wtorek, 16 stycznia 2018

Ja wiem, że Ty chcesz I-V

Siedziała w swoim gabinecie. Zajmowała go od niedawna. Na objęcie posady dyrektora finansowego namówił ją przyjaciel jej ojca. Krzysztof. Potrzebował sprawdzonej osoby, a ona wydawała się idealna. Wróciła właśnie po rocznym kontrakcie z Nowego Jorku, gdzie pracowała w jednym z wieżowców przy Wall Street. Tak prestiżowego kontraktu nie zdobyła tylko przez swoją wiedzę, która była niemała, ale właśnie przez kontakty swojego ojca. Józef Cieplak był właścicielem sieci hoteli w Polsce i zagranicą. Cieszył się ogromnym majątkiem, jednak przy tym pozostał naprawdę ciepły i życzliwy dla ludzi. Oprócz najstarszej, Urszuli, która skończyła ekonomię, miał dwójkę młodszych pociech. Jan – który kończył właśnie krakowskie liceum, żeby za rok pójść na medycynę oraz Beata – siedmioletnie oczko w głowie ojca. Szyja rodziny, najważniejsza kobieta w życiu Józefa to Magdalena, która nade wszystko ceniła sobie szczęście sowich dzieci. Sama nie pracowała po to, żeby zająć się willą, którą rodzina posiadała na przedmieściach Krakowa. Józef i Magdalena przebywali ostatnio w Szwajcarii na nartach, gdzie poznali małżeństwo, które rocznikowo było im bliskie. Helena i Krzysztof Dobrzańscy, warszawscy inwestorzy i właściciele domu mody. Rodziny bardzo przypadły sobie do gustu. Krzysztof, niedługo po powrocie do Warszawy, postanowił wybrać się do Józefa, aby przeprowadzić męską rozmowę. Wiedział od niego, że jego córka nie chce pracować u ojca, gdyż miała dość tego, że zawsze i wszędzie wszystko za nią załatwiał. Sama chciała stanąć na nogi i zacząć żyć na własny rachunek. I to właśnie Dobrzański złożył jej propozycję nie do odrzucenia. Miała zostać dyrektorem finansowym. To ogromne wyróżnienie dla niej samej. Nie wahała się ani chwili. w tydzień załatwiła najważniejsze sprawy i przeniosła się na stałe do Warszawy. Z opowiadań ojca wiedziała, że dom mody Febo&Dobrzański Fashion, to firma rodzinna. Polsko-włoska marka powstała parędziesiąt lat temu. Włoskie małżeństwo zginęło w wypadku i osierociło dwójkę dzieci, Aleksa i Paulinę. Aleksander Febo większość czasu spędzał w delegacjach i nawiązywał mnóstwo kontaktów. Paulina natomiast pełniła funkcję ambasadora marki, ponadto przygotowywała pokazy. Seniorzy Dobrzańscy mieli jedynego syna, Marka. Był naprawdę dobrym prezesem. Świetnie zorganizowany, uczciwy i skrupulatny. Z Aleksem stanowili team idealny. Byli jak bracia. Paulina natomiast skrycie podkochiwała się w Marku i mimo, że wielokrotnie mu o tym mówiła i prosiła, żeby spróbowali, ten odmawiał twierdząc, że to głupi pomysł. W weekend poprzedzający pierwszy dzień pracy poszła na imprezę do jednego z warszawskim klubów dla elit. Usiadła przy barze i zamówiła martini, obserwując przy tym parkiet i bawiących się ludzi. Odetchnęła pełną piersią… Wreszcie była wolna. Z dala od rodziców i wiecznego pomagania i mówienia jak ma żyć. Teraz czas na jej błędy. Pierwszy raz tak się czuła, kiedy rok temu stanęła w swoim nowojorskim lofcie, jednak okazało się, że rodzice bywali u niej średnio raz w miesiącu. Ciągła kontrola, która doprowadzała ją do szału. Teraz wszystko miało być inaczej. Nie zauważyła nawet, jak trzymała w dłoni drugiego drinka, a obok niej dosiadł się przystojny brunet. Pytającym wzrokiem spojrzała na trunek.
- Wyglądała pani na zamyśloną, więc stwierdziłem, że to idealna okazja, aby wykorzystać chwilę i podejść – uśmiechnął się do niej.
- Strach pomyśleć co byłoby, gdybym wyglądała na niemyślącą – burknęła sama do siebie.
- Chyba ktoś tu nie ma humoru – szczerze się zaśmiał.
- To zmęczenie, od dzisiaj jestem słoikiem – tryknęła swoim kieliszkiem w jego whisky i upiła spory łyk – chodźmy tańczyć!
Bawili się ze sobą całą noc, jednak prawie w ogóle rozmawiali. Na zmianę tańczyli i spijali drinki. Nawet się nie spostrzegli, a wylądowali w jego mieszkaniu. Szybki seks i sen. Rano, kiedy obudził ją potworny kac, przez chwilę nie wiedziała co się dzieje. Jednak kiedy dostrzegła nagiego mężczyznę, który leżał obok niej, otrzeźwienie momentalnie nastąpiło. W pośpiechu zaczęła zbierać swoje ubrania i kierować się do wyjścia, w połowie drogi, między salonem a korytarzem, wyszedł za nią.
- Spotkamy się jeszcze? – powiedział, splótłszy ręce na piersi.
- To chyba nie jest dobry pomysł, to co się wczoraj wydarzyło też nie było dobrym pomysłem. Muszę już iść, cześć – szybkim ruchem otworzyła drzwi i chwilę później siedziała w taksówce. W końcu nadszedł długo wyczekiwany poniedziałek. Po firmie oprowadził ją Krzysztof. Na dziesiątą zarządził zebranie ze swoim synem, który pełnił funkcję prezesa oraz Aleksem, Pauliną i całym działem finansowym. Chciała się do tego spotkania dobrze przygotować. gdy wybiła dziewiąta pięćdziesiąt, wzięła dokumenty i ruszyła w stronę salki konferencyjnej. Zajęła miejsce opodal Krzysztofa. Wielkie było jej zdziwienie, gdy po chwili w drzwiach stanął… Mężczyzna, z którym przeżyła pierwszy warszawski weekend.
- Ulu, poznaj proszę mojego syna – Krzysztof powiedział spokojnie.
- Marek Dobrzański, prezes. Miło mi – podał jej rękę i posłał swój szelmowski uśmiech. kobieta, całkowicie zaskoczona sytuacją, odrzekła:
- Urszula Cieplak, dyrektor ds. finansów. Mnie również.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca, szybko przeszła do rzeczy. Po trwającym dwie godziny zebraniu, wszyscy opuścili konferencyjną. Została tylko Ula,Krzysztof, Aleks i Paulina. Włoszka widziała w jaki sposób młody Dobrzański patrzy na Ulę i właśnie w tej chwili zrozumiała, że musi coś zrobić z tą dziewczyną.
- Jestem naprawdę pod wrażeniem przygotowania i kompetencji. Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze współpracowało – mówił Krzysztof.
- Ja również jestem pod wrażeniem zdolności i umiejętności Uli – powiedział, patrząc prosto w jej błękity, wiedział o dwuznaczności tych słów. Jednak nie mógł się powstrzymać. Była bardzo zażenowała, ale nie chciała niczego ujawnić. Nie chciała, aby ktokolwiek wiedział, że spędziła noc z prezesem. Wyszli z konferencyjnej, natychmiast udała się do swojego gabinetu i usiadła za biurkiem ciężko oddychając.
- Widzisz, jednak spotkaliśmy się szybciej niż sądziłaś – wszedł na chwilę do jej gabinetu, po czym opuścił go z nieskrywaną radością.
A ona cały czas siedziała, u siebie, za biurkiem, przy laptopie. I nie wiedziała co czeka ją na jutrzejszym lunchu, na który kazał jej przyjść…
- Uważam, że rokowania są naprawdę dobre – zakończyła swój monolog i podała dokumenty Markowi. Przez cały dzień i pół nocy zapoznawała się z budżetem firmy. Sprawdzała każdą umowę, każdą, większą transakcję. Rozmawiała z działem księgowości i postanowiła, że wykona raport. Wyniki przedstawiała właśnie prezesowi.
- Jestem naprawdę pod wrażeniem. Nie sądziłem, że jesteś tak skrupulatna i dokładna. Spotkałem się z tobą, gdyż chciałem, abyś spotkała się z ludźmi z różnych działów w celu wprowadzenia. Masz tutaj namiary – podał jej swój kajet – Możesz też liczyć na moją sekretarkę, Violettę, jednak jest ona nieco niekompetentna…
- Ważne, że swoje kompetencje pokazała w łóżku – zadrwiła z niego.
- Wiesz, jest seksowna, ale zawsze to żona przyjaciela – powiedział z ironią – Osobiście wolę ciebie i twoje „kompetencje” – zaśmiał się.
- Jeśli to koniec tego spotkania, pozwolisz, że już pójdę – zaczęła składać dokumenty.
- Boisz się o tym rozmawiać? A taka jesteś bystra – uśmiechnął się szelmowsko.
- A co, chcesz usłyszeć jakim byłeś ogierem czy raczej wolisz spytać czy udawałam? – pozostawiła go sam na sam z myślami i dumnym krokiem poszła w kierunku FD.
Przez cały dzień unikała Marka jak ognia. Nie miała ochoty na żadne spotkanie z nim. Oboje nie roztrząsali tematu wspólnie spędzonej nocy. Oczywiście poza sytuacjami w cztery oczy, kiedy to często sobie dokuczali. Zajęta opracowaniem budżetu na cały następny kwartał, zapomniała o jego poleceniu. Postanowiła jak najszybciej zapoznać się z przedstawicielem każdego działu, aby nic jej nie umknęło. Po trzech godzinach, tuż przed piętnastą, siedziała w bufecie w oczekiwaniu na kogoś z kadr, załogi Pshemko, recepcjonisty i działu IT.
- A może kawy dla pani dyrektor? – bufetowa Ela spojrzała na Ulę niepewnie.
- Proszę dać spokój z tą panią dyrektor. Jestem Ula, Ula Cieplak. Proszę usiąść obok, chwilka panią nie zbawi – uśmiechnęła się.
- Ela, mam na imię Ela – kobieta dosiadła się obok Cieplakówny i gawędziły o firmie, ludziach i samym prezesie.
- Jest aż takim ciekawym tematem? – zagaiła Ula popijając kawę.
- No jasne! Każda modelka, dziennikarka, aktorka i inna ładna kobieta jest dla niego nie do odpuszczenia. Wiele kobiet było przy jego boku, z wieloma go łączono. Jednak tak naprawdę z żadną nie był na dłużej. Wszyscy w firmie śmieją się, że jemu pisana jest Paulina, która zawsze i wszędzie będzie na niego czekać.
- O, no proszę. Wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć w bufecie – uśmiechnęła się i przeprosiła, gdyż właśnie przyszli ludzie z firmy umówieni z nią na spotkanie.
- Tak, mamo. Rozumiem, będę na pewno. Przecież wiem, że babcia pierwszy i ostatni raz obchodzi osiemdziesiąte urodziny – mówiła do słuchawki, czekając na windę – Mamo, daj spokój, nie przywiozę żadnego potencjalnego kandydata na zięcia, odpuść. Kocham cię, muszę kończyć.
- Ja chętnie pojadę do babci – za plecami Uli nagle niespodziewanie pojawił się Marek.
- Nie, dziękuję. Dam sobie radę – ironicznie się uśmiechnęła.
- Potrafię zauroczyć niejedną babcię – zachwalał sam siebie.
- Jak i niejedną modelkę, aktorkę i takie tam – mówiła bujając się lekko w przód i tył.
- Masz o mnie nie najlepsze zdanie – posmutniał.
- Ja? Nie, ludzie z firmy. Ale pocieszę cię, że prezesem jesteś świetnym. Po pięć stówek na święta. Nic, tylko czekać Gwiazdki – zaśmiała się i wsiadła do windy.
Kiedy zjechali na dół, pożegnali się z panem Władkiem, który czekał na żonę Elę i ruszyli w kierunku parkingu opodal firmy.
- Podwieźć cię gdzieś? – spytał.
- Właśnie po to za tobą idę, potrzebuję podwózki na Powiśle, jeszcze nie zdążyłam kupić auta – mówiła miło.
- Masz szczęście, że cię lubię, wskakuj – szarmanckim gestem otworzył jej drzwi. Po niecałej godzinie byli już na miejscu.
- Dzięki, naprawdę. Zaprosiłabym cię na kawę, ale nie wypada spoufalać się z prezesem. Do miłego! – wysiadła szybko.
- To może kolacja? Kino? – oddalała się – Kajaki? Gokarty? – nie reagowała – Tenis? Squash?
- Nie słucham cię – nawet się nie odwracając, pomachała do niego ręką i uśmiechnęła się do siebie.
Siedział w swoim apartamentowcu, na tarasie i patrzył na miasto. Na stolicę, która zdawała się nigdy nie spać. Był zamyślony. Nie spodziewał się, że jego serce może mocniej zabić do jakiejś kobiety. Z reguły jego uczucia kończyły się wraz z braniem prysznica po stosunku. W tej chwili było inaczej. Spędzony z nią czas, naprawdę sprawiał mu radość. Była pierwszą dziewczyną, która jakby zdawała się nie dostrzegać jego uroku. Z jednej strony strasznie go to denerwowało, ale z drugiej postanowił gonić króliczka…
- Aniu, mogłabyś skserować mi to dwukrotnie? Violetta znowu się gdzieś podziała – powiedział do recepcjonistki.
- Jasne, nie ma problemu – wzięła plik kartek i udała się w stronę pokoju ksero.
Po chwili do recepcji podszedł młody mężczyzna, z bukietem kwiatów.
- Witam, szukam Urszuli Cieplak – powiedział stanowczo do Marka. Mina Dobrzańskiego sugerowała, że nie jest zadowolony z tego, że ma na horyzoncie rywala…
- A w jakiej sprawie? Może będę mógł pomóc? Marek Dobrzański, jestem tutaj prezesem – podał mu dłoń.
- Witam, raczej nie. To prywatna sprawa. Mógłby mnie pan do niej zaprowadzić? – w jego głowie można było wyczuć obcy akcent.
- Nie wiem czy jest w biurze, pracuje tutaj od niedawna i często wychodzi na spotkania – kontynuował Dobrzański.
W tej właśnie chwili, drzwi windy się otworzyły i wysiadła z nich Ula wraz z Izą, prawą ręką Pshemko, z którą bardzo się zaprzyjaźniła. Tak właściwie nie tylko z nią. Również z kadrową, bufetową i recepcjonistką. Miały naprawdę dużo spraw do obgadania.
- Hej, Ula! – podszedł do niej i pocałował w policzek – Jak się masz?
Marek przyglądał się całej sprawie z ogromnym zaciekawieniem. Najbardziej intrygowało go zachowanie Uli. Kobieta wyraźnie skonsternowana patrzyła to na prezesa, to na swojego gościa. Widziała złość w spojrzeniu Marka. Postanowiła jak najszybciej zabrać gościa do siebie, po to, żeby załagodzić sytuację.
- Chodźmy do mnie – wzięła go za rękę i poprowadziła w kierunku swojego gabinetu. Zachowanie Uli nie umknęło Markowi i zdążył do niej rzucić.
- Na pewno o tym porozmawiamy – powiedział głośniej niż chciał.
- Nie rozumiem dlaczego nie pozwolisz jej podejmować własnych dezycji. Przecież radzi sobie dobrze w Warszawie – Magdalena tłumaczyła mężowi, że ich najstarsza córka nie wymaga już opieki.
- Nie wiemy jak sobie radzi, coraz rzadziej dzwoni – burknął.
- Józefie, ona tam jest od niecałego tygodnia. Ma do nas dzwonić co godzinę?
- Niczego nie rozumiesz, po prostu nie chcę, żeby coś się jej stało – posmutniał. Żona podeszła do niego i objęła.
- Za tydzień przyjedzie na urodziny mojej mamy, nacieszymy się nią do woli.
- Przestałaś się odzywać – usiadł na kanapie – A ja zupełnie nie wiem dlaczego. Przecież było nam razem dobrze.
- Doug, było. To naprawdę już skończone. Było miło, spędziliśmy miło czas, ale to tyle – oparła się o biurko i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie chcę, żebyś źle mnie odebrała, ale sprawy między nami nie są do końca uregulowane – podszedł do niej – I ja wcalę nie chcę niczego zmieniać.
- Na początku sami uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Zgodziłeś się na to, a teraz co? – powiedziała poważnie.
- Kiedy wyjechałaś, wszystko się zmieniło. Wszystko! A ja nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Pamiętasz Grey’s Papaya? Pamiętasz Time Square? – mówił przejęty, podchodząc coraz bliżej, aż w końcu ich twarze się spotkały.
- Ula, mój jest w konferencyj – wszedł z impetem do jej gabinetu, ale zastał scenę, która zmroziła mu krew w żyłach. Cały nabuzowany patrzył jak obcy mężczyzna całuje Ulę – wyszedł dość szybko, Ula zdążyła tylko odepchnąć od siebie Amerykanina.
- Wyjdź, wyjdź stąd, proszę… – spojrzała na niego.
- Spotkasz się ze mną? – powiedział smutno.
- Juto o 12 zjem z tobą lunch w tej kafejce na dole. A teraz już idź – zajęła miejsce za biurkiem i odebrała dzwoniący telefon – Tak, Dorota, zaraz tam pójdę.
- Przepraszam za spóźnienie – zajęła miejsce opodal Aleksa.
- Nic nie szkodzi. I tak dopero co zaczęliśmy – Krzysztof zwrócił się do Uli.
- Jak wspominałem muszę wyjechać do Włoch, ciocia Edvige potrzebuje pomocy i trzeba się nią zająć. Paulina poleci ze mną, chociaż na miesiąc. Musimy znaleźć dla niej opiekę, pozałatwiać sprawy.
- Rozumiem, nie ma żadnego problemu, prawda Marku – Krzysztof zwrócił się do syna. Ten przez dłuższą chwilę nie odpowiedział – Marku?
- Tak, tak. Nie ma żadego problemu. Przepraszam, ale muszę wyjść. Dokończcie beze mnie – powiedział ze spokojem, spojrzał na Ulę i wyszedł.
- W takim razie zajmijmy się planem na miesiąc, Ulu, proszę .
Po niecałej godzinie wychodzili z konferencyjnej.
- Marek u siebie? – Ula zapytała Violettę, która namiętnie stukała w klawiaturę.
- Jest w kuchni, robi sobie kawę. Zawaił mnie robotą, to niech sam sobie kawki sprawia – trajkotała.
- Dzięki – poszła w kierunku socjalnego. Stał oparty o blat, tyłem do wejścia.
- Możemy porozmawiać? – spytała łagodnia, na co on się odwrócił.
- A mamy o czym?
- Dlaczego tak się zachowujesz? Stało się coś?
- Możesz mi powiedzieć kto to był? – spojrzał ostro.
- Przyjaciel…
- Przyjaciel?! I całujesz się z przyjacielem? – krzyknął.
- Doug… Doug to mój mąż…
Doug Sheridan – trzydziestodwuletni właściciel filmy deweloperskiej. Jego matka wyjechała do Stanów i tam poznała jego ojca. Wiedli szczęśliwe, ale biedne życie. Mieli dwóch synów. Jeden pracuje jako chirurg w jednym ze szpitali w New Jersey, a drugi posiada własną firmę deweloperską. Doug od najmłodszych lat był prymusem. Każdy egzamin na studiach zdawał śpiewająco. Sam wszystkiego dorobił się w życiu. Ulę poznał w jednej z kawiarni, kiedy podczas lunchu pracowała nad jakimiś analizami. Dosiadł się, rozmawiali. Spotkali się raz, drugi, trzeci. Spędzili ze sobą naprawdę sporo czasu. Zakochał się w niej. Nie powiedział jej tego, bo po co. Jego męska duma mu na to nie pozwalała. Pewnego razu zabrał ją na wycieczkę. Pojechali tam, gdzie zawsze chciała się znaleźć – Vegas. Bawili się beztrosko. Hektolitry alkoholu, hazard. Na koniec podróży postanowili wziąć ślub. Co prawda, nie miał on mocy prawnej. Na zalegalizowanie tego mają rok od zawarcia związku małżeńskiego. A, że ślub brali cztery miesiące temu, w czerwcu, na formalności mają jeszcze osiem miesięcy. Po ich powrocie z Vegas wszystko się zmieniło. Nalegał, naciskał na to, żeby została. Chciał, żeby zaczęła u niego pracować. A ona najzwyczajniej w świecie traktowała go jako przyjaciela. Powiedziała mu o tym, przeprosiła i wróciła do domu. Jak widać, nie odpuścił i przyleciał do Polski.

Marek wziął dwa tygodnie wolnego, nie chciał słyszeć o mężu Uli, ta sytuacja go przerastała. Nie mógł sobie poradzić z tym, że coś do niej czuje oraz z tym, że może być dla niego nieosiągalna. Zawsze było tak, że to kobiety robiły na jego widok maślane oczka. To on mógł wybierać i przebierać pomiędzy nimi,. Teraz role się odwróciły… Nie miał na nic wpływu. Nie mógł sobie darować, że tak łatwo dał się ponieść emocjom i zaczął myśleć, że z tą dziewczyną może być coś na poważnie. Pomylił się, a skutki tego miały dopiero nadejść. Siedział w jednym ze stołecznych barów, pił kolejnego drinka. Załował, że tak potoczyła się ich rozmowa niespełna cztery godziny wcześniej:
- Mąż? – spytał nad wyraz spokojnie.
- To długa historia i…
- Mam czas – nie dał jej dokończyć. Cały się gotował na myśl o mężczyźnie.
- Wiesz co, pieprz się! Za kogo ty się masz? Mareczek wielce obrażony, bo pierwsza panna mu odmawia? Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! – już miała wychodzić z socjalnego, ale Dobrzański zdążył dodać parę słów.
- Ciekawe czy z nim też się przespałaś i bawiłaś w kotka i myszkę – powiedział ostrzej niż zamierzał. Na reakcję Ciepak nie trzeba było długo czekać. Momentalnie się odwróciła i wymierzyła mu siarczysty policzek.

- Nie mogę patrzeć na tę wywłokę. Przyjeżdża nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co i wchodzi z buciorami w moje życie! – Włoszka prowadziła żywą dyskusję ze swoim bratem.
- Sorella, daj spokój. Ona nic złego nie zrobiła – mówił, popijając espresso.
- Jak to nie?! Zabrała mi Marka!
- Paula, tak naprawdę czekasz na niego całymi latami. Daj spokój, poznaj kogoś, zakochaj się – podszedł bliżej – Zasługujesz na kogoś lepszego. Przecież wiesz jakie życie on prowadzi. Chcesz tak żyć?
- Albo Marek, albo nikt – rzuciła i poszła w kierunku swojej sypialni.

Urszula Cieplak przyszła do firmy Febo&Dobrzański jako jedna z pierwszych. Miała wrażenie, że cały dział robił wszystko, żeby utrudniać jej pracę. Mnóstwo błędów, niedociągnięć, które każdego dnia musiała poprawiać. Szkolenie – jedyne co przychodziło jej na myśl. Adam Turek, Matylda Kłosiewicz, Teresa Milowicz – postanowiła, że musi doszkolić kadrę. Połączyć ich umiejętności z dozą innowacji. Właśnie przygotowywała w gabinecie plan szkolenia, gdy wybiła dziewiąta i firma tętniła życiem. Kiedy uporała się z zaległościami. Postanowiła zabrać się za cotygodniowy bilans przelewów. Do pełni szczęścia brakowało tylko podpisów Marka.
- Marek u siebie? – zapytała Violettę, która zajęta była wybieraniem idealnego krawatu dla Sebastiana.
- Nie ma go, wziął wolne. Myślałam, że wiesz. Do każdego pisał maila – sumiennie poinformowała.
- Do mnie żaden mail nie dotarł – odpowiedziała cicho…
- Po waszej wczorajszej kłótni tak się przejął, że od razu wyszedł z firmy, ups – zasłoniła usta ręką. Zdała sobie sprawę, że właśnie wyszło na jaw jej podsłuchiwanie – Nie, żebym specjalnie chciała podsłuchiwać. No, ale krzyczeliście tak głośno, że połowie firmy wybuchały cymbałki w uszach.
- Potrzebuję paru podpisów, to dość pilne – Cieplak udała, że nie zwraca uwagi na słowa Kubasińskiej.
- To zadzwoń na komórkę, może odbierze.

Udała się w kierunku własnego biura, zrobiło się jej go żal. Nie powinna go tak ostro traktować. Sama o sobie wystawiła nie najlepszą opinię już podczas ich pierwszego spotkania.
- Słucham?
- Cześć. Potrzebuję kilku podpisów, kto cię zastępuje – mówiła łagodnie.
- Zapomniałem o przelewach, a ojca nie ma – miotał się – Przed wyjazdem przyjadę do firmy i wszystko podpiszę. Zostaw to, proszę, u mnie na biurku.
- Chciałabym porozmawiać, znajdziesz chwilę? – poprosiła.
- Chyba już nie mamy o czym – uciął.
- Przepraszam, po prostu przepraszam – powiedziała i zakończyła rozmowę.

Tuż przed dwunastą wyszła z biura w kierunku restauracji, w której czekał już na nią Amerykanin.
- Cześć, kochanie – chciał ją pocałować, ale się odsunęła – Proszę, to dla ciebie – podał jej ogromny bukiet czerwonych róż.
- Doug, nie będę cię oszukiwać. Przepraszam, ale między nami niczego nie będzie.
- Ale jak to? Dlaczego nam to robisz? Przecież w Stanach wszystko było wspaniale – wziął jej dłoń.
- Pomyliliśmy dobrą zabawę z uczuciem…
- To twój szef, prawda? To z nim teraz?
Kobieta nie odpowiedziała, tylko intensywnie wpatrywała się w towarzysza.

Złożył podpis na dokumentach, które zaniósł do jej gabinetu. Emocje już opadły. Kupił bukiet fiołków i położył na jej biurku, do tego dołączył liścik:
„To ja przepraszam. Chyba za dużo sobie wyobraziłem. Mam nadzieję, że między nami wszystko się wyjaśni. M.”
- Nie sądziłam, że sprowadzenie tak małej  ilości dodatków będzie dla Państwa firmy nie do wykonania…  Proszę pana, jestem ambasadorem i to ja decyduję co założą moje modelki na pokazie!…  Nie, ja wcale nie krzyczę. Staram się znosić z klasą pański brak profesjonalizmu! Ma pan czas do jutra – Paulina siedziała na kanapie przy recepcji i próbowała dopiąć wszystko przed pokazem, który miał się odbyć za dwa miesiące. Słynęła z tego, że każdy dodatek dobierany był z dużą dozą smaku i klasy, nie lubiła półśrodków. Bardzo denerwowała się podczas przepraw z takimi dostawcami jak ten, który nie potrafił dotrzymać obiecanego słowa. Zbierała swoje rzeczy i miała przenieść się do konferencyjnej, kiedy nagle wyrósł przed nią rosły mężczyzna.
- Witam, ja do Uli, jest u siebie? – spytał.
- Nie ma jeszcze nikogo, jest przed ósmą, mogę w czymś pomóc? – Paulina nie ukrywała, że postać, która przed nią stała, sprawiła na niej ogromne wrażenie. Mężczyzna również nie ukrywał, że uroda brunetki nie jest mu obojętna.
- Chciałem zamienić z nią słowo i pożegnać się, niedługo wylatuję do Stanów. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i chciałem, żeby wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć. Skoro jednak jej nie ma, może uda mi się zaprosić panią na kawę?
- Z miłą chęcią. Od samego rana toczę nierówną walkę z dostawcami – posłała mu uśmiech i razem udali się w kierunku wind.

Ula od dwóch miesięcy piastowała zaszczytne stanowisko dyrektora finansowego. Praca układała się fantastycznie. Relacje z podwładnymi należały do bardzo poprawnych, a nawet przyjacielskich. Tak samo sprawa miała się z samym prezesem. Ula i Marek stali się przyjaciółmi. Spędzali ze sobą mnóstwo wolnego czasu. Pomógł jej kupić auto, ona pomogła mu wybrać prezent dla mamy na urodziny. On z kolei zawiesił jej firanki, ona wyposażyła kuchnię. Byli dobrymi kompanami w życiu prywatnym i zawodowym. Marek pogodził się z tym, że nie ma u niej szans. Ona wyjaśniła mu całą sprawę z Dougiem i skrycie liczyła, że może nadal między nimi będzie mogło coś być. Mężczyzna jednak odpuścił. Jak okazało się po miesiącu, poznał Kasię, kelnerkę z restauracji, do której lubił przychodzić. Urocza blondynka, która dopiero co skończyła filologię angielską. Zaczął bywać częściej w restauracji, raz nawet zabrał Ulę, żeby oceniła jego obiekt westchnień. Cieplakówna poczuła ukłucie zazdrości w momencie, kiedy czule ucałował dłoń Kasi. Zdała sobie sprawę, że jej szansa na związek z nim, przepadła. Bardzo żałowała tego, że nie dała mu znaku, że jednak coś mogłoby między nimi być. Podczas spędzania wolnego czasu razem, bardzo się z nim zżyła i poznała jego prawdziwe oblicze. Byłby doskonałym partnerem. Zawsze ją wysłuchiwał i doradzał. Nie przechodził obojętnie obok jej smutków i bolączek.
- Ula, oficjalnie jestem zajęty – przyszedł do niej, kiedy pracowała nad budżetem do pokazu. Marek wparował pełen entuzjazmu i obwieścił dobre nowiny.
- Tak się cieszę. Kasia to świetna dziewczyna. Niech się wam układa – przytuliła go do siebie, czując ogromny żal i smutek.
Ula weszła do firmy. Miała dzisiaj jedno spotkanie na mieście, na które miała się wybrać z Pauliną. Jednak tej nigdzie nie było.
- Aniu, jeśli Paula pojawi się w firmie, niech do mnie zajrzy. Na dwunastą jesteśmy umówione w Baccaro z Popławskim.
- Paulina jest na kawie z twoim, znaczy z panem Dougiem – Ania kłopotała się w zeznaniach.
- O, no proszę. Może wreszcie oboje zrobią coś więcej niż tylko czekanie na osoby, z którymi nigdy nie będą.  Nie przeszkadzajmy im, niech spędzą miło czas. Paulina ostatnio sporo haruje, pojadę sama. A wiesz może czy Marek u siebie?
- Teraz prawie w ogóle nie przychodzi na czas. Ta nowa miłość tak go uskrzydla. Powinien być około dziesiątej, przekażę, że o niego pytałaś.

Po spotkaniu z klientem, wróciła do firmy i udała się do siebie. Chciała jak najszybciej dokończyć wszelkie sprawy związane z budżetem do pokazu, ponieważ planowała urlop. Pokaz przypadał na początek grudnia, a ona wtedy bardzo lubiła spędzać czas w domu rodziców, w szwajcarskich Alpach. Było chwilę przed szesnastą, gdy do jej biura zapukał Marek.
- Hej, szukałaś mnie? – cmoknął ją w policzek.
- Mistrzu, to było jakieś siedem godzin temu. Jak tak dalej pójdzie to do końca roku będziesz żonkosiem – uśmiechnęła się do niego.
- Nie, to nie tak. Po prostu Kasia robi remont i musiałem kupić jej parę rzeczy, prosiła mnie o to, nie ma teraz gotówki i sama wiesz jak to jest. Mogłaby wrócić do siebie, do Sycowa, ale woli jednak rozejrzeć się za pracą tutaj…
- Marek, naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć, że utrzymujesz swoją dziewczynę, nie ma w tym nic złego. Może łatwiej byłoby wam, gdyby wprowadziła się do twojego apartamentu? – spytała, licząc, że przyjaciel zaprzeczy, zapewni o bezsensowności tego rozwiązania.
- Kasia bardzo by chciała, ale ja nie jestem pewien. Bardzo cieszę się na nasze spotkania u mnie w domu, lubię kłaść i budzić się przy tobie, a mając dziewczynę w domu, na pewno widziałaby w tym drugie dno.
No tak, na pewno nie byłaby szczęśliwa widząc mnie w twojej sypialni, kiedy przytulam się do ciebie w nadziei, że może kiedyś będzie tak, jak na początku…- To co, zabierzesz mnie na obiad? – spytała.
- Idę po teczkę i spotykamy się przy windach.
Czas mijał nadspodziewanie szybko. Początek grudnia zaskoczył ich sporym mrozem. Jednak w firmie FD aż wrzało. I to nie tylko za sprawą pokazu, który miał się odbyć za parę dni. Również w życiu uczuciowym pracowników wiele się działo. Państwo Olszańscy nie szczędzili sobie czułości. Również Paulina dała sobie spokój z Markiem i postanowiła dać szansę pewnemu biznesmenowi z amerykańskiego snu. Widywali się dość często jak na związek na odległość. Piękna włoszka bardzo zaprzyjaźniła się z Ulą, którą bardzo polubiła. Były przyjaciółkami nie tylko w pracy, ale również poza nią. Zwierzały się sobie ze wszystkiego. To Ula pierwsza dowiedziała się o rodzącym się uczuciu pomiędzy Dougiem a Pauliną. Również dyrektor finansowa nie miała żadnych tajemnic przed przyjaciółką. Cieplak wielokrotnie zwierzała się Pauli, ze bardzo żałuje tego, że nie mogą być z Markiem razem, że nie ma ochoty na bliższą relację niż ta przyjacielska.
- Ula, Paula! Będę ojcem – Marek wbiegł do bufetu podczas przerwy na lunch. Włoszka o mało co nie spadła z krzesła, natomiast Ula przypomniała sobie, że miała do napisania bardzo ważny raport…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ja wiem, że Ty chcesz X

- Wszystko gotowe, proszę przyłożyć sobie wacik i zgiąć rękę, krew powinna przestać zaraz lecieć – pielęgniarka nakleiła plaster w okolicy ...