodziny, najważniejsza kobieta w życiu Józefa to Magdalena, która nade wszystko ceniła sobie szczęście sowich dzieci. Sama nie pracowała po to, żeby zająć się willą, którą rodzina posiadała na przedmieściach Krakowa. Józef i Magdalena przebywali ostatnio w Szwajcarii na nartach, gdzie poznali małżeństwo, które rocznikowo było im bliskie. Helena i Krzysztof Dobrzańscy, warszawscy inwestorzy i właściciele domu mody. Rodziny bardzo przypadły sobie do gustu. Krzysztof, niedługo po powrocie do Warszawy, postanowił wybrać się do Józefa, aby przeprowadzić męską rozmowę. Wiedział od niego, że jego córka nie chce pracować u ojca, gdyż miała dość tego, że zawsze i wszędzie wszystko za nią załatwiał. Sama chciała stanąć na nogi i zacząć żyć na własny rachunek. I to właśnie Dobrzański złożył jej propozycję nie do odrzucenia. Miała zostać dyrektorem finansowym. To ogromne wyróżnienie dla niej samej. Nie wahała się ani chwili. w tydzień załatwiła najważniejsze sprawy i przeniosła się na stałe do Warszawy. Z opowiadań ojca wiedziała, że dom mody Febo&Dobrzański Fashion, to firma rodzinna. Polsko-włoska marka powstała parędziesiąt lat temu. Włoskie małżeństwo zginęło w wypadku i osierociło dwójkę dzieci, Aleksa i Paulinę. Aleksander Febo większość czasu spędzał w delegacjach i nawiązywał mnóstwo kontaktów. Paulina natomiast pełniła funkcję ambasadora marki, ponadto przygotowywała pokazy. Seniorzy Dobrzańscy mieli jedynego syna, Marka. Był naprawdę dobrym prezesem. Świetnie zorganizowany, uczciwy i skrupulatny. Z Aleksem stanowili team idealny. Byli jak bracia. Paulina natomiast skrycie podkochiwała się w Marku i mimo, że wielokrotnie mu o tym mówiła i prosiła, żeby spróbowali, ten odmawiał twierdząc, że to głupi pomysł. W weekend poprzedzający pierwszy dzień pracy poszła na imprezę do jednego z warszawskim klubów dla elit. Usiadła przy barze i zamówiła martini, obserwując przy tym parkiet i bawiących się ludzi. Odetchnęła pełną piersią… Wreszcie była wolna. Z dala od rodziców i wiecznego pomagania i mówienia jak ma żyć. Teraz czas na jej błędy. Pierwszy raz tak się czuła, kiedy rok temu stanęła w swoim nowojorskim lofcie, jednak okazało się, że rodzice bywali u niej średnio raz w miesiącu. Ciągła kontrola, która doprowadzała ją do szału. Teraz wszystko miało być inaczej. Nie zauważyła nawet, jak trzymała w dłoni drugiego drinka, a obok niej dosiadł się przystojny brunet. Pytającym wzrokiem spojrzała na trunek.
- Wyglądała pani na zamyśloną, więc stwierdziłem, że to idealna okazja, aby wykorzystać chwilę i podejść – uśmiechnął się do niej.
- Strach pomyśleć co byłoby, gdybym wyglądała na niemyślącą – burknęła sama do siebie.
- Chyba ktoś tu nie ma humoru – szczerze się zaśmiał.
- To zmęczenie, od dzisiaj jestem słoikiem – tryknęła swoim kieliszkiem w jego whisky i upiła spory łyk – chodźmy tańczyć!
Bawili się ze sobą całą noc, jednak prawie w ogóle rozmawiali. Na zmianę tańczyli i spijali drinki. Nawet się nie spostrzegli, a wylądowali w jego mieszkaniu. Szybki seks i sen. Rano, kiedy obudził ją potworny kac, przez chwilę nie wiedziała co się dzieje. Jednak kiedy dostrzegła nagiego mężczyznę, który leżał obok niej, otrzeźwienie momentalnie nastąpiło. W pośpiechu zaczęła zbierać swoje ubrania i kierować się do wyjścia, w połowie drogi, między salonem a korytarzem, wyszedł za nią.
- Spotkamy się jeszcze? – powiedział, splótłszy ręce na piersi.
- To chyba nie jest dobry pomysł, to co się wczoraj wydarzyło też nie było dobrym pomysłem. Muszę już iść, cześć – szybkim ruchem otworzyła drzwi i chwilę później siedziała w taksówce. W końcu nadszedł długo wyczekiwany poniedziałek. Po firmie oprowadził ją Krzysztof. Na dziesiątą zarządził zebranie ze swoim synem, który pełnił funkcję prezesa oraz Aleksem, Pauliną i całym działem finansowym. Chciała się do tego spotkania dobrze przygotować. gdy wybiła dziewiąta pięćdziesiąt, wzięła dokumenty i ruszyła w stronę salki konferencyjnej. Zajęła miejsce opodal Krzysztofa. Wielkie było jej zdziwienie, gdy po chwili w drzwiach stanął… Mężczyzna, z którym przeżyła pierwszy warszawski weekend.
- Ulu, poznaj proszę mojego syna – Krzysztof powiedział spokojnie.
- Marek Dobrzański, prezes. Miło mi – podał jej rękę i posłał swój szelmowski uśmiech. kobieta, całkowicie zaskoczona sytuacją, odrzekła:
- Urszula Cieplak, dyrektor ds. finansów. Mnie również.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca, szybko przeszła do rzeczy. Po trwającym dwie godziny zebraniu, wszyscy opuścili konferencyjną. Została tylko Ula,Krzysztof, Aleks i Paulina. Włoszka widziała w jaki sposób młody Dobrzański patrzy na Ulę i właśnie w tej chwili zrozumiała, że musi coś zrobić z tą dziewczyną.
- Jestem naprawdę pod wrażeniem przygotowania i kompetencji. Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze współpracowało – mówił Krzysztof.
- Ja również jestem pod wrażeniem zdolności i umiejętności Uli – powiedział, patrząc prosto w jej błękity, wiedział o dwuznaczności tych słów. Jednak nie mógł się powstrzymać. Była bardzo zażenowała, ale nie chciała niczego ujawnić. Nie chciała, aby ktokolwiek wiedział, że spędziła noc z prezesem. Wyszli z konferencyjnej, natychmiast udała się do swojego gabinetu i usiadła za biurkiem ciężko oddychając.
- Widzisz, jednak spotkaliśmy się szybciej niż sądziłaś – wszedł na chwilę do jej gabinetu, po czym opuścił go z nieskrywaną radością.
A ona cały czas siedziała, u siebie, za biurkiem, przy laptopie. I nie wiedziała co czeka ją na jutrzejszym lunchu, na który kazał jej przyjść…
- Uważam, że rokowania są naprawdę dobre – zakończyła swój monolog i podała dokumenty Markowi. Przez cały dzień i pół nocy zapoznawała się z budżetem firmy. Sprawdzała każdą umowę, każdą, większą transakcję. Rozmawiała z działem księgowości i postanowiła, że wykona raport. Wyniki przedstawiała właśnie prezesowi.
- Jestem naprawdę pod wrażeniem. Nie sądziłem, że jesteś tak skrupulatna i dokładna. Spotkałem się z tobą, gdyż chciałem, abyś spotkała się z ludźmi z różnych działów w celu wprowadzenia. Masz tutaj namiary – podał jej swój kajet – Możesz też liczyć na moją sekretarkę, Violettę, jednak jest ona nieco niekompetentna…
- Ważne, że swoje kompetencje pokazała w łóżku – zadrwiła z niego.
- Wiesz, jest seksowna, ale zawsze to żona przyjaciela – powiedział z ironią – Osobiście wolę ciebie i twoje „kompetencje” – zaśmiał się.
- Jeśli to koniec tego spotkania, pozwolisz, że już pójdę – zaczęła składać dokumenty.
- Boisz się o tym rozmawiać? A taka jesteś bystra – uśmiechnął się szelmowsko.
- A co, chcesz usłyszeć jakim byłeś ogierem czy raczej wolisz spytać czy udawałam? – pozostawiła go sam na sam z myślami i dumnym krokiem poszła w kierunku FD.
Przez cały dzień unikała Marka jak ognia. Nie miała ochoty na żadne spotkanie z nim. Oboje nie roztrząsali tematu wspólnie spędzonej nocy. Oczywiście poza sytuacjami w cztery oczy, kiedy to często sobie dokuczali. Zajęta opracowaniem budżetu na cały następny kwartał, zapomniała o jego poleceniu. Postanowiła jak najszybciej zapoznać się z przedstawicielem każdego działu, aby nic jej nie umknęło. Po trzech godzinach, tuż przed piętnastą, siedziała w bufecie w oczekiwaniu na kogoś z kadr, załogi Pshemko, recepcjonisty i działu IT.
- A może kawy dla pani dyrektor? – bufetowa Ela spojrzała na Ulę niepewnie.
- Proszę dać spokój z tą panią dyrektor. Jestem Ula, Ula Cieplak. Proszę usiąść obok, chwilka panią nie zbawi – uśmiechnęła się.
- Ela, mam na imię Ela – kobieta dosiadła się obok Cieplakówny i gawędziły o firmie, ludziach i samym prezesie.
- Jest aż takim ciekawym tematem? – zagaiła Ula popijając kawę.
- No jasne! Każda modelka, dziennikarka, aktorka i inna ładna kobieta jest dla niego nie do odpuszczenia. Wiele kobiet było przy jego boku, z wieloma go łączono. Jednak tak naprawdę z żadną nie był na dłużej. Wszyscy w firmie śmieją się, że jemu pisana jest Paulina, która zawsze i wszędzie będzie na niego czekać.
- O, no proszę. Wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć w bufecie – uśmiechnęła się i przeprosiła, gdyż właśnie przyszli ludzie z firmy umówieni z nią na spotkanie.
- Tak, mamo. Rozumiem, będę na pewno. Przecież wiem, że babcia pierwszy i ostatni raz obchodzi osiemdziesiąte urodziny – mówiła do słuchawki, czekając na windę – Mamo, daj spokój, nie przywiozę żadnego potencjalnego kandydata na zięcia, odpuść. Kocham cię, muszę kończyć.
- Ja chętnie pojadę do babci – za plecami Uli nagle niespodziewanie pojawił się Marek.
- Nie, dziękuję. Dam sobie radę – ironicznie się uśmiechnęła.
- Potrafię zauroczyć niejedną babcię – zachwalał sam siebie.
- Jak i niejedną modelkę, aktorkę i takie tam – mówiła bujając się lekko w przód i tył.
- Masz o mnie nie najlepsze zdanie – posmutniał.
- Ja? Nie, ludzie z firmy. Ale pocieszę cię, że prezesem jesteś świetnym. Po pięć stówek na święta. Nic, tylko czekać Gwiazdki – zaśmiała się i wsiadła do windy.
Kiedy zjechali na dół, pożegnali się z panem Władkiem, który czekał na żonę Elę i ruszyli w kierunku parkingu opodal firmy.
- Podwieźć cię gdzieś? – spytał.
- Właśnie po to za tobą idę, potrzebuję podwózki na Powiśle, jeszcze nie zdążyłam kupić auta – mówiła miło.
- Masz szczęście, że cię lubię, wskakuj – szarmanckim gestem otworzył jej drzwi. Po niecałej godzinie byli już na miejscu.
- Dzięki, naprawdę. Zaprosiłabym cię na kawę, ale nie wypada spoufalać się z prezesem. Do miłego! – wysiadła szybko.
- To może kolacja? Kino? – oddalała się – Kajaki? Gokarty? – nie reagowała – Tenis? Squash?
- Nie słucham cię – nawet się nie odwracając, pomachała do niego ręką i uśmiechnęła się do siebie.
Siedział w swoim apartamentowcu, na tarasie i patrzył na miasto. Na stolicę, która zdawała się nigdy nie spać. Był zamyślony. Nie spodziewał się, że jego serce może mocniej zabić do jakiejś kobiety. Z reguły jego uczucia kończyły się wraz z braniem prysznica po stosunku. W tej chwili było inaczej. Spędzony z nią czas, naprawdę sprawiał mu radość. Była pierwszą dziewczyną, która jakby zdawała się nie dostrzegać jego uroku. Z jednej strony strasznie go to denerwowało, ale z drugiej postanowił gonić króliczka…
- Aniu, mogłabyś skserować mi to dwukrotnie? Violetta znowu się gdzieś podziała – powiedział do recepcjonistki.
- Jasne, nie ma problemu – wzięła plik kartek i udała się w stronę pokoju ksero.
Po chwili do recepcji podszedł młody mężczyzna, z bukietem kwiatów.
- Witam, szukam Urszuli Cieplak – powiedział stanowczo do Marka. Mina Dobrzańskiego sugerowała, że nie jest zadowolony z tego, że ma na horyzoncie rywala…
- A w jakiej sprawie? Może będę mógł pomóc? Marek Dobrzański, jestem tutaj prezesem – podał mu dłoń.
- Witam, raczej nie. To prywatna sprawa. Mógłby mnie pan do niej zaprowadzić? – w jego głowie można było wyczuć obcy akcent.
- Nie wiem czy jest w biurze, pracuje tutaj od niedawna i często wychodzi na spotkania – kontynuował Dobrzański.
W tej właśnie chwili, drzwi windy się otworzyły i wysiadła z nich Ula wraz z Izą, prawą ręką Pshemko, z którą bardzo się zaprzyjaźniła. Tak właściwie nie tylko z nią. Również z kadrową, bufetową i recepcjonistką. Miały naprawdę dużo spraw do obgadania.
- Hej, Ula! – podszedł do niej i pocałował w policzek – Jak się masz?
Marek przyglądał się całej sprawie z ogromnym zaciekawieniem. Najbardziej intrygowało go zachowanie Uli. Kobieta wyraźnie skonsternowana patrzyła to na prezesa, to na swojego gościa. Widziała złość w spojrzeniu Marka. Postanowiła jak najszybciej zabrać gościa do siebie, po to, żeby załagodzić sytuację.
- Chodźmy do mnie – wzięła go za rękę i poprowadziła w kierunku swojego gabinetu. Zachowanie Uli nie umknęło Markowi i zdążył do niej rzucić.
- Na pewno o tym porozmawiamy – powiedział głośniej niż chciał.
- Nie rozumiem dlaczego nie pozwolisz jej podejmować własnych dezycji. Przecież radzi sobie dobrze w Warszawie – Magdalena tłumaczyła mężowi, że ich najstarsza córka nie wymaga już opieki.
- Nie wiemy jak sobie radzi, coraz rzadziej dzwoni – burknął.
- Józefie, ona tam jest od niecałego tygodnia. Ma do nas dzwonić co godzinę?
- Niczego nie rozumiesz, po prostu nie chcę, żeby coś się jej stało – posmutniał. Żona podeszła do niego i objęła.
- Za tydzień przyjedzie na urodziny mojej mamy, nacieszymy się nią do woli.
- Przestałaś się odzywać – usiadł na kanapie – A ja zupełnie nie wiem dlaczego. Przecież było nam razem dobrze.
- Doug, było. To naprawdę już skończone. Było miło, spędziliśmy miło czas, ale to tyle – oparła się o biurko i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie chcę, żebyś źle mnie odebrała, ale sprawy między nami nie są do końca uregulowane – podszedł do niej – I ja wcalę nie chcę niczego zmieniać.
- Na początku sami uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Zgodziłeś się na to, a teraz co? – powiedziała poważnie.
- Kiedy wyjechałaś, wszystko się zmieniło. Wszystko! A ja nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Pamiętasz Grey’s Papaya? Pamiętasz Time Square? – mówił przejęty, podchodząc coraz bliżej, aż w końcu ich twarze się spotkały.
- Ula, mój jest w konferencyj – wszedł z impetem do jej gabinetu, ale zastał scenę, która zmroziła mu krew w żyłach. Cały nabuzowany patrzył jak obcy mężczyzna całuje Ulę – wyszedł dość szybko, Ula zdążyła tylko odepchnąć od siebie Amerykanina.
- Wyjdź, wyjdź stąd, proszę… – spojrzała na niego.
- Spotkasz się ze mną? – powiedział smutno.
- Juto o 12 zjem z tobą lunch w tej kafejce na dole. A teraz już idź – zajęła miejsce za biurkiem i odebrała dzwoniący telefon – Tak, Dorota, zaraz tam pójdę.
- Przepraszam za spóźnienie – zajęła miejsce opodal Aleksa.
- Nic nie szkodzi. I tak dopero co zaczęliśmy – Krzysztof zwrócił się do Uli.
- Jak wspominałem muszę wyjechać do Włoch, ciocia Edvige potrzebuje pomocy i trzeba się nią zająć. Paulina poleci ze mną, chociaż na miesiąc. Musimy znaleźć dla niej opiekę, pozałatwiać sprawy.
- Rozumiem, nie ma żadnego problemu, prawda Marku – Krzysztof zwrócił się do syna. Ten przez dłuższą chwilę nie odpowiedział – Marku?
- Tak, tak. Nie ma żadego problemu. Przepraszam, ale muszę wyjść. Dokończcie beze mnie – powiedział ze spokojem, spojrzał na Ulę i wyszedł.
- W takim razie zajmijmy się planem na miesiąc, Ulu, proszę .
Po niecałej godzinie wychodzili z konferencyjnej.
- Marek u siebie? – Ula zapytała Violettę, która namiętnie stukała w klawiaturę.
- Jest w kuchni, robi sobie kawę. Zawaił mnie robotą, to niech sam sobie kawki sprawia – trajkotała.
- Dzięki – poszła w kierunku socjalnego. Stał oparty o blat, tyłem do wejścia.
- Możemy porozmawiać? – spytała łagodnia, na co on się odwrócił.
- A mamy o czym?
- Dlaczego tak się zachowujesz? Stało się coś?
- Możesz mi powiedzieć kto to był? – spojrzał ostro.
- Przyjaciel…
- Przyjaciel?! I całujesz się z przyjacielem? – krzyknął.
- Doug… Doug to mój mąż…
Doug Sheridan – trzydziestodwuletni właściciel filmy deweloperskiej. Jego matka wyjechała do Stanów i tam poznała jego ojca. Wiedli szczęśliwe, ale biedne życie. Mieli dwóch synów. Jeden pracuje jako chirurg w jednym ze szpitali w New Jersey, a drugi posiada własną firmę deweloperską. Doug od najmłodszych lat był prymusem. Każdy egzamin na studiach zdawał śpiewająco. Sam wszystkiego dorobił się w życiu. Ulę poznał w jednej z kawiarni, kiedy podczas lunchu pracowała nad jakimiś analizami. Dosiadł się, rozmawiali. Spotkali się raz, drugi, trzeci. Spędzili ze sobą naprawdę sporo czasu. Zakochał się w niej. Nie powiedział jej tego, bo po co. Jego męska duma mu na to nie pozwalała. Pewnego razu zabrał ją na wycieczkę. Pojechali tam, gdzie zawsze chciała się znaleźć – Vegas. Bawili się beztrosko. Hektolitry alkoholu, hazard. Na koniec podróży postanowili wziąć ślub. Co prawda, nie miał on mocy prawnej. Na zalegalizowanie tego mają rok od zawarcia związku małżeńskiego. A, że ślub brali cztery miesiące temu, w czerwcu, na formalności mają jeszcze osiem miesięcy. Po ich powrocie z Vegas wszystko się zmieniło. Nalegał, naciskał na to, żeby została. Chciał, żeby zaczęła u niego pracować. A ona najzwyczajniej w świecie traktowała go jako przyjaciela. Powiedziała mu o tym, przeprosiła i wróciła do domu. Jak widać, nie odpuścił i przyleciał do Polski.

Marek wziął dwa tygodnie wolnego, nie chciał słyszeć o mężu Uli, ta sytuacja go przerastała. Nie mógł sobie poradzić z tym, że coś do niej czuje oraz z tym, że może być dla niego nieosiągalna. Zawsze było tak, że to kobiety robiły na jego widok maślane oczka. To on mógł wybierać i przebierać pomiędzy nimi,. Teraz role się odwróciły… Nie miał na nic wpływu. Nie mógł sobie darować, że tak łatwo dał się ponieść emocjom i zaczął myśleć, że z tą dziewczyną może być coś na poważnie. Pomylił się, a skutki tego miały dopiero nadejść. Siedział w jednym ze stołecznych barów, pił kolejnego drinka. Załował, że tak potoczyła się ich rozmowa niespełna cztery godziny wcześniej:
- Mąż? – spytał nad wyraz spokojnie.
- To długa historia i…
- Mam czas – nie dał jej dokończyć. Cały się gotował na myśl o mężczyźnie.
- Wiesz co, pieprz się! Za kogo ty się masz? Mareczek wielce obrażony, bo pierwsza panna mu odmawia? Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! – już miała wychodzić z socjalnego, ale Dobrzański zdążył dodać parę słów.
- Ciekawe czy z nim też się przespałaś i bawiłaś w kotka i myszkę – powiedział ostrzej niż zamierzał. Na reakcję Ciepak nie trzeba było długo czekać. Momentalnie się odwróciła i wymierzyła mu siarczysty policzek.

- Nie mogę patrzeć na tę wywłokę. Przyjeżdża nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co i wchodzi z buciorami w moje życie! – Włoszka prowadziła żywą dyskusję ze swoim bratem.
- Sorella, daj spokój. Ona nic złego nie zrobiła – mówił, popijając espresso.
- Jak to nie?! Zabrała mi Marka!
- Paula, tak naprawdę czekasz na niego całymi latami. Daj spokój, poznaj kogoś, zakochaj się – podszedł bliżej – Zasługujesz na kogoś lepszego. Przecież wiesz jakie życie on prowadzi. Chcesz tak żyć?
- Albo Marek, albo nikt – rzuciła i poszła w kierunku swojej sypialni.

Urszula Cieplak przyszła do firmy Febo&Dobrzański jako jedna z pierwszych. Miała wrażenie, że cały dział robił wszystko, żeby utrudniać jej pracę. Mnóstwo błędów, niedociągnięć, które każdego dnia musiała poprawiać. Szkolenie – jedyne co przychodziło jej na myśl. Adam Turek, Matylda Kłosiewicz, Teresa Milowicz – postanowiła, że musi doszkolić kadrę. Połączyć ich umiejętności z dozą innowacji. Właśnie przygotowywała w gabinecie plan szkolenia, gdy wybiła dziewiąta i firma tętniła życiem. Kiedy uporała się z zaległościami. Postanowiła zabrać się za cotygodniowy bilans przelewów. Do pełni szczęścia brakowało tylko podpisów Marka.
- Marek u siebie? – zapytała Violettę, która zajęta była wybieraniem idealnego krawatu dla Sebastiana.
- Nie ma go, wziął wolne. Myślałam, że wiesz. Do każdego pisał maila – sumiennie poinformowała.
- Do mnie żaden mail nie dotarł – odpowiedziała cicho…
- Po waszej wczorajszej kłótni tak się przejął, że od razu wyszedł z firmy, ups – zasłoniła usta ręką. Zdała sobie sprawę, że właśnie wyszło na jaw jej podsłuchiwanie – Nie, żebym specjalnie chciała podsłuchiwać. No, ale krzyczeliście tak głośno, że połowie firmy wybuchały cymbałki w uszach.
- Potrzebuję paru podpisów, to dość pilne – Cieplak udała, że nie zwraca uwagi na słowa Kubasińskiej.
- To zadzwoń na komórkę, może odbierze.

Udała się w kierunku własnego biura, zrobiło się jej go żal. Nie powinna go tak ostro traktować. Sama o sobie wystawiła nie najlepszą opinię już podczas ich pierwszego spotkania.
- Słucham?
- Cześć. Potrzebuję kilku podpisów, kto cię zastępuje – mówiła łagodnie.
- Zapomniałem o przelewach, a ojca nie ma – miotał się – Przed wyjazdem przyjadę do firmy i wszystko podpiszę. Zostaw to, proszę, u mnie na biurku.
- Chciałabym porozmawiać, znajdziesz chwilę? – poprosiła.
- Chyba już nie mamy o czym – uciął.
- Przepraszam, po prostu przepraszam – powiedziała i zakończyła rozmowę.

Tuż przed dwunastą wyszła z biura w kierunku restauracji, w której czekał już na nią Amerykanin.
- Cześć, kochanie – chciał ją pocałować, ale się odsunęła – Proszę, to dla ciebie – podał jej ogromny bukiet czerwonych róż.
- Doug, nie będę cię oszukiwać. Przepraszam, ale między nami niczego nie będzie.
- Ale jak to? Dlaczego nam to robisz? Przecież w Stanach wszystko było wspaniale – wziął jej dłoń.
- Pomyliliśmy dobrą zabawę z uczuciem…
- To twój szef, prawda? To z nim teraz?
Kobieta nie odpowiedziała, tylko intensywnie wpatrywała się w towarzysza.

Złożył podpis na dokumentach, które zaniósł do jej gabinetu. Emocje już opadły. Kupił bukiet fiołków i położył na jej biurku, do tego dołączył liścik:
„To ja przepraszam. Chyba za dużo sobie wyobraziłem. Mam nadzieję, że między nami wszystko się wyjaśni. M.”
- Nie sądziłam, że sprowadzenie tak małej  ilości dodatków będzie dla Państwa firmy nie do wykonania…  Proszę pana, jestem ambasadorem i to ja decyduję co założą moje modelki na pokazie!…  Nie, ja wcale nie krzyczę. Staram się znosić z klasą pański brak profesjonalizmu! Ma pan czas do jutra – Paulina siedziała na kanapie przy recepcji i próbowała dopiąć wszystko przed pokazem, który miał się odbyć za dwa miesiące. Słynęła z tego, że każdy dodatek dobierany był z dużą dozą smaku i klasy, nie lubiła półśrodków. Bardzo denerwowała się podczas przepraw z takimi dostawcami jak ten, który nie potrafił dotrzymać obiecanego słowa. Zbierała swoje rzeczy i miała przenieść się do konferencyjnej, kiedy nagle wyrósł przed nią rosły mężczyzna.
- Witam, ja do Uli, jest u siebie? – spytał.
- Nie ma jeszcze nikogo, jest przed ósmą, mogę w czymś pomóc? – Paulina nie ukrywała, że postać, która przed nią stała, sprawiła na niej ogromne wrażenie. Mężczyzna również nie ukrywał, że uroda brunetki nie jest mu obojętna.
- Chciałem zamienić z nią słowo i pożegnać się, niedługo wylatuję do Stanów. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i chciałem, żeby wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć. Skoro jednak jej nie ma, może uda mi się zaprosić panią na kawę?
- Z miłą chęcią. Od samego rana toczę nierówną walkę z dostawcami – posłała mu uśmiech i razem udali się w kierunku wind.

Ula od dwóch miesięcy piastowała zaszczytne stanowisko dyrektora finansowego. Praca układała się fantastycznie. Relacje z podwładnymi należały do bardzo poprawnych, a nawet przyjacielskich. Tak samo sprawa miała się z samym prezesem. Ula i Marek stali się przyjaciółmi. Spędzali ze sobą mnóstwo wolnego czasu. Pomógł jej kupić auto, ona pomogła mu wybrać prezent dla mamy na urodziny. On z kolei zawiesił jej firanki, ona wyposażyła kuchnię. Byli dobrymi kompanami w życiu prywatnym i zawodowym. Marek pogodził się z tym, że nie ma u niej szans. Ona wyjaśniła mu całą sprawę z Dougiem i skrycie liczyła, że może nadal między nimi będzie mogło coś być. Mężczyzna jednak odpuścił. Jak okazało się po miesiącu, poznał Kasię, kelnerkę z restauracji, do której lubił przychodzić. Urocza blondynka, która dopiero co skończyła filologię angielską. Zaczął bywać częściej w restauracji, raz nawet zabrał Ulę, żeby oceniła jego obiekt westchnień. Cieplakówna poczuła ukłucie zazdrości w momencie, kiedy czule ucałował dłoń Kasi. Zdała sobie sprawę, że jej szansa na związek z nim, przepadła. Bardzo żałowała tego, że nie dała mu znaku, że jednak coś mogłoby między nimi być. Podczas spędzania wolnego czasu razem, bardzo się z nim zżyła i poznała jego prawdziwe oblicze. Byłby doskonałym partnerem. Zawsze ją wysłuchiwał i doradzał. Nie przechodził obojętnie obok jej smutków i bolączek.
- Ula, oficjalnie jestem zajęty – przyszedł do niej, kiedy pracowała nad budżetem do pokazu. Marek wparował pełen entuzjazmu i obwieścił dobre nowiny.
- Tak się cieszę. Kasia to świetna dziewczyna. Niech się wam układa – przytuliła go do siebie, czując ogromny żal i smutek.
Ula weszła do firmy. Miała dzisiaj jedno spotkanie na mieście, na które miała się wybrać z Pauliną. Jednak tej nigdzie nie było.
- Aniu, jeśli Paula pojawi się w firmie, niech do mnie zajrzy. Na dwunastą jesteśmy umówione w Baccaro z Popławskim.
- Paulina jest na kawie z twoim, znaczy z panem Dougiem – Ania kłopotała się w zeznaniach.
- O, no proszę. Może wreszcie oboje zrobią coś więcej niż tylko czekanie na osoby, z którymi nigdy nie będą.  Nie przeszkadzajmy im, niech spędzą miło czas. Paulina ostatnio sporo haruje, pojadę sama. A wiesz może czy Marek u siebie?
- Teraz prawie w ogóle nie przychodzi na czas. Ta nowa miłość tak go uskrzydla. Powinien być około dziesiątej, przekażę, że o niego pytałaś.

Po spotkaniu z klientem, wróciła do firmy i udała się do siebie. Chciała jak najszybciej dokończyć wszelkie sprawy związane z budżetem do pokazu, ponieważ planowała urlop. Pokaz przypadał na początek grudnia, a ona wtedy bardzo lubiła spędzać czas w domu rodziców, w szwajcarskich Alpach. Było chwilę przed szesnastą, gdy do jej biura zapukał Marek.
- Hej, szukałaś mnie? – cmoknął ją w policzek.
- Mistrzu, to było jakieś siedem godzin temu. Jak tak dalej pójdzie to do końca roku będziesz żonkosiem – uśmiechnęła się do niego.
- Nie, to nie tak. Po prostu Kasia robi remont i musiałem kupić jej parę rzeczy, prosiła mnie o to, nie ma teraz gotówki i sama wiesz jak to jest. Mogłaby wrócić do siebie, do Sycowa, ale woli jednak rozejrzeć się za pracą tutaj…
- Marek, naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć, że utrzymujesz swoją dziewczynę, nie ma w tym nic złego. Może łatwiej byłoby wam, gdyby wprowadziła się do twojego apartamentu? – spytała, licząc, że przyjaciel zaprzeczy, zapewni o bezsensowności tego rozwiązania.
- Kasia bardzo by chciała, ale ja nie jestem pewien. Bardzo cieszę się na nasze spotkania u mnie w domu, lubię kłaść i budzić się przy tobie, a mając dziewczynę w domu, na pewno widziałaby w tym drugie dno.
No tak, na pewno nie byłaby szczęśliwa widząc mnie w twojej sypialni, kiedy przytulam się do ciebie w nadziei, że może kiedyś będzie tak, jak na początku…- To co, zabierzesz mnie na obiad? – spytała.
- Idę po teczkę i spotykamy się przy windach.
Czas mijał nadspodziewanie szybko. Początek grudnia zaskoczył ich sporym mrozem. Jednak w firmie FD aż wrzało. I to nie tylko za sprawą pokazu, który miał się odbyć za parę dni. Również w życiu uczuciowym pracowników wiele się działo. Państwo Olszańscy nie szczędzili sobie czułości. Również Paulina dała sobie spokój z Markiem i postanowiła dać szansę pewnemu biznesmenowi z amerykańskiego snu. Widywali się dość często jak na związek na odległość. Piękna włoszka bardzo zaprzyjaźniła się z Ulą, którą bardzo polubiła. Były przyjaciółkami nie tylko w pracy, ale również poza nią. Zwierzały się sobie ze wszystkiego. To Ula pierwsza dowiedziała się o rodzącym się uczuciu pomiędzy Dougiem a Pauliną. Również dyrektor finansowa nie miała żadnych tajemnic przed przyjaciółką. Cieplak wielokrotnie zwierzała się Pauli, ze bardzo żałuje tego, że nie mogą być z Markiem razem, że nie ma ochoty na bliższą relację niż ta przyjacielska.
- Ula, Paula! Będę ojcem – Marek wbiegł do bufetu podczas przerwy na lunch. Włoszka o mało co nie spadła z krzesła, natomiast Ula przypomniała sobie, że miała do napisania bardzo ważny raport…

OPOWIADANIE NR 3.

- Myślisz, że Turyn będzie lepszy niż Hanower? – zapytał niepewnie, przeglądając oferty pracy. Po powrocie z Bostonu otrzymywał wiele propozycji pracy za granicami kraju.
- Sam musisz wybrać, co jest dla ciebie najlepsze – uśmiechnęła się do niego i poszła do kuchni, aby zrobić sobie kolejną herbatę.
- Będziemy tam mieszkać razem, do ciebie również należy decyzja! – krzyknął z salonu.
- Muszę pomyśleć, nie mogę z dnia na dzień zrezygnować z prezesostwa. Pokaz okazał się sukcesem i kolejne również się udawały. Podczas twojej rocznej absencji w Polsce, wiele zrobiłam. Poza tym muszę się dowiedzieć kiedy Marek wraca. Nie mogę zostawić Dobrzańskich na pastwę jakiejś obcej osoby. Aleks się usunął, na stałe wyjechał do Mediolanu. Jednak Paulina jest na wakacjach z Markiem i kiedy wrócą, to oni przejmą stery. A wtedy my będziemy mogli zacząć nowe życie, razem – znów usiadła obok niego i cmoknęła go w policzek.
- Chyba, że znowu wróci Mareczek, a ty będziesz go pocieszać – powiedział z ironią.
- Piotr, nie zagalopowałeś się? Nie masz prawa tak mówić. Wróciłeś miesiąc temu, a już czujesz zagrożenie? Nie rozumiesz, że go nie ma! Wyjechał ponad rok temu do Włoch i tyle. Może wzięli jednak ten ślub i są szczęśliwi. Zawsze musisz widzieć konkurencję na horyzoncie? – mówiła podniesionym głosem.
- Przepraszam, nie powinienem był tego mówić – dodał.
- Nie powinieneś…
Sytuacja w firmie modowej, znajdującej się w stolicy przy ulicy Lwowskiej, była bardzo dobra. P.o. prezesa Urszula Cieplak idealnie wypełniała swoje obowiązki. Na kwartalnych zebraniach zarządu, nikt niczego nie mógł jej zarzucić. Nawet Aleks nie robił problemów. Chciał tylko, aby firma przynosiła jak największe korzyści i żeby mógł bez swojej ingerencji otrzymywać granty z udziałów i zysków. Spotkania zarządu przebiegały w okrojonym składzie. Po jednej stronie stołu siedziała ona, naprzeciwko Febo, a na skraju senior Dobrzański. Marek w stosownym piśmie, które przekazał ojcu, napisał, iż popiera wszelkie pomysły i działania pani prezes i głosuje „za”. Panna Febo nakazała bratu tak rozporządzać swoimi udziałami, aby działać na korzyść firmy, nawet jeśli wiązałoby się to z wojną domową z panią Cieplak. Właśnie podczas jednego z posiedzeń, udziałowcy doszli do pewnych wniosków. Głos zabrał senior.
- Pani Urszulo, jestem niesamowicie zadowolony ze współpracy z panią. Sprawdza się pani świetnie na swoim stanowisku. Nie widzę powodu, dla którego nie mógłbym przedłużyć z panią umowy o pracę na tym stanowisku. Chciałbym, żeby przez kolejny rok była pani pełniącą obowiązki prezesa, oczywiście ze stosownym, wyższym wynagrodzeniem.
- Brzmi to fantastycznie, jednak… – nie dane było jej dokończyć.
- Pojawia się jednak, przysłowiowe „ale”… Mój syn wraca do Polski i chciałby wrócić również do firmy. Mam nadzieję, że nie będzie to dla pani problem – spojrzał na nią intensywnie.
Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Po tylu miesiącach oczekiwania, nieprzespanych nocach, po telefonach, na które nigdy nie odpowiedział. Wreszcie miał się zjawić. Absolutnie nie wyobrażała sobie ich wspólnego spotkania. Jak miałoby ono wyglądać? Przecież dla niej nic nie będzie już takie samo. Kiedy pół roku, po braku jakiejkolwiek wieści od niego, zaczęła znów pogłębiać swoją zażyłość z Piotrem, nie sądziła, że wrócą do siebie. Stopniowo miłość z Marka chciała przelać na Sosnowskiego. Lecz nie było to łatwe. Do tej pory nosi w sercu ranę, która ropieje. Ilekroć słyszy cokolwiek o Marku, na nowo budzi się w niej tęsknota i żal. O wekslach już dawno zapomniała, o całej intrydze również. Wybaczyła mu, mimo wszystko. Wiele czasu biła się z samą sobą, jednak zwyciężyła miłość do niego. Ale co z tego, że ona walczyła, kiedy on sobie odpuścił? Niejednokrotnie słyszała, że mają z Pauliną w Mediolanie wspaniały dom z ogródkiem, znalazł ciekawą pracę, odpoczywa. Widocznie nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Nie pojawiał się na pokazach, zawsze reprezentowała go Paulina. Jego zachowanie potwierdziło, że to koniec. Czas ułożyć sobie życie na nowo. Zaczynała powoli, stopniowo. Z pieniędzy zarobionych w FD, zrobiła prawo jazdy, kupiła samochód oraz mieszkanie. Powoli kończyła spłacać kredyt, który wzięła pod hipotekę. Jej oszczędności wystarczyły tylko na cześć wydatków. O domowników z Rysiowa w ogóle się nie martwiła. Alicja na stałe zamieszkała z Józefem, a już pod koniec wakacji mieli stać się mężem i żoną. Jasiek na początku zamieszkał z siostrą w jej warszawskim mieszkaniu. Lecz po pół roku, razem z Kingą doszli do wniosku, że wolą mieć własną kawalerkę i żyć na własny rachunek. Studiowanie informatyki nie przeszkadzało mu w tym, żeby dorabiać wieczorami. Również Kinga, która wybrała sobie anglistykę, udzielała korepetycji i pracowała w weekendy jako kelnerka. Józef Cieplak pękał z dumy, że każde jego dziecko tak doskonale radzi sobie w życiu. Czasami jednak dostrzegał smutek w oczach u swej najstarszej latorośli. Szczególnie, kiedy na święta, urodziny czy imieniny życzył jej szczęścia i miłości. On wiedział, że te dwie rzeczy zniknęły z życia Uli, razem z odlotem samolotu relacji Warszawa-Mediolan, na pokładzie z Dobrzańskim. Wybawieniem dla niej okazał się powrót do Polski Piotra. Postanowiła, że da mu jeszcze jedną szansę. Przecież nie muszą kochać się ogromną miłością, wystarczy, że będzie to wzajemny szacunek.
- Panie Krzysztofie, mój partner przenosi się za granicę. Nie ukrywam, że chciałabym mu towarzyszyć. Mogę oddać fotel prezesa choćby od zaraz. Chociaż nie ukrywam, że bardzo lubię tę pracę. Jeżeli wyraża pan chęć współpracy ze mną, mogę pracować do końca wakacji – mówiła z kamienną twarzą. Prawdą było, iż bała się spotkania z Markiem.
- Proszę więc zastanowić się nad moją propozycją. Oczywiście na razie wszystko pozostaje po staremu. Dziękuję państwu za przybycie, posiedzenie uważam za zakończone – powiedział senior.
Kiedy wychodzili z konferencyjnej, udał się za Cieplak do jej gabinetu.
- Mogę na chwilę? – zapytał niepewnie.
- Oczywiście – była cała blada, kiedy usłyszała o nowinkach związanych z powrotem jej ukochanego.
- Ja wiem, że nie chce mieć pani z Markiem nic wspólnego. Zdaję sobie sprawę jak bardzo panią skrzywdził. Jednak prawdą jest, że jesteście doskonałym teamem w pracy. Również biorąc pod uwagę pani związek, nie mam wątpliwości, że jedyne, co może panią łączyć z Markiem, to przyjaźń. Proszę się zastanowić. On przylatuje za trzy dni, proszę nie uciekać. On naprawdę zmądrzał przez ten rok, wiedział, że stracił jedyną osobę, która była zawsze po jego stronie. Nie będę już przeszkadzał, do zobaczenia.
Po wyjściu Dobrzańskiego, Ula całkowicie się rozkleiła. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ile by dała, żeby móc z nim być. Jednak tak bardzo bała się, że on znów się nią zabawi i rzuci. To, że wybaczyła, nie oznaczało, że potrafi zaufać po raz kolejny. Te miesiące wiele zmieniły w jej psychice. Postanowiła wrócić do Piotra, który czekał na nią z obiadem.
- I jak tato? Jak zareagowała? – Marek chodził w tę i z powrotem po salonie swoich rodziców.
- Sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Synu, dla niej chyba już nie istniejesz…
- Muszę jej wszystko wyjaśnić. Muszę powiedzieć dlaczego tak się stało. Gdyby nie intryga Pauliny, o Boże! Już dawno bylibyśmy razem! – usiadł i zatopił twarz w dłoniach.
- Nie rozumiem jak Paulinka mogła zrobić coś takiego – Helena stała z filiżanką kawy opodal okna.
- Sam w to nie wierzę. Historia z taniego romansidła – westchnął.
Marek długo nie mógł otrząsnąć się po stracie Uli. Uznał, że wyjazd to jedyne rozwiązanie. W Mediolanie kupił dom, w którym pozwolił na jakiś czas zatrzymać się Paulinie. Jednak kilka tygodni sprawiło, że jego życie wywróciło się do góry nogami. Włoszka próbowała znów wkupić się w łaski byłego narzeczonego, jednak z mizernym skutkiem. W końcu posunęła się do ostateczności. Kiedy byli na raucie ze znajomymi, dosypała mu środek nasenny, a następnie położyła spać do swojego łóżka w samych majtkach. Dwa miesiące później powiadomiła go, że zostaną rodzicami. Z jednej strony się cieszył, ale z drugiej wiedział, że matką jego potomka może zostać tylko Ula. Paulina zakazała mu kontaktować się z Cieplak, zakazała latać na spotkania zarządu. Chciała odciąć go od niej. Jednak jej plan spalił na panewce. Kiedy rzekomo miała być w czwartym miesiącu ciąży, postanowiła, że musi kupić brzuch, gdyż normalnym jest, iż dziecko się rozwija. Zamawiała taki przez internet, kiedy nakrył ją Marek. Trwała burzliwa awantura, po której wyrzucił ją z domu. Nie mógł uwierzyć, co zrobiła. Postanowił pozamykać wszelkie sprawy, które łączyły go z Mediolanem i wrócić do Polski, do swojej prawdziwej miłości. Wiedział od ojca, że chodzi smutna i przygaszona. Nie chciał ich oboje narażać na coś takiego. Lecz kiedy po jakimś czasie dowiedział się, że jej serce jest zajęte, wpadł w rozpacz. Musiał działać. Powrót do firmy był jedynym wyjściem.
- Piotr, nie możemy kupić tego domu, kredyt będziemy spłacać sto lat! – śmiała się do chłopaka wychodząc z windy na trzecim piętrze.
- No najwyżej wezmę nadgodziny i będziemy spłacać pięćdziesiąt – oboje nieźle się bawili.
Znaleźli się w sekretariacie, w którym nie było ani Violi, ani Ani. Szybkim ruchem weszli do gabinetu, nie spodziewali się, kogo tam zastaną. Na sofie, w towarzystwie bukietu czerwonych róż , siedział Marek.
- Cześć… – powiedział niepewnie.
Wielkie było zdziwienie Cieplakówny, ale to mina Sosnowskiego okazała się bezcenna. W najgorszych koszmarach nie podejrzewał, że Dobrzański stanie mu po raz kolejny na drodze. Liczył na to, że do jego powrotu on wraz z Ulą będą mieszkali setki kilometrów od Warszawy. Patrzył na wroga bez emocji. Czekał na ruch swojej kobiety.
- Witaj – wyszeptała.
- Możemy porozmawiać? – poprosił Dobrzański, patrząc prosto w niebieskie oczy kobiety swojego życia. Ta przez chwilę nie odpowiadała, a następnie spojrzała wymownie na Piotra, na znak, że musi zająć się gościem.
- Do zobaczenia w domu – podszedł do niej i namiętnie wpił się w jej usta, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy ze swoim największym wrogiem. Kiedy wyszedł, Marek momentalnie wstał, wziął bukiet i cmoknięciem w policzek przywitał się z nią. Poczuł intensywny zapach jej perfum, idealnie dobrany. Jej dłuższe włosy muskały jego twarz. Wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Chciał jeszcze raz przeżyć to wszystko, co miało miejsce ponad rok temu. SPA, Wisła, wspólne wieczory w firmie. Jednak sądząc po dołączonym obrazku, ona jest już z innym.
- To dla ciebie – wskazał na bukiet.
- Dziękuję, nie musiałeś – bała się spojrzeć na niego po raz kolejny.
- Przychodzę, żeby porozmawiać – chrząknął. Cieplak podeszła do kanapy i ostrożnie usiadła, wcześniej odkładając kwiaty na stół.
- Chcesz porozmawiać o FD?
- Nie, o nas – patrzył na nią intensywnie – nie wiesz wszystkiego. Nie wiesz niczego. To, że mnie tutaj nie było przez ten czas… – nie pozwoliła mu dokończyć.
- Dość, Marek. Ja nie chcę tego słuchać. Miałeś prawo wyjechać i żyć po swojemu. Nie musisz mi się tłumaczyć.
- Paulina powiedziała, że jest ze mną w ciąży. Zakazała kontaktów z tobą, a później to wszystko okazało się jedną, wielką manipulacją z jej strony – kontynuował – nie kochałem, nie kocham jej i już nigdy nie pokocham. Myślałem, że może dla nas nie jest jeszcze za późno…
- Na co ty liczysz? – powiedziała, ocierając się o płacz – Czekałam tak długo. Dzwoniłam, mailowałam, tak bardzo chciałam mieć cię przy sobie. Gdybym tylko otrzymała jakieś wieści, a ja żyłam w zawieszeniu przez jakiś czas. Nie można karmić się złudzeniami, wreszcie po jakimś czasie to do mnie dotarło. Teraz jest dobrze. Widocznie nie możemy się zgrać i powinno zostać tak, jak jest – mówiła pewna siebie, tłumiąc szloch.
- A co z Piotrem? Mówiłaś, że nie można być z kimś, kogo się nie kocha – spojrzał na nią tak, jak tylko on potrafił. W jego oczach można było wyczytać miłość, obawę, wszystkie te uczucia, które ona czuła podczas jego nieobecności.
- Jak śmiesz tak mówić? Mi prawisz morały, a przed chwilą sam powiedziałeś, że nie kochasz Pauliny, mimo to byłeś z nią rok. Dorośnij, zacznij widzieć więcej niż czubek własnego nosa, Marek. Może jestem naiwna, łatwowierna, ale nie jestem głupia. Ten rok sprawił, że nie popełnię już tych samych błędów, już nie – z jej oczu pociekły łzy.
- A co ty byś zrobiła na moim miejscu? Miałem zostać ojcem, rozumiesz? Powiedziała mi, że będziemy mieli dziecko. Wiesz jak się wtedy poczułem? Ty nie rozumiałaś, że ilekroć patrząc na ciebie, widziałem nasze wspólne dzieci w twoich oczach. Nie dawałaś mi nadziei na to, żeby mieć o co walczyć. A to dziecko, ono było czymś, co trzymało mnie przy życiu. Mimo że pojawiło się w złym momencie, ono było moje – mówił przejęty.
- Niepokalane poczęcie, winszować – drwiła.
- To wszystko okazało się intrygą uknutą przez Paulinę! Żadnego seksu nie było, żadnego dziecka również. Nie wiem jak mam ci to przetłumaczyć. Nie wiem co mam zrobić, żebyś w końcu uwierzyła, że nie chcę być z nikim innym, tylko z tobą. Powód jest prosty: kocham cię – po raz ostatni spojrzał w jej oczy, a później po cichu opuścił gabinet. Wychodząc oparł się o drzwi i usłyszał, że z całej siły cisnęła kwiatami, a potem wybuchnęła płaczem. Miał ochotę tam wejść, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko może być po staremu, ale brakowało mu sił. Skierował się do wyjścia, a później autem podjechał pod 69. Tam spędził popołudnie i wieczór w towarzystwie Jacka Danielsa. Ona wróciwszy do domu, była cieniem samej siebie. Piotr podejrzewał, że to po spotkaniu z Dobrzańskim. Chciał wiedzieć jak najwięcej:
- To przez niego taka jesteś? – powiedział ze smutkiem.
- Jaka? – odparła, jakby nieobecna.
- Ula, nie musisz mi niczego tłumaczyć. Ty ciągle go kochasz.
- Nie, już dawno o nim zapomniałam. Miałam po prostu ciężki dzień w pracy.
- Udowodnij – powiedział twardo.
- Papiery masz w teczce, przejrzyj – powiedziała równie stanowczo.
- Chodźmy do łóżka – bez słowa wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Nie bawił się w gry wstępne, dość szybko w nią wszedł, co sprawiło jej ból. Nie męczyła się długo, po chwili skończył. Wyszedł z pokoju, a ona zwinęła się w kłębek i zaniosła płaczem. Nie liczyło się dla niej to, że jej chłopak ją wykorzystał, jej chodziło o innego mężczyznę, który powrócił, a ona nie mogła pozwolić mu dojść do swego serca po raz kolejny. Poszła pod prysznic, chciała zmyć z siebie ślady nieczułości Piotra. Następnego rana pojawiła się w firmie o godzinie ósmej. Chciała mieć godzinę zapasu. Musiała wszystko sobie ułożyć. Nie czekała długo, aż do jej gabinetu zapukała Ania. Powiedziała, że na jedenastą ma być w konferencyjnej. Pilne zebranie zarządu. Westchnęła ciężko i zabrała się do pracy. Jednak ta szła jej dzisiaj wyjątkowo opornie. Ciągle myślała o Dobrzańskim. Kiedy tarcza wskazała dwie jedynki, poszła do konferencyjnej. Za stołem siedzieli już wszyscy, łącznie z Markiem. Na spotkaniu okazało się, że ma on powrócić do firmy na stanowisko wice prezesa, a zarazem dyrektora PR. Ula niechętnie zgodziła się na taką propozycję, ale z drugiej strony chciała go mieć blisko siebie. Powróciwszy do gabinetu, nawet nie zorientowała się, że jest czternasta, a pracy na co najmniej pięć godzin. Nie chciała niepokoić Piotra telefonami, więc szybko zabrała się do roboty. Czas leciał bardzo szybko. Nagle zadzwonił jej telefon.
- Gdzie ty, do cholery, jesteś?! – Sosnowski krzyczał wniebogłosy.
- W pracy – odparła zdziwiona.
- Wiesz, która jest godzina?! – darł się jeszcze bardziej. Ta spojrzała na zegarek, było już grubo po dwudziestej – Znowu romansujesz, jak jakaś dziwka, po biurach?! – to zdanie sprawiło, że kobieta się rozpłakała. Pech chciał, że do jej gabinetu wszedł właśnie Marek i zastał ją w takim stanie.
- Coś się stało? – podszedł bardzo szybko niej i przytulił. Było jej tak dobrze. Chciała zastygnąć i trwać tak na wieki, ale niestety rzeczywistość była zupełnie inna.
- Puść mnie… Wszystko dobrze. Czego chcesz? – powróciła ta sama Ula, która już nic miała nie czuć do Marka.
- Sebastian przygotował dla mnie umowę i nowy grant, podpiszesz? – podsunął jej.
- Jasne, nie ma problemu – złożyła podpis, nie czytając. Ufała mężczyźnie stojącemu naprzeciwko niej, a już na pewno kochała – muszę już iść, do jutra – szybko opuściła gabinet i skierowała się do wyjścia.
- Wreszcie jesteś – Piotr przywitał ją ze szklanką brandy w dłoni.
- Przepraszam – podeszła do niego i próbowała pocałować, ale ten się odsunął.
- Twój ojciec miał kolejny zawał. Jutro musisz jechać do mojego dawnego szpitala, dzisiaj już cię nie wpuszczą – poszedł w kierunku salonu.
- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?! – krzyknęła.
- Próbowałem się skontaktować, ale widocznie razem z Markiem mieliście inne zajęcia – drwił. Kobieta wymierzyła mu siarczysty policzek, a on złapał z całej siły jej dłoń, popatrzył w oczy, a następnie pocałował i odszedł do sypialni. Kobieta nie poznawała swojego partnera. Wcześniej zachowywał się zupełnie inaczej. Można powiedzieć, że w chwili obecnej przyprawiał ją o gęsią skórkę. Bała się jego reakcji na cokolwiek.
Z samego rana razem z Piotrem pojechali do szpitala. Jej ojciec leżał nieprzytomny. Kobieta bardzo się o niego bała. Z każdą chwilą słabł. Jego stan oceniano jednak na ciężki, ale stabilny. Profesor Karwowski, bo tak nazywał się lekarz prowadzący Józefa, zaprosił Ulę do gabinetu.
- Pani Cieplak, nie będę owijał w bawełnę. Pani ojcu pomoże już tylko leczenie eksperymentalne. Nasz szpital nie ma pieniędzy na tego typu sprawy, ale lekarze objęci grantami związanymi ze stażami Bostonie czy New Jersey, jak najbardziej mogą wykorzystać coś takiego dla jednego pacjenta – dla Uli pojawiło się zielone światło.
- A czy doktor Sosnowski mógłby wykorzystać taki grant właśnie dla mojego taty? – zapytała.
- Oczywiście. Ukończył staż jako jeden z najlepszych, więc nie ma żadnych przeciwwskazań.
- Dziękuję panu bardzo – pożegnała się i natychmiast pojechała do Rysiowa zobaczyć jak sobie radzi młodsze rodzeństwo.
- Jasiek, Beatka! – weszła do domu.
- Cicho, młoda śpi, obudzisz ją – do przedpokoju wszedł pierworodny syn Józefa i Magdaleny.
- Powiedz mi, dlaczego tata miał zawał? – powiedziała poważnie.
- Wczoraj z Kingą oznajmiliśmy mu, że spodziewamy się dziecka. Dostałem pracę, całkiem dobrze płatną, zamieszkamy tutaj, Kinga niedługo się wprowadza. Ona z kolei daje korepetycje. Wszystko mamy obcykane. A ojciec wziął i się załamał, ale będzie żył, prawda? – w jego oczach pojawiły się łzy.
- Oczywiście! – odpowiedziała.
Kiedy po całym męczącym dniu na ojcowiźnie wróciła do domu i opowiedziała całą historię Piotrowi, nie spodziewała się jego reakcji.
- Będziesz się musiała bardzo postarać, żeby ten grant był dla twojego tatuśka – zaśmiał się jej w twarz.
- O, Uleńko, jak dobrze, że jesteś! No po prostu nie mogę dać sobie rady z tymi wszystkimi ludźmi! Zbliża się ten pokaz i walą wszyscy jak mrówki w mrowisko! – Viola zasypywała panią prezes informacjami już od windy – Kochanieńka, a co tutaj masz? – wskazała na twarz Uli, miejsce tuż pod lewym okiem.
- Nieudany makijaż, zaraz to poprawię. Widzisz, to wszystko przez to spóźnienie. Zaraz zaczynam ciężko pracować, mamy miesiąc do pokazu, damy radę! – szybkim krokiem poszła w stronę gabinetu.
Poprzednia noc należała do ciężkich. Prawie cały czas spędziła u taty, jego stan był ciężki, ale stabilny. Czekała na decyzję w sprawie grantu. W międzyczasie dużo pracowała. W domu starała się bywać jak najrzadziej. Nie chciała tam przebywać, bała się? Miała dość gwałtów, które on na niej urządzał. Bolało ją całe ciało. Nie wystarczały mu już słowa, nie miał granic i ją bił. Właśnie wczoraj, kiedy wróciła późnym wieczorem, dostała burę za to, że nie przygotowała kolacji. Tym razem wymierzył jej siarczysty policzek. Fizycznie dawała radę, ale psychicznie była wrakiem człowieka. Oczywiście w firmie wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie mogła dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Paradoksalnie obecność Marka wiele jej dawała. Nadal się unikali, jednak czuła się wspaniale, podczas ich krótkich rozmów. Wiedziała, że nie może dać mu żadnych powodów do tego, żeby mogli być razem. W żaden sposób nie mogła pokazać, że jej na nim zależy. Jeśli zechciałby z nią być, Piotr z całą pewnością wściekłby się i ojciec z pewnością nie otrzymałby tego grantu.
Wybiła godzina piętnasta, a on potrzebował podpisu pani prezes. Kampania reklamowa związana z pokazem miała ruszyć pełną parą. Wiedział, że tego dnia nie wychodziła na lunch, więc zapukał do jej drzwi i wszedł. Akurat poprawiała makijaż. Zdziwił się, bo pierwszy raz widział, żeby nakładała taką ilość pudru. Przeszedł go dreszcz, kiedy zobaczył sine miejsce pod jej okiem. Bał się, że coś się stało.
- Ula, pomóc ci jakoś, coś się dzieje? – bał się o to, że ktoś może zrobić jej krzywdę. Uważał, że do obowiązków Piotra należy ochrona swojej kobiety, jednak on gotów był w każdej chwili interweniować.
- Nie – uśmiechnęła się promiennie – wczoraj byliśmy z Piotrem pograć w tenisa i jak widać ta gra nie stanie się moją ulubioną.
- To na pewno o to chodzi? – oparł się o jej biurko i wpatrywał w jej oczy.
- Oczywiście – powiedziała szybko – gdyby coś się działo, z pewnością dałabym znać. Coś dla mnie masz? – wskazała na teczkę.
- A, tak. Potrzebuję kilku podpisów – czuł, że coś przed nim ukrywa. Nie chciał być nachalny, ale wiedział, że coś jest nie tak. Obserwował ją od kilku tygodni. Chodziła jakaś smutna, poddenerwowana. Chciał jej pomóc, ale bał się. Bał się tego, że ona go odtrąci, że urwie z nim wszelki kontakt. Jednak najbardziej się bał, że odejdzie i już nigdy jej nie zobaczy. Wolał się trzymać na dystans.
- I po sprawie. Mam do ciebie prośbę. Dzisiaj muszę zostać po godzinach, a sama nie dam sobie z wszystkim rady. Mógłbyś mi pomóc? To godzinka, może dwie – sama nie wiedziała dlaczego go o to poprosiła. Może po prostu potrzebowała czyjejś obecności. Przy nim mogła choć na chwilę zapomnieć o bolączkach tego świata. O Piotrze, chorobie ojca, sytuacji w Rysiowie. Nie dawała sobie rady i bała się do tego przyznać. Kiedy tylko ojciec odzyska zdrowie, znów będzie wszystko jak dawniej, a ona uwolni się od swojego oprawcy.
- Jasne, oczywiście. Zawsze możesz na mnie liczyć – uśmiechnął się i wyszedł. Dziękował losowi za jej propozycję. Wiele by dał, żeby znów móc spędzać z nią każdą wolną chwilę. Jego miejsce, niestety, zajął doktorek.
- Co z nim? – podeszła bliżej łóżka, na którym siedziała Alicja.
- Bez zmian. Tak się martwię, Ula – Milewska płakała jak dziecko – Jasiek powiedział mi wcześniej, że będą mieli dziecko. Myślałam, że Józek przyjmie to inaczej. Przecież pomożemy młodym, nie muszą się o nic martwić.
- Tata po prostu myślał, że to wszystko nastąpi troszkę później i to ja będę pierwszą osobą, która sprawi mu wnuki.
- A co u ciebie, Uleńko? Dawno nie rozmawiałyśmy. Całe dnie tutaj siedzę i nawet nie wiem co się dzieje dookoła. Jak z Piotrem?
- Wszystko dobrze, dziękuję. Na chwilę wyrwałam się z firmy, żeby zobaczyć jak z tatą, już wracam – przytuliła przyszłą macochę.
- O, jak miło was widzieć. Witaj, kochanie – Sosnowski namiętnie pocałował swoją dziewczynę.
- Jak miło się na was patrzy – Alicja uśmiechnęła się do młodych.
- Właśnie rozmawiałem z ordynatorem, załatwienie grantu już coraz bliżej.
- To cudownie. Przepraszam was, ale muszę już pędzić. Mam ogromne zaległości w pracy. Piotr, dzisiaj będę później – bardzo obawiała się jego reakcji.
- Spokojnie, przygotuję kolację – uśmiechnął się najpiękniej jak umiał. Ula poczuła się lepiej. Może Piotr wreszcie coś zrozumiał…
- Od czego mam zacząć, szefie? – Dobrzański wparował do gabinetu Uli około wpół szóstej.
- Może od kawy i jedzenia, wejdź – uśmiechnęła się i zaprosiła do stołu, gdzie już czekała chińszczyzna i ciemny napój.
- Aż tak dobrze się zaczyna? – powiedział wesoło i usiadł obok Cieplakówny.
Po skończonym posiłku zabrali się do pracy. Minęło półtorej godziny i byli wyrobieni z wszystkim. Pozostało im tylko wtajemniczyć Turka, jako dyrektora finansowego, w plan budżetu. Marek poczuł się na tyle pewny siebie, że zaproponował ukochanej wino. O dziwo, zgodziła się. Na pewno w podjęciu decyzji pomogło jej dzisiejsze zachowanie Piotra. Nie miał nic przeciwko jej późniejszemu powrotowi. Dobrzański udał się do dawnego gabinetu Aleksa, gdzie teraz sam miał swój azyl. Postanowił, że dla Turka przeznaczy wolne pomieszczenie na trzecim piętrze. Kiedy wrócił do Uli, sprzątała właśnie ostatnie dokumenty. Marek powoli sączył wino, podczas gdy Ula piła już trzeci kieliszek. Doskonale czuli się w swoim towarzystwie. Nagle zrobiło się jej gorąco i postanowiła, że zdejmie żakiet. Na nieszczęście, jej koszulka się podniosła i Marek dostrzegł siniaka na prawym biodrze.
- Nie masz na co patrzeć – powiedziała kobieta i usiadła mocno na kanapie. Alkohol sprawił, że bardziej się rozluźniła.
- Mogę wiedzieć dlaczego masz na ciele różne siniaki? Jak nie twarz, to to – zasmucił się.
- Daj spokój, naprawdę – wstała i oparła się o biurko.
- Ula – odważył się – możemy porozmawiać?
- Słucham – odwróciła się i zdecydowanym ruchem usiadła na swoim biurku.
- Wiem, że obiecałem ci – zaciął się na chwilę – ale już nie chcę. Nie mam ochoty się dłużej męczyć. Nie wiem co się dzieje w twoim życiu, ale wiedz, że będę czekał ile będzie trzeba. W końcu będziemy razem. Nie wierzę, że już niczego do mnie nie czujesz. Kocham cię i na pewno nie będę tego ukrywał – wyrzucił z siebie. Kobieta spuściła wzrok. Uzmysłowiła sobie, że tak bardzo za nim tęskni i tak bardzo go pragnie. Ilekroć uprawia z Piotrem seks, wyobraża sobie ich wspólne zbliżenie. Brakuje jej Marka. Nie wiedziała jak ma zareagować na jego słowa. Po prostu po jej twarzy mimowolnie zaczęły płynąć łzy, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Marek długo nie czekał. Szybko podbiegł do niej.
- Kochanie, nie płacz – ujął jej twarz w dłonie – nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu – przytulił ją z całej siły, a ona czuła się bezpiecznie. Po raz pierwszy od dawna czuła się kochana. Chciała go pocałować. Chciała zatopić się w jego ustach, pragnęła go. To ona zainicjowała pocałunek. Był on bardzo zmysłowy. Oboje pragnęli więcej. Zdjęła mu marynarkę, rozpięła guzik koszuli.
- Na pewno tego chcesz? – zapytał retorycznie.
W odpowiedzi jeszcze zachłanniej wpiła swoje usta w jego. Chciał ją rozebrać, ale nie pozwoliła. Nie chciała, żeby zauważył wszystkie bruzdy, które pokrywały jej ciało. Kochali się szybko i zachłannie, biurko okazało się idealnym miejscem na spełnienie dla obojga. Ale im ciągle było mało. Przenieśli się na białą kanapę, która od dawna stała pod oknem w gabinecie prezesowskim. Kiedy godzinę później skończyli, leżeli wtuleni w siebie. On czule gładził jej twarz. Bał się odezwać. Obawiał się, że mu ucieknie.
- Co teraz? – zapytała w ogóle na niego nie patrząc.
- Wszystko zależy od ciebie – odparł spokojnie.
- To nie jest takie proste – podniosła się i zaczęła ubierać.
- Ula, to, co powiedziałaś przed chwilą to prawda? – kiedy przeżywała trzeci orgazm, wyrzuciła z siebie te dwa słowa, które od dawna nosiła w sercu: kocham cię. Tylko z nim mogła być naprawdę szczęśliwa, tylko z nim czuła się dobrze. Piotr od dawna nie dał jej spełnienia w łóżku.
- Nigdy nie przestałam cię kochać, ale teraz to nie jest takie proste jak kiedyś – zwróciła się do niego.
- Chyba coś przede mną ukrywasz – spojrzał na nią niepewnie i pogładził zasinienie.
- Jeżeli dasz mi tylko trochę czasu i maksimum dyskrecji, dowiesz się wszystkiego – pocałowała go czule.
- Dam ci wszystko, czego będziesz ode mnie potrzebować. Kocham cię.
Wracając do domu taksówką, miała wiele czasu na przemyślenia. Była pewna, że nie może odejść teraz od Piotra, jej tata musiał być poddany leczeniu, które może mu zapewnić tylko grant Sosnowskiego. Jednak również nie chciała rezygnować z Dobrzańskiego. Nie da sobie odebrać jedynego szczęścia w swoim życiu kolejny raz.
- No proszę, jesteś już – uśmiechnął się.
- Padam na twarz – odparła.
- Chodź do mnie, niech cię przytulę – zbliżył się do niej – piłaś? – odparł agresywnie.
- Tylko troszkę wina na zakończenie pracy – powiedziała zgodnie z prawdą.
- Skoro tak idealnie zaczął się wieczór, może zakończymy go w łóżku? – przywarł do niej i zaczął nachalnie całować. Ta wyrywała się, lecz na nic się to zdało. Ugryzła go w wargę, za co złapał ja brutalnie za ręce. Wyrwała się i już chciała uciec z mieszkania, gdy ten krzyknął za nią.
- Biegniesz planować pogrzeb tatusia? – zatrzymała się, oparła o ścianę i zaczęła płakać. Osunęła się na podłogę i nie wiedziała co ma robić. Miała dość upokorzeń, miała dość traktowania jak dziwka. On stał i patrzył na nią badawczo. Ta ciągle płakała, obserwując go. Mężczyzna podszedł do niej, wziął na ręce, po czym powędrował do sypialni w wiadomym celu…
Ich romans trwał już dwa tygodnie. Mogli spotykać się tylko w biurze. Nie chodziło o to, że Ula nie chciała spędzać z Markiem więcej czasu, było to raczej uwarunkowane tym, że bała się reakcji Piotra, jeśliby zaczęła wracać późno. Stan Józefa odrobinę się pogorszył. Alicja trwała przy nim dzielnie na zmianę z Jaśkiem i Ulą. Chłopak naprawdę wziął odpowiedzialność za młodszą siostrę i dziewczynę, z którą niebawem planował ślub. Serce najstarszej Cieplakówny krajało się na myśl, że nie może z nimi być. Wiele dałaby, żeby móc uciec od Piotra, jednak bała się tego, że jej tata umrze. Profesor sam powiedział, że pomoże już tylko leczenie eksperymentalne. Jest ono bardzo drogie i tylko grant Piotra może pomóc schorowanemu mężczyźnie. Dla Marka sytuacja również była trudna. Chciał mieć ją tylko dla siebie, ale rozumiał, kiedy mówiła, że chwilowo jest to niemożliwe. Motywowała to tym, że musi przygotować na wszystko Piotra i stan ojca musi się poprawić. Jednak w środku jej serce aż krzyczało, żeby przy nim być. Pewnie w normalnych okolicznościach odważyłaby się odejść od tyrana, ale przed oczyma cały czas miała sytuację, w której dobitnie ją uświadomił.
Była niedziela, wrócili z cmentarza z Rysiowa, później wstąpili do jej domu. Był zupełnie inny niż w relacjach z nią. Udawał wielką miłość, a tak naprawdę traktował ją gorzej niż niechciane zwierze. Przygotowywała kolację, on siedział na kanapie z whisky w dłoni i nagle powiedział:
- Gdyby kiedykolwiek przyszło ci na myśl, żeby mieć jakiegoś kolesia na boku, to wiedz, że źle się to dla ciebie skończy, a jeszcze gorzej dla niego. No chyba nie muszę wspominać o leczeniu twojego ojca – upił łyk napoju.
- Kiedy zacznie się jego leczenie? Jest coraz słabszy – powiedziała smutno.
- Niebawem, mała, niebawem – klepnął ją w tyłek i odszedł.
Jednak ten tydzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Piotr musiał wyjechać na dwa dni do Turynu, skąd otrzymał propozycję pracy. Wiązało się to z ogromnym wynagrodzeniem i prestiżem. Chciał ją zabrać na spotkanie ze sobą, ale wymigała się pracą. Oczywiście przypłaciła to kolejnym siniakiem na żebrach. Była wyczerpana. Musiała jak najszybciej udać się do lekarza po jakieś środki przeciwbólowe, gdyż ból był nie do zniesienia. Okazało się, że ma pęknięte dwa żebra. Jednak za nic miała sobie diagnozę. Czekała tylko na te dwa dni wolne od Sosnowskiego, ponieważ już je z Markiem zaplanowali. Mieli spędzić czas w jego mieszkaniu. Wyłączyć telefony i zapomnieć o całym świecie.
- Cześć kochanie – pocałował ją na wstępie – jutro konferencja związana z pokazem. Masz może ochotę przejrzeć te dokumenty? – uśmiechnął się do niej.
- Z chęcią. Dzisiaj mamy wieczór i poranek dla siebie? – wstała z fotela i podeszła bliżej ukochanego.
- Jasne – mocno ją przytulił, na co ta odpowiedziała grymasem bólu – co się dzieje?
- Nic, po prostu bolą mnie żebra – wymigała się od odpowiedzi.
- Jak to bolą cię żebra? Viola znokautowała cię w recepcji? – odparł ironicznie.
- Daj spokój, uderzyłam się. Tyle – zaczęła czytać dokumenty.
- Ula – powiedział stanowczo, lecz ta nie zareagowała – Ula, czy ten sukinsyn cię bije?! – krzyknął.
- Nie, nie – musiała zaprzeczyć, ale z drugiej strony wiedziała, że kolejne kłamstwa do niczego nie prowadzą. Na szczęście w porę do jej gabinetu wparowała Violetta.
- Wychodzimy za mąż! – krzyczała. Marek i Ula zrobili dziwne miny – Cebulek się oświadczył! Jeżuniu!!! I wszystko zaplanował. To już za miesiąc. Dacie wiarę?! Jakie zaskoczenie. Gdzie ja tak szybko suknię kupię. A to zaproszenia dla was! No, to widzimy się osiemnastego października – mrugnęła i uciekła z gabinetu Uli. Ta spojrzała na swoją kopertę, następnie przeniosła widok na Marka i jego reakcję na napis: Urszula i Piotr Sosnowscy.
- Nie wiem o czymś? – zapytał, zaciskając wargę.
- Daj spokój, pewnie wyobraźnia ją poniosła. Wiesz jaka ona jest.
- A może to mnie wyobraźnia ponosi, co? Może faktycznie niebawem będziesz Sosnowska?
- Daj spokój – zaśmiała się.
- Kocham cię, staram zrozumieć, ale nie wiem w co grasz. Masz sińce, nie przesypiasz nocy, widzę, że bywasz potwornie zmęczona. Wybacz, ale nasz seks nie jest aż tak wyczerpujący i brutalny. Chyba, że z Piotrem bawicie się w BDSM.
- Nie, nie sypiam z nim od trzech tygodni – to, co mówiła Ula było prawdą. Miała wrażenie, że znalazł sobie inną kobietę. W ogóle z nią nie sypiał. Jak się później okazało, obrzydzał go widok jej posiniaczonego ciała i korzystał z usług luksusowych prostytutek. Jej było to na rękę. Nie musiała znosić kolejnych niechcianych aktów seksualnych.
- W takim razie, jeśli w końcu zdecydujesz się powiedzieć prawdę, daj znać – miał wychodzić, ale ta krzyknęła.
- Odezwał się pan zawsze prawdomówny – po chwili pożałowała swoich słów. Odwrócił się i powiedział.
- Przestałem się w to bawić. Wierz czy nie, ale tamta sytuacja z tobą była prawdziwą lekcją życia. Ja mam trzydzieści cztery lata, jestem za stary na takie gierki. Jeżeli dwojgu ludziom na sobie zależy… Nieważne – wyszedł. Zrozumiała, że miał rację. Nie miała prawa mu niczego wypominać, skoro postępowała tak samo. Praca w ogóle jej nie szła. Nie mogła się na niczym skupić. Na dodatek Violka trajkotała za drzwiami i o spokój tego dnia było naprawdę trudno. Marka już nie spotkała. Zaszył się w gabinecie i rzetelnie pracował. Kiedy na zegarze wybiła siedemnasta, postanowiła się do niego udać.
- Przepraszam, przepraszam, że musisz to wszystko znosić – rozpłakała się na dobre, dodatkowo od płaczu bardzo bolały ją obite żebra – powiem ci wszystko, ale potrzebuję tylko odrobiny czasu.
Niczego nie powiedział, podszedł do niej i delikatnie przytulił wcześniej całując w czoło. Chciał ją chronić przed całym światem.
- Tak bardzo chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak – w jego oczach pojawiły się łzy – mam nadzieję, że o wszystkim dowiem się w porę i nie będzie za późno – trwali tak przez dłuższą chwilę.
- Chodźmy stąd, gdziekolwiek – odparła. Marek długo nie myśląc, zabrał swoją aktówkę i wyszli do windy. Niestety dla ludzi z firmy byli tylko przyjaciółmi. Ale kiedy zniknęli za drzwiami jego wynajmowanego mieszkania przy ulicy Filtrowej, wszystko uległo zmianie. Bardzo lubili tutaj przebywać. Lokum należało do starszej kobiety, która pozwoliła je całkowicie zmodernizować. Nowoczesny styl bardzo się jej spodobał, a Marek czuł się jak u siebie. Ciepła nadawał sztuczny kominek, który zorganizował Dobrzański oraz zdjęcia Uli, które ozdabiały wnętrza. Weszli do salonu, wypili po kieliszku wina i postanowili, że pójdą do sypialni. Nie mieli ochoty na seks, chcieli po prostu poleżeć obok siebie, przytuleni. Brakowało im po prostu bliskości.
- Dokończymy naszą rozmowę? – zapytał spokojnie.
- Za dwa tygodnie pokaz, później ślub Violi i Sebastiana. Ale dwudziestego wyjeżdżamy na konferencję, po niej wszystko się wyjaśni, zgoda? – spytała.
- Dobrze, ale to ostateczna data. Do pierwszego listopada sytuacja ma być jasna – pocałował ją. Ta głośno przełknęła ślinę. Miała nadzieję, że do tego dnia jej ojciec będzie już poddany leczeniu i wszystko będzie dobrze.
- A wszystko to dzięki naszemu projektantowi. Pshemko, zapraszamy na scenę! – Marek idealnie prowadził pokaz. Ula i Piotr siedzieli tuż obok zejścia z wybiegu. Seniorzy z drugiej strony. Na bankiecie sytuacja była bardziej napięta niż na pokazie. Kiedy Piotr tańczył z Ulą i czule ją obejmował, Marek sączył alkohol przy barku. Tam zastał go Sebastian.
- Czemu w końcu go nie zostawi w cholerę? – zapytał dyrektor HR.
- Do pierwszego listopada wszystko ma się wyjaśnić – wyrecytował.
- Stary, za dwa tygodnie nasz ślub. Jesteście z Ulą świadkami, będzie dobrze. Wiesz przecież, że Viola planuje jakieś sesje zdjęciowe i tym podobne. Spędzicie na tym weselu więcej czasu na zdjęciach niż na tańcach i nie będziesz musiał oglądać takich scen.
- Udawaj chociaż, że się dobrze bawisz, bo policzymy się w domu – mocniej złapał kobietę.
- Bądź delikatniejszy, nadal bolą mnie żebra – odparła sucho.
- Gdybyś była grzeczna i posłuszna, z pewnością nic by cię nie bolało – zadrwił.
- Daj mi spokój – wyrwała mu się i ruszyła w kierunku toalet. Całe zajście zauważył Marek i już chciał za nią iść, ale Sebastian go zatrzymał.
- Doktorek dowie się, że coś między wami jest, jeśli tam polecisz – rzucił Seba. Na reakcję lekarza nie trzeba było długo czekać. Natychmiast za nią poszedł. Tuż przy toaletach tak mocno złapał ją za ramię, że aż doprowadził ją do łez. Postanowił, że wrócą do domu, aby mógł się napić i pójść spać. Miał dosyć tych ludzi. Narzucił na jej ramiona żakiet. Podeszli oboje do Dobrzańskiego i Olszańskiego i pożegnali się. Piotr dodatkowo pogratulował ożenku i potwierdził ich obecność. Ula natomiast patrzyła smutno w oczy Marka i trzymała się za ramię. Nie mógł znieść tego widoku, nie mógł zasnąć po powrocie do domu. Aż w końcu, w środku nocy zadzwonił telefon.
- Marek? – powiedziała zapłakana.
- Ula? Halo, co jest? – niecierpliwił się.
- Zaraz zemdleję – powiedziała ledwo słyszalnie.
- Halo?! Halo?! Skarbie, jesteś tam?! – krzyczał.
- Znowu zemdlałaś… – Piotr podszedł do kobiety i zrobił, co trzeba. Marek wiedział, ze nie może w żaden sposób zareagować. Nie mógł zasnąć. Czekał do rana. Kiedy wszedł do biura, ona już tam była. Wparował do jej gabinetu i zamknął drzwi.
- Wczoraj zemdlałaś, dlaczego? Coś ci zrobił, Boże, on cię pobił! Zbieraj się, jedziemy na policję, nie będziesz mi znowu mydlić oczu!
- Nie, to nie przez to. Dzwonili ze szpitala, z tatą coraz gorzej – rozpłakała się.
Pogoda tego dnia była naprawdę sprzyjająca. Przygotowania do uroczystości trwały. W domu panny młodej zebrały się druhny i świadkowa, połowa rodziny i sąsiedzi. Każdy chciał w czymś pomóc. Z czasem przyjechała fryzjerka i kosmetyczka. Zajmowały się każdą z dam. Ula zamknęła się z Violą w jej sypialni, aby pomóc się jej ubrać. Kiedy wyszła na korytarz, jej mama aż zapłakała.
- Córeczko, wyglądasz wspaniale – ucałowała ją.
- Mamo, nie becz mi tutaj jak koza na wozie, musisz pięknie wyglądać! – zbeształa rodzicielkę, ale później zaczęła się szczerze uśmiechać.
W tym samym czasie przy ulicy Sobieskiego w stolicy, w apartamencie pana młodego odbywała się burzliwa dyskusja.
- Ale coś podejrzewasz? – zapytał Olszański, kiedy jego przyjaciel wiązał mu krawat.
- Oczywiście, ale dam jej jeszcze czas. Ma dwa tygodnie i ani dnia więcej. Musi się zreflektować – powiedział, dopieszczając węzeł.
- Doktorek nie wzbudza podejrzeń. Zawsze nienagannie ubrany. Na pokazach, bankietach. Musisz przyznać, że dba o tę Ulkę – prawił – poza tym Viola coś by mi powiedziała, gdyby było nie tak. W końcu spotkają się w tym swoim klubie i debatują – zakładał marynarkę.
- I kilka razy w tygodniu zabiera ją na tenisa, boks i zapasy?
- Nie wiem, Marek. Ale pamiętaj, że nie możesz podejrzewać człowieka o to, że bije kobietę. Przecież są ze sobą już chyba z rok, co najmniej.
- Nie musisz mi tego przypominać! – wrzasnął Marek – Przepraszam, stary. To twój dzień, a ja tutaj swoje żale wylewam. Ruszajmy do kościoła, bo jeżeli Violka będzie przed tobą… – nie dokończył, bo zauważył wystraszoną minę kolegi. Już mieli wychodzić, gdy Dobrzański krzyknął.
- Obrączki wziąłeś?!
- Przecież to ty jesteś świadkiem! – odparł wystraszony.
- Droczę się – mrugnął przyjaźnie, na co dyrektor HR po prostu westchnął – zaraz dostaniesz zawału, Romeo.
Przed ołtarzem stał Olszański w towarzystwie Dobrzańskiego. Patrzyli na wejście do kościoła, który pękał w szwach. W końcu się zaczęło. Najpierw zaczęły wkraczać druhny, po kolei: Ania, Iza, Ela, Gośka, Alicja. Kiedy one zajęły swoje miejsca, do ołtarza szła Ula. Marek aż westchnął. Wyglądała zjawiskowo. Długa, czerwona suknia leżała na niej idealnie. Jej ciemne włosy idealnie z nią kontrastowały. Szła z uśmiechem na twarzy, aż do momentu, gdy zobaczyła Piotra. Wtedy szybko opuściła wzrok. Dobrzański wiedział, że coś ją trapi. I na pewno nie chodziło tylko o strach przed zerwaniem z kardiologiem. Aczkolwiek, przypomniał sobie ich rozmowę, którą odbyli dzień po tym, jak zasłabła:
- Ula, nie wierzę, że dlatego zemdlałaś. Czy on coś ci zrobił? – nie ustępował.
- Nie. Po prostu boję się, że jeśli go zostawię, to mój tata nie otrzyma pomocy – posmutniała.
- Przecież ja też znam kardiologów. Mój tata od lat zmaga się z tego typu dolegliwościami – podszedł do niej – daj sobie pomóc.
- Ze mną wszystko jest okej, ja dam sobie radę. Ale nie wiem co z tatą – westchnęła.
- Właśnie widzę jak z tobą jest okej. Na Boga, wczoraj straciłaś przytomność. Już miałem do ciebie jechać, ale opamiętałem się dla twojego dobra. Ten koleś ma ogromne szczęście, że rzadko się spotykamy. Mogłoby się to dla niego źle skończyć.
- Pamiętaj, że masz mnie. Nie jesteś sama – pocałował ją czule i przytulił.
Po niej do kościoła wkroczyła Viola w towarzystwie taty, który wolnym krokiem prowadził ją do ołtarza. Była naprawdę szczęśliwa. Jej twarz promieniała. Była w swoim żywiole. Spojrzenia wszystkich były skierowanie na nią. Kiedy podeszła do swojego przyszłego męża, była pewna, że to właśnie to. Wszystko, co razem przeżyli umocniło ich uczucie.
Po wszystkim przyszedł czas na wesele. Wbrew pozorom Violetta nie zaprosiła połowy Polski, a zaledwie siedemdziesiąt osób z najbliższego otoczenia. Przy ich stole zasiedli rodzice i świadkowie, wraz z nimi Piotr. Przy następnych przyjaciele, rodzina, znajomi. Wszyscy ci, z którymi młoda para chciała celebrować ten najpiękniejszy dzień w życiu. Wreszcie zaczęła się zabawa. Państwo Olszańscy ruszyli na podbój parkietu, podczas gdy Marek z zaciekawieniem przyglądał się Piotrowi i jego zachowaniu względem Uli. Na pierwszy rzut oka wyglądali na zakochaną parę, ale kiedy przypatrzył się bliżej, zauważył zmianę w jej zachowaniu. Kiedy tylko Sosnowski gładził ją po policzku, ta się wzdrygała. Kiedy obejmował, drżała. Nikt inny tego nie dostrzegał, tylko Marek. Osoba, która jako jedyna w stu procentach znała pannę Cieplak. W końcu spędzał z nią każdy dzień. I tylko krok dzielił go od poznania całej prawdy. W końcu jego poprosiła do tańca Gośka, nie wypadało odmówić. Zaraz potem do tańczących dołączyła para, której od dłuższego czasu się przyglądał. Kobieta nie wyglądała na szczęśliwą, rozglądała się po sali. On trzymał ją mocno, jakby chciał udowodnić, że ona należy tylko do niego. Przez całe wesele zachowywał się zupełnie inaczej niż codziennie. Tańczył z dziewczynami, zabawiał je. Pił z członkami rodziny. Po prostu zaskarbił sobie całą sympatię wszystkich gości.
- Po cholerę ciebie tam wysyłają? – powiedział do niej, lekko wstawiony.
- Dlatego, że jestem prezesem i muszę być na tych targach – odparła.
- Jedziesz tam z tym sukinsynem? – rzucił z pogardą – Jeśli tak – podszedł do niej i mocno chwycił, złapał z całej siły jej udo i przysunął do siebie.
- Jadę sama. Nie musisz nikogo mordować! – wyrwała się gwałtownie.
- Jeżeli za trzy dni nie będzie cię z powrotem, gorzko tego pożałujesz – podszedł do niej i gwałtownie pocałował.
- Możemy już jechać? Masz wszystko, skarbie? – zapytał, kiedy siedziała już w jego samochodzie.
- Jak najszybciej – ruszył z piskiem opon i już po półgodzinie znaleźli się na Okęciu. Cztery godziny później jedli już kolację w jednej z berlińskich restauracji.
- Dobrze mi tu z tobą – powiedziała nieśmiało popijając wino i opierając się o jego ramię – naprawdę – westchnęła.
- Jeżeli tylko się zdecydujesz, może być tak zawsze – objął ją – masz ostatnie kilka dni.
- Cii – zamknęła mu usta pocałunkiem – nie mów nic. Ureguluj rachunek i chodźmy do hotelu.
Nie czekał długo z zapłaceniem. Po kilku minutach spaceru znaleźli się w pokoju 203, który należał do nich. Szybko zdjął z niej ubrania i położył na łóżku. Delikatnie scałowywał każdy fragment jej ciała, aż dotarł do uda. Zauważył tam coś, co nie powinno w ogóle pojawić się na ciele kobiety: ogromny siniak. Ona zauważyła to spojrzenie i natychmiast wstała.
- Jeżeli masz tak na mnie patrzeć, może w ogóle wynajmę inny pokój – podeszła do okna i stanęła tyłem do niego.
- Jak? – usiadł na podłodze, obok łóżka.
- Z litością. Marek, ja nie potrzebuje niczyjej litości, dam sobie radę sama…
- Chodzi o to, że masz nie dawać sobie rady sama. Masz mnie do pomocy. Nie wiem ile jeszcze będę musiał czekać, aż go zostawisz. On cię bije, jestem tego pewien, a ty go nadal bronisz. Nie wiem o co chodzi, zupełnie – rozłożył bezradnie ręce,
- Nie myśl tyle. Żyj chwilą. Jutro cały dzień spotkań i powrót pojutrze. Nacieszmy się sobą – powiedziała i zachłannie zaczęła go rozbierać. On nie pozostał jej dłużny. Zdjął jej sukienkę, która podkreślała jej talię, następnie zdarł z niej bieliznę. Była taka piękna, gdyby nie te blizny, które szpeciły jej ciało. Po chwili się w niej zatopił, zapominając o wszystkim. Paręnaście minut później leżeli obok siebie. Ona zasypiała, a on obiecał sobie, że jeżeli jeszcze raz zauważy jakąś ranę na jej ciele, osobiście rozprawi się z jej oprawcą.
Trzy dni minęły bardzo szybko. Spotkania z kontrahentami spełniły oczekiwania FD. Z bojowymi nastrojami i kilkoma umowami w dłoni, wrócili do Polski. Zdążyli jeszcze wjechać do niego, aby zająć się sobą. Po wszystkim, kiedy Ula brała kąpiel, rozdzwoniła się jej komórka. Nie zdążyła odebrać i oddzwoniła z niemałym, bo godzinnym opóźnieniem. Jak się okazało, dzwonił doktor prowadzący jej ojca i prosił o natychmiastowe przybycie do szpitala.
- Witam, pani Urszulo. Proszę chwilę poczekać w moim gabinecie, zaraz do pani przyjdzie doktor Sosnowski. Ja potrzebuję momentu – zdziwiła się zachowaniem medyka oraz jego tonem, ale postanowiła, że uspokoi skołatane nerwy i poczeka na wieści. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Piotr.
- Ty się zabawiasz w najlepsze, a ojczulek…
- Co z nim?! – wrzasnęła.
- Jak było? – ironizował.
- Muszę jak najszybciej iść do taty! – ruszyła się z miejsca, na co Piotr rzekł.
- Do kostnicy korytarzem i w lewo…
- Słucham? – usiadła z powrotem z wrażenia. Cały świat stanął jej przed oczyma. Jej ukochany tato odszedł, a ona nie mogła nic zrobić. Dziękowała Bogu, że tuż przed wyjazdem zdążyła się z nim pożegnać. Straciła coś bezpowrotnie, ale tym samym zaczęło się coś nowego.
- Ty skurwielu – rzuciła do Sosnowskiego – to koniec…
- Kochanie, wiem, że przeżywasz szok, wszystko będzie dobrze – podszedł do kobiety i ją przytulił, gdyż zauważył, że do gabinetu wszedł lekarz.
Po pogrzebie ojca przeprowadziła się do Rysiowa. Musiała im pomóc. Chciała zapewnić Beatkę, że wszystko będzie dobrze. Również Jasiek nie uporał się z odejściem ojca. Miał poczucie, że wszystko jest jego winą. Siostra uspokajała go, że tak nie jest. Ale nie zmieniało to faktu, iż czuł się okropnie. Najstarsza latorośl potrzebowała spokoju. Zanim wprowadziła się do domu rodzinnego, odcięła się od Piotra. Nie chciała go znać. Jedyne co ją z nim łączyło, to mieszkanie, które należało do niej. Musiała powiedzieć mu, żeby jak najszybciej się z niego wynosił. Lecz teraz to nie było dla niej priorytetem. Była bardzo wdzięczna Markowi, ponieważ rozumiał, że potrzebuje wytchnienia. Pamiętała jak stała nad grobem ojca, a przy niej był Dobrzański. Ledwo trzymała się na nogach, a ludzie nic sobie z tego nie robili. Na stypie niektóre z ciotek dały jej do zrozumienia, że porzuciła Piotra, który chciał najlepiej dla jej ojca. Zarzucały jej, że jest niedojrzała i w ogóle nie dorosła do związku. Przykrych słów nie szczędzili również Markowi, który był tam z nią. Jej najbliższe przyjaciółki nie stanęły na wysokości zadania. Alicja, Ela, Iza i Violka – były zbulwersowane jej zachowaniem. Zarzucały jej, że zamieniła się w dawnego Marka – zdradzała, romansowała. Za nic miały sobie jej tłumaczenia, że Piotr wyrządził jej ogromną krzywdę. Wyszli stamtąd w pośpiechu. Zabrał ją do siebie, od razu zasnęła. Nie miała sił na nic. Poczuła się jak najgorsza z najgorszych. Miała przy sobie Marka, który jako jedyny jej wierzył. W końcu minęły dwa tygodnie od pogrzebu. Siedziała w kuchni i przeglądała wszelkie dokumenty związane z domem. Musiała sporządzić nowy akt własności. Uznała, że dom będzie należał w połowie do Jaśka, a w połowie do Beatki. Mała była zdruzgotana śmiercią taty. Kiedy siostra proponowała jej wspólne zamieszkanie w Warszawie, ta odpowiadała, że woli mieszkać w Rysiowie z Jaśkiem i Kingą. Z obliczeń wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Słucham? – powiedziała spokojnie.
- Witam. Artur Polak. Byłem lekarzem pani ojca. Chciałbym zwrócić rzeczy, które zostały w szpitalu i wyniki badań, które już właściwie są nieważne, ale tak nakazuje prawo – był bardzo nieczuły i wydawać by się mogło, pozbawiony ludzkich odruchów – proszę przyjechać dzisiaj, w miarę możliwości.
- Będę za godzinę – rozłączyła się. Stwierdziła, że nie ma ochoty na potyczki słowne z lekarzem. W pośpiechu się ubrała. Zapewniła rodzinę, że będzie za dwie godziny i ruszyła w kierunku Warszawy. Po niespełna godzinie znalazła się w szpitalu. Swe kroki skierowała do recepcji. Kiedy otrzymała wszystko, po co przyszła i miała wychodzić, zatrzymał ją ordynator.
- Witam, pani Cieplak. Przykro mi, proszę przyjąć kondolencje – podał jej rękę – nie sądziłem, że pan Sosnowski tak się zachowa.
- Nie rozumiem? – zmarszczyła brwi na znak, że nie ma pojęcia o czym mówi doktor.
- Proszę poświęcić mi chwilę, zapraszam do mojego gabinetu – wskazał na swoje biuro – doktor Sosnowski nie rozpoczął nawet procedury niezbędnej do przydzielenia grantu. Byłem pewien, że się tym zajął, ale niestety nie. Przykro mi o tym mówić, ale sądziłem, że powinna pani o tym wiedzieć.
- Bardzo dziękuję za tę rozmowę, naprawdę. Do widzenia! – uścisnęła mu dłoń i udała się w kierunku swojego samochodu. Po jej oczach mimowolnie płynęły łzy. Zadzwoniła do Marka, ale ten nie odebrał, nagrała mu się i w bojowym nastroju ruszyła do swojego warszawskiego mieszkania, w którym miała zastać Piotra.
- O, któż się tutaj pojawił – wyszedł z sypialni – wróciłaś? – ironizował.
- Ty sukinsynu. Ty nie kiwnąłeś nawet palcem, żeby pomóc mojemu ojcu. Jesteś podły! – krzyczała mu w twarz.
- A ty?! Ty jesteś święta? – zakpił.
- Nie. Zdradzałam cię. Do Berlina pojechałam z Markiem. Żyję z nim od dawna. I gdyby nie to, że miałem pomóc tacie, już dawno bym cię zostawiła. Jesteś dla mnie nikim. Nie wiesz nawet co to seks, ty znasz tylko pojęcie gwałt – po tych słowach wybuchnął. Podszedł do niej i wymierzył policzek.
W tym samym momencie, kilka kilometrów dalej, zakończyło się właśnie spotkanie. Marek swe kroki od razu skierował do gabinetu, aby zająć się pracą i dziś szybciej opuścić biuro. Gdy wszedł, sprawdził telefon i okazało się, że Ula zostawiła mu wiadomość na poczcie głosowej „Hej. Przed chwilą byłam w szpitalu. Okazało się, że grant dla ojca był nietknięty. Jadę do Piotra, nie zostawię tak tego”. Po tych słowach z prędkością światła opuścił swoje biuro. Nie mógł pozwolić na konfrontację tej dwójki. Sosnowski był zdolny do wszystkiego. Szybkim tempem przemierzał ulicę Warszawy, aż w końcu znalazł się pod jej mieszkaniem. Popędził na trzecie piętro. Zapukał. Raz, drugi, trzeci. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, postanowił, że do niej zadzwoni. Nie odbierała, ale usłyszał, że jej komórka dzwoni za drzwiami. Wyważył drzwi i wparował do środka. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach. Na podłodze w przedpokoju leżała Ula, była cała zakrwawiona. Krew była dosłownie wszędzie. Ona sama zwinięta w kłębek. Szybko sprawdził puls. Był ledwo wyczuwalny. Zadzwonił po pogotowie i czekał. Zjawili się stosunkowo szybko i od razu zabrano ją do szpitala. On sam dojechał tam po piętnastu minutach. Kazano mu czekać. Sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Był bezradny, w żaden sposób nie mógł jej pomóc. Wyrzucał sobie, że zostawił telefon w gabinecie. Mógł go mieć przy sobie. Na pewno odebrałby i teraz ona nie musiałaby cierpieć. Czekał minutę, pięć, dziesięć. W końcu z sali wyszedł lekarz dyżurny.
- Przepraszam, co z Urszulą Cieplak? – dociekał.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem narzeczonym – doktor chciał powiedzieć, że najlepiej byłoby, aby zjawił się jeszcze ktoś, ale Marek nie pozwolił mu dokończyć – niedawno umarł jej ojciec. A ja mam tylko ją. Proszę mi powiedzieć co się stało – wręcz błagał.
- W chwili obecnej przeprowadzana jest tomografia. Pańska narzeczona straciła mnóstwo krwi, ma liczne obrażenia. Musimy dokładnie wszystko zbadać, aby postawić trafną diagnozę. Proszę uzbroić się w cierpliwość. Wiem, że mnie jest łatwo mówić, ale teraz zamartwiając się, na pewno jej pan nie pomoże.
- Dobrze, dziękuję – kiedy medyk odszedł, Dobrzański głośno westchnął. Postanowił wyjść przed szpital, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Nagle rozdzwoniła się jego komórka.
- Synu, gdzie jesteś? Dzisiaj miałeś przyjechać do nas na obiad. Mama się niecierpliwi – mówił.
- Przepraszam tato, ale nie dam rady – wyrzucił.
- Co znowu stoi na przeszkodzie naszemu spotkaniu? – senior Dobrzański był wyraźnie poddenerwowany.
- Ula. Ula jest w szpitalu. O mało jej nie zabił, tato. Znalazłem ją całą zakrwawioną – zaczął płakać.
- Gdzie jesteście? Zaraz będę.
- Nie, tato. Nie możesz się denerwować – ocknął się.
- Milcz i podaj mi adres. Mama o niczym się nie dowie. Będę niebawem – po podaniu lokalizacji, Marek postanowił, że musi wykonać jeszcze jeden telefon – do jej brata. Stwierdził, że lepiej będzie go nie martwić całą sytuacją i dlatego poinformował go, że Ula przez kilka dni zostanie z nim. Nikogo innego nie chciał powiadamiać. Jej przyjaciółki źle im życzyły. Cały czas miały przed oczyma idealny związek Cieplak z Piotrem, a Marek bez pytania wparował w ich życie i wszystko popsuł.
- Ula, kochanie… – mówił do niej, kiedy wieźli ją korytarzem na salę.
- Proszę poczekać parę minut i będzie pan mógł wejść do narzeczonej – na te słowa, ojciec Marka zrobił wielkie oczy.
- Nie wiem o czymś? – zapytał wprost.
- Musiałem skłamać, inaczej nic by mi nie powiedzieli. Ale spokojnie, jak tylko z tego wyjdzie, na pewno się pobierzemy – usiadł ciężko na krześle.
- Synu, jestem z ciebie dumny – poklepał go po ramieniu, a ten spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem – kiedyś z pewnością nie czuwałbyś przy Paulinie. Wolałbyś marnować czas na przyjęciach i alkoholu. Teraz się zmieniłeś. Jestem dumny, że mogę być twoim ojcem. Cieszę się, że wreszcie dogoniłeś swoje szczęście. Nie strać go – po tych słowach młodszy z mężczyzn przytulił się do drugiego. Naprawdę tego potrzebował. Usłyszał od ojca, że jego z niego dumny. To go bardzo podbudowało. Wiedział, że Ula została zaakceptowana jako wybranka jego serca. Ogromny kamień spadł mu z serca. Nie musiał obawiać się reakcji rodziny. Jednak z drugiej strony ciągle truchlał o jej zdrowie. Aż w końcu podszedł do niego lekarz.
- Może pan wejść na chwilę do narzeczonej, później zapraszam do mnie.
- Dziękuję – wstał i poszedł za doktorem.
Kiedy wszedł na OIOM, znów miał ochotę płakać jak dziecko. Ula leżała na pół przytomna. Jej ręką była w gipsie, głowa owinięta bandażem i wiele innych opatrunków świadczących o ranach na jej ciele. Powolnym krokiem podszedł do łóżka. Ona go zauważyła i niespiesznie podała mu dłoń. Ten wziął ją w swoje i pocałował.
- Kochanie, martwiłem się o ciebie. Przepraszam, że nie było cię przy mnie – płakał.
- Co ze mną – mówiła ledwo słyszalnie.
- Zaraz porozmawiam z lekarzem. Niczym się nie denerwuj. Odpoczywaj. Wszystko będzie dobrze. Zajmę się tobą i wszystko wróci do normy, obiecuję – pocałował ją delikatnie w usta.
- Panie Dobrzański, proszę już nie męczyć narzeczonej. Jest senna – miła siostra delikatnie wyprosiła go z sali.
- Oczywiście. Skarbie, jutro z samego rana będę u ciebie. Kocham cię – pożegnał się i opuścił salę. Kiedy wyszedł na korytarz, z całej siły uderzył w ścianę, aż zdarł rękę do krwi. Usłyszała to ta sama siostra i natychmiast zareagowała. Zrobiła mu opatrunek i zaproponowała leki uspokajające. Podziękował i udał się do gabinetu lekarza.
- Witam, proszę siadać – wskazał na krzesło – nie ukrywam, że to, co pa usłyszy, może panem wstrząsnąć. Pani Cieplak ma dwa złamane żebra oraz lewą rękę, wstrząs mózgu, mnóstwo sińców i zadrapań. Niewątpliwie to była napaść. Wie pan o kogo chodzi? – zapytał.
- To Piotr Sosnowski – powiedział stanowczo, na co lekarz zrobił wielkie oczy. Nie mógł uwierzyć, że lekarz tej rangi byłby zdolny do czegoś takiego.
- Muszę powiadomić policję. Prosiłbym o złożenie zeznań.
- Oczywiście – Marek miał wychodzić, ale lekarz miał mu do powiedzenia jeszcze jedną sprawę.
- Panie Dobrzański, pani Urszula była w ciąży. Koniec pierwszego trymestru. Jednak w wyniku obrażeń dziecka nie udało się uratować. Przykro mi – wstał i podał mu dłoń. Marek ją uścisnął, po czym szybkim krokiem przemierzał korytarz. Tam zapytał go ojciec.
- Co z Ulą? – niepokoił się. Marek nawet się nie zatrzymując, rzucił:
- Zabiję gnoja, zabiję! – wybiegł i pojechał wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Za krzywdę kobiety którą kochał i swojego dziecka.
- Proszę wstać, sąd idzie – wszyscy na komendę poderwali się z miejsc – Sąd Rejonowy Warszawa Mokotów uznaje oskarżonego Piotra Sosnowskiego za winnego dokonania zarzucanych mu czynów, tj. pobicia, gwałty, szantaż emocjonalny oraz sprzedaż grantu. Sąd skazuje winnego na karę dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności – proszę usiąść.
- Co?! – krzyknął lekarz.
- Proszę o spokój. Panie Sosnowski, zachował się pan podle. Wyżywał na kobiecie, która dzieliła z panem życie. Ponadto sprzedał pan grant, za ogromną sumę. A przecież miał pan prawo przekazać go za darmo. Panie Sosnowski, tym, żeby pozbawić pana prawa do wykonywania zawodu zajmie się już ktoś inny. Mam nadzieję, że kiedyś pan zrozumie, jak wielki błąd pan popełnił. Dziękuję, koniec rozprawy.
- To koniec, kochanie, koniec – Marek przytulił Ulę, kiedy sędzia wyszedł z sali.
- Ja wam jeszcze pokażę, nie cieszcie się za bardzo!
Przed oczyma miał sytuację, która miała miejsce parę miesięcy temu. Po słowach lekarza wybiegł ze szpitala. Od razu skierował się do mieszkania Uli i Piotra. Właściwie mieszkanie należało do niej, on tam stacjonował.
- Ty sukinsynu! – z całej siły uderzył go w twarz, tak, aż pięść go zabolała – Nie potrafisz zająć cię kobietą, to już ustaliliśmy, ale to, że zabiłeś mi dziecko, a ją biłeś i gwałciłeś – nie dokończył, bo znów postanowił wymierzyć mu cios. Tym razem Sosnowski padł na ziemię jak długi. Dobrzański nic sobie z tego nie zrobił, wrócił do szpitala, do Uli.
- To było twoje dziecko – powiedziała zapłakana.
- Wiem, kochanie – pocałował ją – dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? Dzisiaj żyłby twój tata i nasze dziecko.
Po tych słowach kobieta jeszcze bardziej się rozkleiła. On nie mógł tego znieść. Chciał, żeby już więcej nie cierpiała.
- Przepraszam, przepraszam. Nie płacz. Teraz wszystko się zmieni.
- Moje dziecko, moje maleństwo – nie mogła sobie darować.
- Cichutko, będziemy mieli jeszcze gromadkę dzieci.
Po tygodniu wróciła do domu. Marek zadbał o jej bezpieczeństwo i komfort. Postanowił, że zamieszkają w rezydencji Dobrzańskich. Była ona wystarczająco duża dla czterech osób. Rodzice od razu się zgodzili.
- Zasnęła – wszedł późnym wieczorem do salonu. Jego rodzice jedli kolację i zajęci byli rozmową.
- Synku, musisz dać jej trochę czasu. Nie otrząsnęła się jeszcze po śmierci ojca, a teraz jeszcze straciła swoje dziecko – Helena pocieszała Marka.
- To było też moje dziecko, a ten sukinsyn za to zapłaci, rozumiesz?!
- Nie działaj pochopnie, pobiłeś go, a on może złożyć sprawę na policję – odparł Krzysztof.
- Niech robi co chce, długo nie pobędzie wolny. Przepraszam was, ale pójdę do niej.
- Zjedz coś – matka jak zwykle troszczyła się o swojego jedynaka.
- Wybacz mamo, ale niczego nie przełknę. Dobranoc – pocałował Helenę, a ojcu uścisnął dłoń.
Minęło kilka miesięcy. Wiele zmieniło się w ich życiu. Oprawca Uli trafił za kratki. Do rodziny dołączył nowy członek – Tymoteusz Cieplak. Jego rodzice pękali z dumy. Ciocia Beatka troszczyła się o bratanka, jak tylko mogła. Również ciocia Ula wpadała często i pomagała przy maluszku. Wszystko idealnie się układało. Rodzice Kingi pomagali, jak tylko mogli. Młodym najbardziej brakowało czasu dla siebie, gdyż przy małym dziecku, nie ma czasu na chwile sam na sam. Właśnie dzisiaj, młodzi mieli wziąć ślub i postanowili, że przy tej okazji od razu ochrzczą Tymka. Zaproszono niewielu gości. Wszyscy odwrócili się od Uli, kiedy ta ułożyła sobie życie z Dobrzańskim. Kiedy jednak sytuacja wyszła na jaw, kiedy okazało się, że to Piotr okazał się tym złym, przepraszali. Kobieta była wdzięczna, że żałują, ale nie chciała mieć już takich przyjaciół. Jedynie Sebastian i Violetta ich nie oceniali. Byli przy nich w najgorszych chwilach. To właśnie na takich przyjaciół całe życie czekali. Teraz, w małym kościółku, trwała uroczystość. Ze strony Jaśka stawili się seniorzy Dobrzańscy, Marek z Ulą, Beatka, państwo Szymczyk, Maciek z żoną Anią i trzyletnim Kubą. Ula nadal utrzymywała z nimi kontakt, odnowiła go. Młodzi bowiem wyjechali pięć lat temu do Londynu i dopiero teraz postanowili wrócić. Ze strony Kingi lista była niewiele dłuższa. Rodzice, kuzyn z żoną i synem, sąsiad Nowak z rodziną, brat matki z rodziną oraz babcia. Uroczystość była bardzo wzruszająca. Ula, jako matka chrzestna, dzielnie się spisała. Jednak nie mogła powstrzymać łez, było to dla niej bardzo wzruszające przeżycie. Marek widział, że kobieta bardzo pragnie mieć dziecko. Do niego samego również coś dotarło. Zrozumiał, że tak wiele przeszli razem, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Po przyjęciu weselnym, cała czwórka wróciła do domu. Młodzi pożegnali się z seniorami i poszli do siebie. Wzięli wspólną kąpiel i położyli się.
- Kochanie? – szepnął jej do ucha.
- Tak? – przytuliła się do niego.
- Chciałabyś mieć ze mną dziecko? – pogładził ją po policzku.
- Jesteś pewien tego, co mówisz? – usiadła gwałtownie na łóżku.
- Ula, a czego ja mam być pewien? Tego, że prędzej czy później i tak cię poproszę o dziecko? – pogładził ją czule.
- Kocham cię – zaczęła go całować, a on natychmiast przejął inicjatywę.
Teraz, kilka miesięcy po tym wszystkim, stała przed lustrem w ich sypialni i zakładała kolczyki. Nagle wszedł jej narzeczony.
- Kochanie, co tutaj robisz? Nie możesz widzieć panny młodej na chwilę przed ślubem!
- Daj spokój – chciał ją pocałować, lecz ta się odsunęła.
- Błyszczyk – spojrzała na niego poważnie.
- No nieźle – zachichotał – jak się czuje nasza córka? – przytulił ją od tyłu i pocałował w szyję.
- Całkiem nieźle, chyba śpi. Spokojna jak nigdy – uśmiechnęła się. Objęła jego ręce, którymi ją oplatał i spojrzała w ich odbicie w lustrze. Stał za nią, był. Nie mogła uwierzyć, że to właśnie teraz się dzieje. Kto by pomyślał, że zdecydują się na ślub, kiedy kobieta będzie w dziewiątym miesiącu ciąży. Lecz z drugiej strony ta dwójka zawsze robiła wszystko na ostatni moment. Podjechali pod kościół jego Lexusem, Ula z trudem wysiadała.
- Mówiłam ci, że masz kupić inne auto! Gdzie będę wozić córkę? Na dachu? – śmiała się, udając obrażoną.
- Najwyżej doczepimy przyczepkę – uśmiechnął się do niej i chciał pocałować, ale po chwili się zreflektował i rzekł – błyszczyk!
Weszli do kościoła pewnym krokiem. Kiedy stali przy ołtarzu i wypowiadali słowa przysięgi małżeńskiej, Ula poczuła, że odeszły jej wody.
- Kochanie, ty rodzisz, jedziemy do szpitala! – powiedział rozgorączkowany Marek. Goście zareagowali zdziwieniem.
- Nie ma mowy, nie opuszczę własnego ślubu – tłumaczyła. Ksiądz postanowił, że najlepiej będzie, jeśli maksymalnie przyspieszy. Tym samym po piętnastu minutach ogłaszał ich mężem i żoną. Po wszystkim Dobrzański wziął żonę na ręce i popędził do szpitala. Natychmiast się przebrał i stał tuż obok żony.
- Jak zwykle omija mnie świetna zabawa, ała! – krzyknęła z bólu.
- Będzie dobrze, oddychaj – naśladował panią ze szkoły rodzenia, co wyglądało komicznie.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. To wszystko przez ciebie, nienawidzę cię! – krzyczała.
- Proszę przeć! Już widać główkę – mówiła położna.
- Kocham cię, kocham. Nie zostawiaj mnie – szybko się zreflektowała, na co położna zareagowała śmiechem.
- Jesteście naprawdę śmieszną parą, o proszę. Trzecia do tercetu. Witamy córę – mrugnęła. Markowi serce mocniej zabiło na widok córki, bardzo się rozczulił tym, że został ojcem i… zemdlał. Kiedy go ocucili, okazało się, że Ula wraz z maleńką jest już na sali poporodowej. Postanowił udać się tam jak najszybciej.
- Spójrz, kochanie. Tatuś przyszedł – powiedziała cicho do maleństwa, po czym złożyła na jej główce czuły pocałunek.
- Jak się czujecie? – zapytał.
- My dobrze, a jak z tobą? – zaśmiała się z niego.
- Bardzo śmieszne. Jest śliczna, dziękuję – pocałował żonę.
- Marek? Co z nami będzie? – zapytała.
- Teraz? Teraz będzie już tylko lepiej…
K O N I E C 

Ja wiem, że Ty chcesz X

- Wszystko gotowe, proszę przyłożyć sobie wacik i zgiąć rękę, krew powinna przestać zaraz lecieć – pielęgniarka nakleiła plaster w okolicy ...