wtorek, 16 stycznia 2018

OPOWIADANIE NR 3.

- Myślisz, że Turyn będzie lepszy niż Hanower? – zapytał niepewnie, przeglądając oferty pracy. Po powrocie z Bostonu otrzymywał wiele propozycji pracy za granicami kraju.
- Sam musisz wybrać, co jest dla ciebie najlepsze – uśmiechnęła się do niego i poszła do kuchni, aby zrobić sobie kolejną herbatę.
- Będziemy tam mieszkać razem, do ciebie również należy decyzja! – krzyknął z salonu.
- Muszę pomyśleć, nie mogę z dnia na dzień zrezygnować z prezesostwa. Pokaz okazał się sukcesem i kolejne również się udawały. Podczas twojej rocznej absencji w Polsce, wiele zrobiłam. Poza tym muszę się dowiedzieć kiedy Marek wraca. Nie mogę zostawić Dobrzańskich na pastwę jakiejś obcej osoby. Aleks się usunął, na stałe wyjechał do Mediolanu. Jednak Paulina jest na wakacjach z Markiem i kiedy wrócą, to oni przejmą stery. A wtedy my będziemy mogli zacząć nowe życie, razem – znów usiadła obok niego i cmoknęła go w policzek.
- Chyba, że znowu wróci Mareczek, a ty będziesz go pocieszać – powiedział z ironią.
- Piotr, nie zagalopowałeś się? Nie masz prawa tak mówić. Wróciłeś miesiąc temu, a już czujesz zagrożenie? Nie rozumiesz, że go nie ma! Wyjechał ponad rok temu do Włoch i tyle. Może wzięli jednak ten ślub i są szczęśliwi. Zawsze musisz widzieć konkurencję na horyzoncie? – mówiła podniesionym głosem.
- Przepraszam, nie powinienem był tego mówić – dodał.
- Nie powinieneś…
Sytuacja w firmie modowej, znajdującej się w stolicy przy ulicy Lwowskiej, była bardzo dobra. P.o. prezesa Urszula Cieplak idealnie wypełniała swoje obowiązki. Na kwartalnych zebraniach zarządu, nikt niczego nie mógł jej zarzucić. Nawet Aleks nie robił problemów. Chciał tylko, aby firma przynosiła jak największe korzyści i żeby mógł bez swojej ingerencji otrzymywać granty z udziałów i zysków. Spotkania zarządu przebiegały w okrojonym składzie. Po jednej stronie stołu siedziała ona, naprzeciwko Febo, a na skraju senior Dobrzański. Marek w stosownym piśmie, które przekazał ojcu, napisał, iż popiera wszelkie pomysły i działania pani prezes i głosuje „za”. Panna Febo nakazała bratu tak rozporządzać swoimi udziałami, aby działać na korzyść firmy, nawet jeśli wiązałoby się to z wojną domową z panią Cieplak. Właśnie podczas jednego z posiedzeń, udziałowcy doszli do pewnych wniosków. Głos zabrał senior.
- Pani Urszulo, jestem niesamowicie zadowolony ze współpracy z panią. Sprawdza się pani świetnie na swoim stanowisku. Nie widzę powodu, dla którego nie mógłbym przedłużyć z panią umowy o pracę na tym stanowisku. Chciałbym, żeby przez kolejny rok była pani pełniącą obowiązki prezesa, oczywiście ze stosownym, wyższym wynagrodzeniem.
- Brzmi to fantastycznie, jednak… – nie dane było jej dokończyć.
- Pojawia się jednak, przysłowiowe „ale”… Mój syn wraca do Polski i chciałby wrócić również do firmy. Mam nadzieję, że nie będzie to dla pani problem – spojrzał na nią intensywnie.
Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Po tylu miesiącach oczekiwania, nieprzespanych nocach, po telefonach, na które nigdy nie odpowiedział. Wreszcie miał się zjawić. Absolutnie nie wyobrażała sobie ich wspólnego spotkania. Jak miałoby ono wyglądać? Przecież dla niej nic nie będzie już takie samo. Kiedy pół roku, po braku jakiejkolwiek wieści od niego, zaczęła znów pogłębiać swoją zażyłość z Piotrem, nie sądziła, że wrócą do siebie. Stopniowo miłość z Marka chciała przelać na Sosnowskiego. Lecz nie było to łatwe. Do tej pory nosi w sercu ranę, która ropieje. Ilekroć słyszy cokolwiek o Marku, na nowo budzi się w niej tęsknota i żal. O wekslach już dawno zapomniała, o całej intrydze również. Wybaczyła mu, mimo wszystko. Wiele czasu biła się z samą sobą, jednak zwyciężyła miłość do niego. Ale co z tego, że ona walczyła, kiedy on sobie odpuścił? Niejednokrotnie słyszała, że mają z Pauliną w Mediolanie wspaniały dom z ogródkiem, znalazł ciekawą pracę, odpoczywa. Widocznie nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Nie pojawiał się na pokazach, zawsze reprezentowała go Paulina. Jego zachowanie potwierdziło, że to koniec. Czas ułożyć sobie życie na nowo. Zaczynała powoli, stopniowo. Z pieniędzy zarobionych w FD, zrobiła prawo jazdy, kupiła samochód oraz mieszkanie. Powoli kończyła spłacać kredyt, który wzięła pod hipotekę. Jej oszczędności wystarczyły tylko na cześć wydatków. O domowników z Rysiowa w ogóle się nie martwiła. Alicja na stałe zamieszkała z Józefem, a już pod koniec wakacji mieli stać się mężem i żoną. Jasiek na początku zamieszkał z siostrą w jej warszawskim mieszkaniu. Lecz po pół roku, razem z Kingą doszli do wniosku, że wolą mieć własną kawalerkę i żyć na własny rachunek. Studiowanie informatyki nie przeszkadzało mu w tym, żeby dorabiać wieczorami. Również Kinga, która wybrała sobie anglistykę, udzielała korepetycji i pracowała w weekendy jako kelnerka. Józef Cieplak pękał z dumy, że każde jego dziecko tak doskonale radzi sobie w życiu. Czasami jednak dostrzegał smutek w oczach u swej najstarszej latorośli. Szczególnie, kiedy na święta, urodziny czy imieniny życzył jej szczęścia i miłości. On wiedział, że te dwie rzeczy zniknęły z życia Uli, razem z odlotem samolotu relacji Warszawa-Mediolan, na pokładzie z Dobrzańskim. Wybawieniem dla niej okazał się powrót do Polski Piotra. Postanowiła, że da mu jeszcze jedną szansę. Przecież nie muszą kochać się ogromną miłością, wystarczy, że będzie to wzajemny szacunek.
- Panie Krzysztofie, mój partner przenosi się za granicę. Nie ukrywam, że chciałabym mu towarzyszyć. Mogę oddać fotel prezesa choćby od zaraz. Chociaż nie ukrywam, że bardzo lubię tę pracę. Jeżeli wyraża pan chęć współpracy ze mną, mogę pracować do końca wakacji – mówiła z kamienną twarzą. Prawdą było, iż bała się spotkania z Markiem.
- Proszę więc zastanowić się nad moją propozycją. Oczywiście na razie wszystko pozostaje po staremu. Dziękuję państwu za przybycie, posiedzenie uważam za zakończone – powiedział senior.
Kiedy wychodzili z konferencyjnej, udał się za Cieplak do jej gabinetu.
- Mogę na chwilę? – zapytał niepewnie.
- Oczywiście – była cała blada, kiedy usłyszała o nowinkach związanych z powrotem jej ukochanego.
- Ja wiem, że nie chce mieć pani z Markiem nic wspólnego. Zdaję sobie sprawę jak bardzo panią skrzywdził. Jednak prawdą jest, że jesteście doskonałym teamem w pracy. Również biorąc pod uwagę pani związek, nie mam wątpliwości, że jedyne, co może panią łączyć z Markiem, to przyjaźń. Proszę się zastanowić. On przylatuje za trzy dni, proszę nie uciekać. On naprawdę zmądrzał przez ten rok, wiedział, że stracił jedyną osobę, która była zawsze po jego stronie. Nie będę już przeszkadzał, do zobaczenia.
Po wyjściu Dobrzańskiego, Ula całkowicie się rozkleiła. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ile by dała, żeby móc z nim być. Jednak tak bardzo bała się, że on znów się nią zabawi i rzuci. To, że wybaczyła, nie oznaczało, że potrafi zaufać po raz kolejny. Te miesiące wiele zmieniły w jej psychice. Postanowiła wrócić do Piotra, który czekał na nią z obiadem.
- I jak tato? Jak zareagowała? – Marek chodził w tę i z powrotem po salonie swoich rodziców.
- Sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Synu, dla niej chyba już nie istniejesz…
- Muszę jej wszystko wyjaśnić. Muszę powiedzieć dlaczego tak się stało. Gdyby nie intryga Pauliny, o Boże! Już dawno bylibyśmy razem! – usiadł i zatopił twarz w dłoniach.
- Nie rozumiem jak Paulinka mogła zrobić coś takiego – Helena stała z filiżanką kawy opodal okna.
- Sam w to nie wierzę. Historia z taniego romansidła – westchnął.
Marek długo nie mógł otrząsnąć się po stracie Uli. Uznał, że wyjazd to jedyne rozwiązanie. W Mediolanie kupił dom, w którym pozwolił na jakiś czas zatrzymać się Paulinie. Jednak kilka tygodni sprawiło, że jego życie wywróciło się do góry nogami. Włoszka próbowała znów wkupić się w łaski byłego narzeczonego, jednak z mizernym skutkiem. W końcu posunęła się do ostateczności. Kiedy byli na raucie ze znajomymi, dosypała mu środek nasenny, a następnie położyła spać do swojego łóżka w samych majtkach. Dwa miesiące później powiadomiła go, że zostaną rodzicami. Z jednej strony się cieszył, ale z drugiej wiedział, że matką jego potomka może zostać tylko Ula. Paulina zakazała mu kontaktować się z Cieplak, zakazała latać na spotkania zarządu. Chciała odciąć go od niej. Jednak jej plan spalił na panewce. Kiedy rzekomo miała być w czwartym miesiącu ciąży, postanowiła, że musi kupić brzuch, gdyż normalnym jest, iż dziecko się rozwija. Zamawiała taki przez internet, kiedy nakrył ją Marek. Trwała burzliwa awantura, po której wyrzucił ją z domu. Nie mógł uwierzyć, co zrobiła. Postanowił pozamykać wszelkie sprawy, które łączyły go z Mediolanem i wrócić do Polski, do swojej prawdziwej miłości. Wiedział od ojca, że chodzi smutna i przygaszona. Nie chciał ich oboje narażać na coś takiego. Lecz kiedy po jakimś czasie dowiedział się, że jej serce jest zajęte, wpadł w rozpacz. Musiał działać. Powrót do firmy był jedynym wyjściem.
- Piotr, nie możemy kupić tego domu, kredyt będziemy spłacać sto lat! – śmiała się do chłopaka wychodząc z windy na trzecim piętrze.
- No najwyżej wezmę nadgodziny i będziemy spłacać pięćdziesiąt – oboje nieźle się bawili.
Znaleźli się w sekretariacie, w którym nie było ani Violi, ani Ani. Szybkim ruchem weszli do gabinetu, nie spodziewali się, kogo tam zastaną. Na sofie, w towarzystwie bukietu czerwonych róż , siedział Marek.
- Cześć… – powiedział niepewnie.
Wielkie było zdziwienie Cieplakówny, ale to mina Sosnowskiego okazała się bezcenna. W najgorszych koszmarach nie podejrzewał, że Dobrzański stanie mu po raz kolejny na drodze. Liczył na to, że do jego powrotu on wraz z Ulą będą mieszkali setki kilometrów od Warszawy. Patrzył na wroga bez emocji. Czekał na ruch swojej kobiety.
- Witaj – wyszeptała.
- Możemy porozmawiać? – poprosił Dobrzański, patrząc prosto w niebieskie oczy kobiety swojego życia. Ta przez chwilę nie odpowiadała, a następnie spojrzała wymownie na Piotra, na znak, że musi zająć się gościem.
- Do zobaczenia w domu – podszedł do niej i namiętnie wpił się w jej usta, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy ze swoim największym wrogiem. Kiedy wyszedł, Marek momentalnie wstał, wziął bukiet i cmoknięciem w policzek przywitał się z nią. Poczuł intensywny zapach jej perfum, idealnie dobrany. Jej dłuższe włosy muskały jego twarz. Wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Chciał jeszcze raz przeżyć to wszystko, co miało miejsce ponad rok temu. SPA, Wisła, wspólne wieczory w firmie. Jednak sądząc po dołączonym obrazku, ona jest już z innym.
- To dla ciebie – wskazał na bukiet.
- Dziękuję, nie musiałeś – bała się spojrzeć na niego po raz kolejny.
- Przychodzę, żeby porozmawiać – chrząknął. Cieplak podeszła do kanapy i ostrożnie usiadła, wcześniej odkładając kwiaty na stół.
- Chcesz porozmawiać o FD?
- Nie, o nas – patrzył na nią intensywnie – nie wiesz wszystkiego. Nie wiesz niczego. To, że mnie tutaj nie było przez ten czas… – nie pozwoliła mu dokończyć.
- Dość, Marek. Ja nie chcę tego słuchać. Miałeś prawo wyjechać i żyć po swojemu. Nie musisz mi się tłumaczyć.
- Paulina powiedziała, że jest ze mną w ciąży. Zakazała kontaktów z tobą, a później to wszystko okazało się jedną, wielką manipulacją z jej strony – kontynuował – nie kochałem, nie kocham jej i już nigdy nie pokocham. Myślałem, że może dla nas nie jest jeszcze za późno…
- Na co ty liczysz? – powiedziała, ocierając się o płacz – Czekałam tak długo. Dzwoniłam, mailowałam, tak bardzo chciałam mieć cię przy sobie. Gdybym tylko otrzymała jakieś wieści, a ja żyłam w zawieszeniu przez jakiś czas. Nie można karmić się złudzeniami, wreszcie po jakimś czasie to do mnie dotarło. Teraz jest dobrze. Widocznie nie możemy się zgrać i powinno zostać tak, jak jest – mówiła pewna siebie, tłumiąc szloch.
- A co z Piotrem? Mówiłaś, że nie można być z kimś, kogo się nie kocha – spojrzał na nią tak, jak tylko on potrafił. W jego oczach można było wyczytać miłość, obawę, wszystkie te uczucia, które ona czuła podczas jego nieobecności.
- Jak śmiesz tak mówić? Mi prawisz morały, a przed chwilą sam powiedziałeś, że nie kochasz Pauliny, mimo to byłeś z nią rok. Dorośnij, zacznij widzieć więcej niż czubek własnego nosa, Marek. Może jestem naiwna, łatwowierna, ale nie jestem głupia. Ten rok sprawił, że nie popełnię już tych samych błędów, już nie – z jej oczu pociekły łzy.
- A co ty byś zrobiła na moim miejscu? Miałem zostać ojcem, rozumiesz? Powiedziała mi, że będziemy mieli dziecko. Wiesz jak się wtedy poczułem? Ty nie rozumiałaś, że ilekroć patrząc na ciebie, widziałem nasze wspólne dzieci w twoich oczach. Nie dawałaś mi nadziei na to, żeby mieć o co walczyć. A to dziecko, ono było czymś, co trzymało mnie przy życiu. Mimo że pojawiło się w złym momencie, ono było moje – mówił przejęty.
- Niepokalane poczęcie, winszować – drwiła.
- To wszystko okazało się intrygą uknutą przez Paulinę! Żadnego seksu nie było, żadnego dziecka również. Nie wiem jak mam ci to przetłumaczyć. Nie wiem co mam zrobić, żebyś w końcu uwierzyła, że nie chcę być z nikim innym, tylko z tobą. Powód jest prosty: kocham cię – po raz ostatni spojrzał w jej oczy, a później po cichu opuścił gabinet. Wychodząc oparł się o drzwi i usłyszał, że z całej siły cisnęła kwiatami, a potem wybuchnęła płaczem. Miał ochotę tam wejść, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko może być po staremu, ale brakowało mu sił. Skierował się do wyjścia, a później autem podjechał pod 69. Tam spędził popołudnie i wieczór w towarzystwie Jacka Danielsa. Ona wróciwszy do domu, była cieniem samej siebie. Piotr podejrzewał, że to po spotkaniu z Dobrzańskim. Chciał wiedzieć jak najwięcej:
- To przez niego taka jesteś? – powiedział ze smutkiem.
- Jaka? – odparła, jakby nieobecna.
- Ula, nie musisz mi niczego tłumaczyć. Ty ciągle go kochasz.
- Nie, już dawno o nim zapomniałam. Miałam po prostu ciężki dzień w pracy.
- Udowodnij – powiedział twardo.
- Papiery masz w teczce, przejrzyj – powiedziała równie stanowczo.
- Chodźmy do łóżka – bez słowa wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Nie bawił się w gry wstępne, dość szybko w nią wszedł, co sprawiło jej ból. Nie męczyła się długo, po chwili skończył. Wyszedł z pokoju, a ona zwinęła się w kłębek i zaniosła płaczem. Nie liczyło się dla niej to, że jej chłopak ją wykorzystał, jej chodziło o innego mężczyznę, który powrócił, a ona nie mogła pozwolić mu dojść do swego serca po raz kolejny. Poszła pod prysznic, chciała zmyć z siebie ślady nieczułości Piotra. Następnego rana pojawiła się w firmie o godzinie ósmej. Chciała mieć godzinę zapasu. Musiała wszystko sobie ułożyć. Nie czekała długo, aż do jej gabinetu zapukała Ania. Powiedziała, że na jedenastą ma być w konferencyjnej. Pilne zebranie zarządu. Westchnęła ciężko i zabrała się do pracy. Jednak ta szła jej dzisiaj wyjątkowo opornie. Ciągle myślała o Dobrzańskim. Kiedy tarcza wskazała dwie jedynki, poszła do konferencyjnej. Za stołem siedzieli już wszyscy, łącznie z Markiem. Na spotkaniu okazało się, że ma on powrócić do firmy na stanowisko wice prezesa, a zarazem dyrektora PR. Ula niechętnie zgodziła się na taką propozycję, ale z drugiej strony chciała go mieć blisko siebie. Powróciwszy do gabinetu, nawet nie zorientowała się, że jest czternasta, a pracy na co najmniej pięć godzin. Nie chciała niepokoić Piotra telefonami, więc szybko zabrała się do roboty. Czas leciał bardzo szybko. Nagle zadzwonił jej telefon.
- Gdzie ty, do cholery, jesteś?! – Sosnowski krzyczał wniebogłosy.
- W pracy – odparła zdziwiona.
- Wiesz, która jest godzina?! – darł się jeszcze bardziej. Ta spojrzała na zegarek, było już grubo po dwudziestej – Znowu romansujesz, jak jakaś dziwka, po biurach?! – to zdanie sprawiło, że kobieta się rozpłakała. Pech chciał, że do jej gabinetu wszedł właśnie Marek i zastał ją w takim stanie.
- Coś się stało? – podszedł bardzo szybko niej i przytulił. Było jej tak dobrze. Chciała zastygnąć i trwać tak na wieki, ale niestety rzeczywistość była zupełnie inna.
- Puść mnie… Wszystko dobrze. Czego chcesz? – powróciła ta sama Ula, która już nic miała nie czuć do Marka.
- Sebastian przygotował dla mnie umowę i nowy grant, podpiszesz? – podsunął jej.
- Jasne, nie ma problemu – złożyła podpis, nie czytając. Ufała mężczyźnie stojącemu naprzeciwko niej, a już na pewno kochała – muszę już iść, do jutra – szybko opuściła gabinet i skierowała się do wyjścia.
- Wreszcie jesteś – Piotr przywitał ją ze szklanką brandy w dłoni.
- Przepraszam – podeszła do niego i próbowała pocałować, ale ten się odsunął.
- Twój ojciec miał kolejny zawał. Jutro musisz jechać do mojego dawnego szpitala, dzisiaj już cię nie wpuszczą – poszedł w kierunku salonu.
- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?! – krzyknęła.
- Próbowałem się skontaktować, ale widocznie razem z Markiem mieliście inne zajęcia – drwił. Kobieta wymierzyła mu siarczysty policzek, a on złapał z całej siły jej dłoń, popatrzył w oczy, a następnie pocałował i odszedł do sypialni. Kobieta nie poznawała swojego partnera. Wcześniej zachowywał się zupełnie inaczej. Można powiedzieć, że w chwili obecnej przyprawiał ją o gęsią skórkę. Bała się jego reakcji na cokolwiek.
Z samego rana razem z Piotrem pojechali do szpitala. Jej ojciec leżał nieprzytomny. Kobieta bardzo się o niego bała. Z każdą chwilą słabł. Jego stan oceniano jednak na ciężki, ale stabilny. Profesor Karwowski, bo tak nazywał się lekarz prowadzący Józefa, zaprosił Ulę do gabinetu.
- Pani Cieplak, nie będę owijał w bawełnę. Pani ojcu pomoże już tylko leczenie eksperymentalne. Nasz szpital nie ma pieniędzy na tego typu sprawy, ale lekarze objęci grantami związanymi ze stażami Bostonie czy New Jersey, jak najbardziej mogą wykorzystać coś takiego dla jednego pacjenta – dla Uli pojawiło się zielone światło.
- A czy doktor Sosnowski mógłby wykorzystać taki grant właśnie dla mojego taty? – zapytała.
- Oczywiście. Ukończył staż jako jeden z najlepszych, więc nie ma żadnych przeciwwskazań.
- Dziękuję panu bardzo – pożegnała się i natychmiast pojechała do Rysiowa zobaczyć jak sobie radzi młodsze rodzeństwo.
- Jasiek, Beatka! – weszła do domu.
- Cicho, młoda śpi, obudzisz ją – do przedpokoju wszedł pierworodny syn Józefa i Magdaleny.
- Powiedz mi, dlaczego tata miał zawał? – powiedziała poważnie.
- Wczoraj z Kingą oznajmiliśmy mu, że spodziewamy się dziecka. Dostałem pracę, całkiem dobrze płatną, zamieszkamy tutaj, Kinga niedługo się wprowadza. Ona z kolei daje korepetycje. Wszystko mamy obcykane. A ojciec wziął i się załamał, ale będzie żył, prawda? – w jego oczach pojawiły się łzy.
- Oczywiście! – odpowiedziała.
Kiedy po całym męczącym dniu na ojcowiźnie wróciła do domu i opowiedziała całą historię Piotrowi, nie spodziewała się jego reakcji.
- Będziesz się musiała bardzo postarać, żeby ten grant był dla twojego tatuśka – zaśmiał się jej w twarz.
- O, Uleńko, jak dobrze, że jesteś! No po prostu nie mogę dać sobie rady z tymi wszystkimi ludźmi! Zbliża się ten pokaz i walą wszyscy jak mrówki w mrowisko! – Viola zasypywała panią prezes informacjami już od windy – Kochanieńka, a co tutaj masz? – wskazała na twarz Uli, miejsce tuż pod lewym okiem.
- Nieudany makijaż, zaraz to poprawię. Widzisz, to wszystko przez to spóźnienie. Zaraz zaczynam ciężko pracować, mamy miesiąc do pokazu, damy radę! – szybkim krokiem poszła w stronę gabinetu.
Poprzednia noc należała do ciężkich. Prawie cały czas spędziła u taty, jego stan był ciężki, ale stabilny. Czekała na decyzję w sprawie grantu. W międzyczasie dużo pracowała. W domu starała się bywać jak najrzadziej. Nie chciała tam przebywać, bała się? Miała dość gwałtów, które on na niej urządzał. Bolało ją całe ciało. Nie wystarczały mu już słowa, nie miał granic i ją bił. Właśnie wczoraj, kiedy wróciła późnym wieczorem, dostała burę za to, że nie przygotowała kolacji. Tym razem wymierzył jej siarczysty policzek. Fizycznie dawała radę, ale psychicznie była wrakiem człowieka. Oczywiście w firmie wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie mogła dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Paradoksalnie obecność Marka wiele jej dawała. Nadal się unikali, jednak czuła się wspaniale, podczas ich krótkich rozmów. Wiedziała, że nie może dać mu żadnych powodów do tego, żeby mogli być razem. W żaden sposób nie mogła pokazać, że jej na nim zależy. Jeśli zechciałby z nią być, Piotr z całą pewnością wściekłby się i ojciec z pewnością nie otrzymałby tego grantu.
Wybiła godzina piętnasta, a on potrzebował podpisu pani prezes. Kampania reklamowa związana z pokazem miała ruszyć pełną parą. Wiedział, że tego dnia nie wychodziła na lunch, więc zapukał do jej drzwi i wszedł. Akurat poprawiała makijaż. Zdziwił się, bo pierwszy raz widział, żeby nakładała taką ilość pudru. Przeszedł go dreszcz, kiedy zobaczył sine miejsce pod jej okiem. Bał się, że coś się stało.
- Ula, pomóc ci jakoś, coś się dzieje? – bał się o to, że ktoś może zrobić jej krzywdę. Uważał, że do obowiązków Piotra należy ochrona swojej kobiety, jednak on gotów był w każdej chwili interweniować.
- Nie – uśmiechnęła się promiennie – wczoraj byliśmy z Piotrem pograć w tenisa i jak widać ta gra nie stanie się moją ulubioną.
- To na pewno o to chodzi? – oparł się o jej biurko i wpatrywał w jej oczy.
- Oczywiście – powiedziała szybko – gdyby coś się działo, z pewnością dałabym znać. Coś dla mnie masz? – wskazała na teczkę.
- A, tak. Potrzebuję kilku podpisów – czuł, że coś przed nim ukrywa. Nie chciał być nachalny, ale wiedział, że coś jest nie tak. Obserwował ją od kilku tygodni. Chodziła jakaś smutna, poddenerwowana. Chciał jej pomóc, ale bał się. Bał się tego, że ona go odtrąci, że urwie z nim wszelki kontakt. Jednak najbardziej się bał, że odejdzie i już nigdy jej nie zobaczy. Wolał się trzymać na dystans.
- I po sprawie. Mam do ciebie prośbę. Dzisiaj muszę zostać po godzinach, a sama nie dam sobie z wszystkim rady. Mógłbyś mi pomóc? To godzinka, może dwie – sama nie wiedziała dlaczego go o to poprosiła. Może po prostu potrzebowała czyjejś obecności. Przy nim mogła choć na chwilę zapomnieć o bolączkach tego świata. O Piotrze, chorobie ojca, sytuacji w Rysiowie. Nie dawała sobie rady i bała się do tego przyznać. Kiedy tylko ojciec odzyska zdrowie, znów będzie wszystko jak dawniej, a ona uwolni się od swojego oprawcy.
- Jasne, oczywiście. Zawsze możesz na mnie liczyć – uśmiechnął się i wyszedł. Dziękował losowi za jej propozycję. Wiele by dał, żeby znów móc spędzać z nią każdą wolną chwilę. Jego miejsce, niestety, zajął doktorek.
- Co z nim? – podeszła bliżej łóżka, na którym siedziała Alicja.
- Bez zmian. Tak się martwię, Ula – Milewska płakała jak dziecko – Jasiek powiedział mi wcześniej, że będą mieli dziecko. Myślałam, że Józek przyjmie to inaczej. Przecież pomożemy młodym, nie muszą się o nic martwić.
- Tata po prostu myślał, że to wszystko nastąpi troszkę później i to ja będę pierwszą osobą, która sprawi mu wnuki.
- A co u ciebie, Uleńko? Dawno nie rozmawiałyśmy. Całe dnie tutaj siedzę i nawet nie wiem co się dzieje dookoła. Jak z Piotrem?
- Wszystko dobrze, dziękuję. Na chwilę wyrwałam się z firmy, żeby zobaczyć jak z tatą, już wracam – przytuliła przyszłą macochę.
- O, jak miło was widzieć. Witaj, kochanie – Sosnowski namiętnie pocałował swoją dziewczynę.
- Jak miło się na was patrzy – Alicja uśmiechnęła się do młodych.
- Właśnie rozmawiałem z ordynatorem, załatwienie grantu już coraz bliżej.
- To cudownie. Przepraszam was, ale muszę już pędzić. Mam ogromne zaległości w pracy. Piotr, dzisiaj będę później – bardzo obawiała się jego reakcji.
- Spokojnie, przygotuję kolację – uśmiechnął się najpiękniej jak umiał. Ula poczuła się lepiej. Może Piotr wreszcie coś zrozumiał…
- Od czego mam zacząć, szefie? – Dobrzański wparował do gabinetu Uli około wpół szóstej.
- Może od kawy i jedzenia, wejdź – uśmiechnęła się i zaprosiła do stołu, gdzie już czekała chińszczyzna i ciemny napój.
- Aż tak dobrze się zaczyna? – powiedział wesoło i usiadł obok Cieplakówny.
Po skończonym posiłku zabrali się do pracy. Minęło półtorej godziny i byli wyrobieni z wszystkim. Pozostało im tylko wtajemniczyć Turka, jako dyrektora finansowego, w plan budżetu. Marek poczuł się na tyle pewny siebie, że zaproponował ukochanej wino. O dziwo, zgodziła się. Na pewno w podjęciu decyzji pomogło jej dzisiejsze zachowanie Piotra. Nie miał nic przeciwko jej późniejszemu powrotowi. Dobrzański udał się do dawnego gabinetu Aleksa, gdzie teraz sam miał swój azyl. Postanowił, że dla Turka przeznaczy wolne pomieszczenie na trzecim piętrze. Kiedy wrócił do Uli, sprzątała właśnie ostatnie dokumenty. Marek powoli sączył wino, podczas gdy Ula piła już trzeci kieliszek. Doskonale czuli się w swoim towarzystwie. Nagle zrobiło się jej gorąco i postanowiła, że zdejmie żakiet. Na nieszczęście, jej koszulka się podniosła i Marek dostrzegł siniaka na prawym biodrze.
- Nie masz na co patrzeć – powiedziała kobieta i usiadła mocno na kanapie. Alkohol sprawił, że bardziej się rozluźniła.
- Mogę wiedzieć dlaczego masz na ciele różne siniaki? Jak nie twarz, to to – zasmucił się.
- Daj spokój, naprawdę – wstała i oparła się o biurko.
- Ula – odważył się – możemy porozmawiać?
- Słucham – odwróciła się i zdecydowanym ruchem usiadła na swoim biurku.
- Wiem, że obiecałem ci – zaciął się na chwilę – ale już nie chcę. Nie mam ochoty się dłużej męczyć. Nie wiem co się dzieje w twoim życiu, ale wiedz, że będę czekał ile będzie trzeba. W końcu będziemy razem. Nie wierzę, że już niczego do mnie nie czujesz. Kocham cię i na pewno nie będę tego ukrywał – wyrzucił z siebie. Kobieta spuściła wzrok. Uzmysłowiła sobie, że tak bardzo za nim tęskni i tak bardzo go pragnie. Ilekroć uprawia z Piotrem seks, wyobraża sobie ich wspólne zbliżenie. Brakuje jej Marka. Nie wiedziała jak ma zareagować na jego słowa. Po prostu po jej twarzy mimowolnie zaczęły płynąć łzy, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Marek długo nie czekał. Szybko podbiegł do niej.
- Kochanie, nie płacz – ujął jej twarz w dłonie – nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu – przytulił ją z całej siły, a ona czuła się bezpiecznie. Po raz pierwszy od dawna czuła się kochana. Chciała go pocałować. Chciała zatopić się w jego ustach, pragnęła go. To ona zainicjowała pocałunek. Był on bardzo zmysłowy. Oboje pragnęli więcej. Zdjęła mu marynarkę, rozpięła guzik koszuli.
- Na pewno tego chcesz? – zapytał retorycznie.
W odpowiedzi jeszcze zachłanniej wpiła swoje usta w jego. Chciał ją rozebrać, ale nie pozwoliła. Nie chciała, żeby zauważył wszystkie bruzdy, które pokrywały jej ciało. Kochali się szybko i zachłannie, biurko okazało się idealnym miejscem na spełnienie dla obojga. Ale im ciągle było mało. Przenieśli się na białą kanapę, która od dawna stała pod oknem w gabinecie prezesowskim. Kiedy godzinę później skończyli, leżeli wtuleni w siebie. On czule gładził jej twarz. Bał się odezwać. Obawiał się, że mu ucieknie.
- Co teraz? – zapytała w ogóle na niego nie patrząc.
- Wszystko zależy od ciebie – odparł spokojnie.
- To nie jest takie proste – podniosła się i zaczęła ubierać.
- Ula, to, co powiedziałaś przed chwilą to prawda? – kiedy przeżywała trzeci orgazm, wyrzuciła z siebie te dwa słowa, które od dawna nosiła w sercu: kocham cię. Tylko z nim mogła być naprawdę szczęśliwa, tylko z nim czuła się dobrze. Piotr od dawna nie dał jej spełnienia w łóżku.
- Nigdy nie przestałam cię kochać, ale teraz to nie jest takie proste jak kiedyś – zwróciła się do niego.
- Chyba coś przede mną ukrywasz – spojrzał na nią niepewnie i pogładził zasinienie.
- Jeżeli dasz mi tylko trochę czasu i maksimum dyskrecji, dowiesz się wszystkiego – pocałowała go czule.
- Dam ci wszystko, czego będziesz ode mnie potrzebować. Kocham cię.
Wracając do domu taksówką, miała wiele czasu na przemyślenia. Była pewna, że nie może odejść teraz od Piotra, jej tata musiał być poddany leczeniu, które może mu zapewnić tylko grant Sosnowskiego. Jednak również nie chciała rezygnować z Dobrzańskiego. Nie da sobie odebrać jedynego szczęścia w swoim życiu kolejny raz.
- No proszę, jesteś już – uśmiechnął się.
- Padam na twarz – odparła.
- Chodź do mnie, niech cię przytulę – zbliżył się do niej – piłaś? – odparł agresywnie.
- Tylko troszkę wina na zakończenie pracy – powiedziała zgodnie z prawdą.
- Skoro tak idealnie zaczął się wieczór, może zakończymy go w łóżku? – przywarł do niej i zaczął nachalnie całować. Ta wyrywała się, lecz na nic się to zdało. Ugryzła go w wargę, za co złapał ja brutalnie za ręce. Wyrwała się i już chciała uciec z mieszkania, gdy ten krzyknął za nią.
- Biegniesz planować pogrzeb tatusia? – zatrzymała się, oparła o ścianę i zaczęła płakać. Osunęła się na podłogę i nie wiedziała co ma robić. Miała dość upokorzeń, miała dość traktowania jak dziwka. On stał i patrzył na nią badawczo. Ta ciągle płakała, obserwując go. Mężczyzna podszedł do niej, wziął na ręce, po czym powędrował do sypialni w wiadomym celu…
Ich romans trwał już dwa tygodnie. Mogli spotykać się tylko w biurze. Nie chodziło o to, że Ula nie chciała spędzać z Markiem więcej czasu, było to raczej uwarunkowane tym, że bała się reakcji Piotra, jeśliby zaczęła wracać późno. Stan Józefa odrobinę się pogorszył. Alicja trwała przy nim dzielnie na zmianę z Jaśkiem i Ulą. Chłopak naprawdę wziął odpowiedzialność za młodszą siostrę i dziewczynę, z którą niebawem planował ślub. Serce najstarszej Cieplakówny krajało się na myśl, że nie może z nimi być. Wiele dałaby, żeby móc uciec od Piotra, jednak bała się tego, że jej tata umrze. Profesor sam powiedział, że pomoże już tylko leczenie eksperymentalne. Jest ono bardzo drogie i tylko grant Piotra może pomóc schorowanemu mężczyźnie. Dla Marka sytuacja również była trudna. Chciał mieć ją tylko dla siebie, ale rozumiał, kiedy mówiła, że chwilowo jest to niemożliwe. Motywowała to tym, że musi przygotować na wszystko Piotra i stan ojca musi się poprawić. Jednak w środku jej serce aż krzyczało, żeby przy nim być. Pewnie w normalnych okolicznościach odważyłaby się odejść od tyrana, ale przed oczyma cały czas miała sytuację, w której dobitnie ją uświadomił.
Była niedziela, wrócili z cmentarza z Rysiowa, później wstąpili do jej domu. Był zupełnie inny niż w relacjach z nią. Udawał wielką miłość, a tak naprawdę traktował ją gorzej niż niechciane zwierze. Przygotowywała kolację, on siedział na kanapie z whisky w dłoni i nagle powiedział:
- Gdyby kiedykolwiek przyszło ci na myśl, żeby mieć jakiegoś kolesia na boku, to wiedz, że źle się to dla ciebie skończy, a jeszcze gorzej dla niego. No chyba nie muszę wspominać o leczeniu twojego ojca – upił łyk napoju.
- Kiedy zacznie się jego leczenie? Jest coraz słabszy – powiedziała smutno.
- Niebawem, mała, niebawem – klepnął ją w tyłek i odszedł.
Jednak ten tydzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Piotr musiał wyjechać na dwa dni do Turynu, skąd otrzymał propozycję pracy. Wiązało się to z ogromnym wynagrodzeniem i prestiżem. Chciał ją zabrać na spotkanie ze sobą, ale wymigała się pracą. Oczywiście przypłaciła to kolejnym siniakiem na żebrach. Była wyczerpana. Musiała jak najszybciej udać się do lekarza po jakieś środki przeciwbólowe, gdyż ból był nie do zniesienia. Okazało się, że ma pęknięte dwa żebra. Jednak za nic miała sobie diagnozę. Czekała tylko na te dwa dni wolne od Sosnowskiego, ponieważ już je z Markiem zaplanowali. Mieli spędzić czas w jego mieszkaniu. Wyłączyć telefony i zapomnieć o całym świecie.
- Cześć kochanie – pocałował ją na wstępie – jutro konferencja związana z pokazem. Masz może ochotę przejrzeć te dokumenty? – uśmiechnął się do niej.
- Z chęcią. Dzisiaj mamy wieczór i poranek dla siebie? – wstała z fotela i podeszła bliżej ukochanego.
- Jasne – mocno ją przytulił, na co ta odpowiedziała grymasem bólu – co się dzieje?
- Nic, po prostu bolą mnie żebra – wymigała się od odpowiedzi.
- Jak to bolą cię żebra? Viola znokautowała cię w recepcji? – odparł ironicznie.
- Daj spokój, uderzyłam się. Tyle – zaczęła czytać dokumenty.
- Ula – powiedział stanowczo, lecz ta nie zareagowała – Ula, czy ten sukinsyn cię bije?! – krzyknął.
- Nie, nie – musiała zaprzeczyć, ale z drugiej strony wiedziała, że kolejne kłamstwa do niczego nie prowadzą. Na szczęście w porę do jej gabinetu wparowała Violetta.
- Wychodzimy za mąż! – krzyczała. Marek i Ula zrobili dziwne miny – Cebulek się oświadczył! Jeżuniu!!! I wszystko zaplanował. To już za miesiąc. Dacie wiarę?! Jakie zaskoczenie. Gdzie ja tak szybko suknię kupię. A to zaproszenia dla was! No, to widzimy się osiemnastego października – mrugnęła i uciekła z gabinetu Uli. Ta spojrzała na swoją kopertę, następnie przeniosła widok na Marka i jego reakcję na napis: Urszula i Piotr Sosnowscy.
- Nie wiem o czymś? – zapytał, zaciskając wargę.
- Daj spokój, pewnie wyobraźnia ją poniosła. Wiesz jaka ona jest.
- A może to mnie wyobraźnia ponosi, co? Może faktycznie niebawem będziesz Sosnowska?
- Daj spokój – zaśmiała się.
- Kocham cię, staram zrozumieć, ale nie wiem w co grasz. Masz sińce, nie przesypiasz nocy, widzę, że bywasz potwornie zmęczona. Wybacz, ale nasz seks nie jest aż tak wyczerpujący i brutalny. Chyba, że z Piotrem bawicie się w BDSM.
- Nie, nie sypiam z nim od trzech tygodni – to, co mówiła Ula było prawdą. Miała wrażenie, że znalazł sobie inną kobietę. W ogóle z nią nie sypiał. Jak się później okazało, obrzydzał go widok jej posiniaczonego ciała i korzystał z usług luksusowych prostytutek. Jej było to na rękę. Nie musiała znosić kolejnych niechcianych aktów seksualnych.
- W takim razie, jeśli w końcu zdecydujesz się powiedzieć prawdę, daj znać – miał wychodzić, ale ta krzyknęła.
- Odezwał się pan zawsze prawdomówny – po chwili pożałowała swoich słów. Odwrócił się i powiedział.
- Przestałem się w to bawić. Wierz czy nie, ale tamta sytuacja z tobą była prawdziwą lekcją życia. Ja mam trzydzieści cztery lata, jestem za stary na takie gierki. Jeżeli dwojgu ludziom na sobie zależy… Nieważne – wyszedł. Zrozumiała, że miał rację. Nie miała prawa mu niczego wypominać, skoro postępowała tak samo. Praca w ogóle jej nie szła. Nie mogła się na niczym skupić. Na dodatek Violka trajkotała za drzwiami i o spokój tego dnia było naprawdę trudno. Marka już nie spotkała. Zaszył się w gabinecie i rzetelnie pracował. Kiedy na zegarze wybiła siedemnasta, postanowiła się do niego udać.
- Przepraszam, przepraszam, że musisz to wszystko znosić – rozpłakała się na dobre, dodatkowo od płaczu bardzo bolały ją obite żebra – powiem ci wszystko, ale potrzebuję tylko odrobiny czasu.
Niczego nie powiedział, podszedł do niej i delikatnie przytulił wcześniej całując w czoło. Chciał ją chronić przed całym światem.
- Tak bardzo chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak – w jego oczach pojawiły się łzy – mam nadzieję, że o wszystkim dowiem się w porę i nie będzie za późno – trwali tak przez dłuższą chwilę.
- Chodźmy stąd, gdziekolwiek – odparła. Marek długo nie myśląc, zabrał swoją aktówkę i wyszli do windy. Niestety dla ludzi z firmy byli tylko przyjaciółmi. Ale kiedy zniknęli za drzwiami jego wynajmowanego mieszkania przy ulicy Filtrowej, wszystko uległo zmianie. Bardzo lubili tutaj przebywać. Lokum należało do starszej kobiety, która pozwoliła je całkowicie zmodernizować. Nowoczesny styl bardzo się jej spodobał, a Marek czuł się jak u siebie. Ciepła nadawał sztuczny kominek, który zorganizował Dobrzański oraz zdjęcia Uli, które ozdabiały wnętrza. Weszli do salonu, wypili po kieliszku wina i postanowili, że pójdą do sypialni. Nie mieli ochoty na seks, chcieli po prostu poleżeć obok siebie, przytuleni. Brakowało im po prostu bliskości.
- Dokończymy naszą rozmowę? – zapytał spokojnie.
- Za dwa tygodnie pokaz, później ślub Violi i Sebastiana. Ale dwudziestego wyjeżdżamy na konferencję, po niej wszystko się wyjaśni, zgoda? – spytała.
- Dobrze, ale to ostateczna data. Do pierwszego listopada sytuacja ma być jasna – pocałował ją. Ta głośno przełknęła ślinę. Miała nadzieję, że do tego dnia jej ojciec będzie już poddany leczeniu i wszystko będzie dobrze.
- A wszystko to dzięki naszemu projektantowi. Pshemko, zapraszamy na scenę! – Marek idealnie prowadził pokaz. Ula i Piotr siedzieli tuż obok zejścia z wybiegu. Seniorzy z drugiej strony. Na bankiecie sytuacja była bardziej napięta niż na pokazie. Kiedy Piotr tańczył z Ulą i czule ją obejmował, Marek sączył alkohol przy barku. Tam zastał go Sebastian.
- Czemu w końcu go nie zostawi w cholerę? – zapytał dyrektor HR.
- Do pierwszego listopada wszystko ma się wyjaśnić – wyrecytował.
- Stary, za dwa tygodnie nasz ślub. Jesteście z Ulą świadkami, będzie dobrze. Wiesz przecież, że Viola planuje jakieś sesje zdjęciowe i tym podobne. Spędzicie na tym weselu więcej czasu na zdjęciach niż na tańcach i nie będziesz musiał oglądać takich scen.
- Udawaj chociaż, że się dobrze bawisz, bo policzymy się w domu – mocniej złapał kobietę.
- Bądź delikatniejszy, nadal bolą mnie żebra – odparła sucho.
- Gdybyś była grzeczna i posłuszna, z pewnością nic by cię nie bolało – zadrwił.
- Daj mi spokój – wyrwała mu się i ruszyła w kierunku toalet. Całe zajście zauważył Marek i już chciał za nią iść, ale Sebastian go zatrzymał.
- Doktorek dowie się, że coś między wami jest, jeśli tam polecisz – rzucił Seba. Na reakcję lekarza nie trzeba było długo czekać. Natychmiast za nią poszedł. Tuż przy toaletach tak mocno złapał ją za ramię, że aż doprowadził ją do łez. Postanowił, że wrócą do domu, aby mógł się napić i pójść spać. Miał dosyć tych ludzi. Narzucił na jej ramiona żakiet. Podeszli oboje do Dobrzańskiego i Olszańskiego i pożegnali się. Piotr dodatkowo pogratulował ożenku i potwierdził ich obecność. Ula natomiast patrzyła smutno w oczy Marka i trzymała się za ramię. Nie mógł znieść tego widoku, nie mógł zasnąć po powrocie do domu. Aż w końcu, w środku nocy zadzwonił telefon.
- Marek? – powiedziała zapłakana.
- Ula? Halo, co jest? – niecierpliwił się.
- Zaraz zemdleję – powiedziała ledwo słyszalnie.
- Halo?! Halo?! Skarbie, jesteś tam?! – krzyczał.
- Znowu zemdlałaś… – Piotr podszedł do kobiety i zrobił, co trzeba. Marek wiedział, ze nie może w żaden sposób zareagować. Nie mógł zasnąć. Czekał do rana. Kiedy wszedł do biura, ona już tam była. Wparował do jej gabinetu i zamknął drzwi.
- Wczoraj zemdlałaś, dlaczego? Coś ci zrobił, Boże, on cię pobił! Zbieraj się, jedziemy na policję, nie będziesz mi znowu mydlić oczu!
- Nie, to nie przez to. Dzwonili ze szpitala, z tatą coraz gorzej – rozpłakała się.
Pogoda tego dnia była naprawdę sprzyjająca. Przygotowania do uroczystości trwały. W domu panny młodej zebrały się druhny i świadkowa, połowa rodziny i sąsiedzi. Każdy chciał w czymś pomóc. Z czasem przyjechała fryzjerka i kosmetyczka. Zajmowały się każdą z dam. Ula zamknęła się z Violą w jej sypialni, aby pomóc się jej ubrać. Kiedy wyszła na korytarz, jej mama aż zapłakała.
- Córeczko, wyglądasz wspaniale – ucałowała ją.
- Mamo, nie becz mi tutaj jak koza na wozie, musisz pięknie wyglądać! – zbeształa rodzicielkę, ale później zaczęła się szczerze uśmiechać.
W tym samym czasie przy ulicy Sobieskiego w stolicy, w apartamencie pana młodego odbywała się burzliwa dyskusja.
- Ale coś podejrzewasz? – zapytał Olszański, kiedy jego przyjaciel wiązał mu krawat.
- Oczywiście, ale dam jej jeszcze czas. Ma dwa tygodnie i ani dnia więcej. Musi się zreflektować – powiedział, dopieszczając węzeł.
- Doktorek nie wzbudza podejrzeń. Zawsze nienagannie ubrany. Na pokazach, bankietach. Musisz przyznać, że dba o tę Ulkę – prawił – poza tym Viola coś by mi powiedziała, gdyby było nie tak. W końcu spotkają się w tym swoim klubie i debatują – zakładał marynarkę.
- I kilka razy w tygodniu zabiera ją na tenisa, boks i zapasy?
- Nie wiem, Marek. Ale pamiętaj, że nie możesz podejrzewać człowieka o to, że bije kobietę. Przecież są ze sobą już chyba z rok, co najmniej.
- Nie musisz mi tego przypominać! – wrzasnął Marek – Przepraszam, stary. To twój dzień, a ja tutaj swoje żale wylewam. Ruszajmy do kościoła, bo jeżeli Violka będzie przed tobą… – nie dokończył, bo zauważył wystraszoną minę kolegi. Już mieli wychodzić, gdy Dobrzański krzyknął.
- Obrączki wziąłeś?!
- Przecież to ty jesteś świadkiem! – odparł wystraszony.
- Droczę się – mrugnął przyjaźnie, na co dyrektor HR po prostu westchnął – zaraz dostaniesz zawału, Romeo.
Przed ołtarzem stał Olszański w towarzystwie Dobrzańskiego. Patrzyli na wejście do kościoła, który pękał w szwach. W końcu się zaczęło. Najpierw zaczęły wkraczać druhny, po kolei: Ania, Iza, Ela, Gośka, Alicja. Kiedy one zajęły swoje miejsca, do ołtarza szła Ula. Marek aż westchnął. Wyglądała zjawiskowo. Długa, czerwona suknia leżała na niej idealnie. Jej ciemne włosy idealnie z nią kontrastowały. Szła z uśmiechem na twarzy, aż do momentu, gdy zobaczyła Piotra. Wtedy szybko opuściła wzrok. Dobrzański wiedział, że coś ją trapi. I na pewno nie chodziło tylko o strach przed zerwaniem z kardiologiem. Aczkolwiek, przypomniał sobie ich rozmowę, którą odbyli dzień po tym, jak zasłabła:
- Ula, nie wierzę, że dlatego zemdlałaś. Czy on coś ci zrobił? – nie ustępował.
- Nie. Po prostu boję się, że jeśli go zostawię, to mój tata nie otrzyma pomocy – posmutniała.
- Przecież ja też znam kardiologów. Mój tata od lat zmaga się z tego typu dolegliwościami – podszedł do niej – daj sobie pomóc.
- Ze mną wszystko jest okej, ja dam sobie radę. Ale nie wiem co z tatą – westchnęła.
- Właśnie widzę jak z tobą jest okej. Na Boga, wczoraj straciłaś przytomność. Już miałem do ciebie jechać, ale opamiętałem się dla twojego dobra. Ten koleś ma ogromne szczęście, że rzadko się spotykamy. Mogłoby się to dla niego źle skończyć.
- Pamiętaj, że masz mnie. Nie jesteś sama – pocałował ją czule i przytulił.
Po niej do kościoła wkroczyła Viola w towarzystwie taty, który wolnym krokiem prowadził ją do ołtarza. Była naprawdę szczęśliwa. Jej twarz promieniała. Była w swoim żywiole. Spojrzenia wszystkich były skierowanie na nią. Kiedy podeszła do swojego przyszłego męża, była pewna, że to właśnie to. Wszystko, co razem przeżyli umocniło ich uczucie.
Po wszystkim przyszedł czas na wesele. Wbrew pozorom Violetta nie zaprosiła połowy Polski, a zaledwie siedemdziesiąt osób z najbliższego otoczenia. Przy ich stole zasiedli rodzice i świadkowie, wraz z nimi Piotr. Przy następnych przyjaciele, rodzina, znajomi. Wszyscy ci, z którymi młoda para chciała celebrować ten najpiękniejszy dzień w życiu. Wreszcie zaczęła się zabawa. Państwo Olszańscy ruszyli na podbój parkietu, podczas gdy Marek z zaciekawieniem przyglądał się Piotrowi i jego zachowaniu względem Uli. Na pierwszy rzut oka wyglądali na zakochaną parę, ale kiedy przypatrzył się bliżej, zauważył zmianę w jej zachowaniu. Kiedy tylko Sosnowski gładził ją po policzku, ta się wzdrygała. Kiedy obejmował, drżała. Nikt inny tego nie dostrzegał, tylko Marek. Osoba, która jako jedyna w stu procentach znała pannę Cieplak. W końcu spędzał z nią każdy dzień. I tylko krok dzielił go od poznania całej prawdy. W końcu jego poprosiła do tańca Gośka, nie wypadało odmówić. Zaraz potem do tańczących dołączyła para, której od dłuższego czasu się przyglądał. Kobieta nie wyglądała na szczęśliwą, rozglądała się po sali. On trzymał ją mocno, jakby chciał udowodnić, że ona należy tylko do niego. Przez całe wesele zachowywał się zupełnie inaczej niż codziennie. Tańczył z dziewczynami, zabawiał je. Pił z członkami rodziny. Po prostu zaskarbił sobie całą sympatię wszystkich gości.
- Po cholerę ciebie tam wysyłają? – powiedział do niej, lekko wstawiony.
- Dlatego, że jestem prezesem i muszę być na tych targach – odparła.
- Jedziesz tam z tym sukinsynem? – rzucił z pogardą – Jeśli tak – podszedł do niej i mocno chwycił, złapał z całej siły jej udo i przysunął do siebie.
- Jadę sama. Nie musisz nikogo mordować! – wyrwała się gwałtownie.
- Jeżeli za trzy dni nie będzie cię z powrotem, gorzko tego pożałujesz – podszedł do niej i gwałtownie pocałował.
- Możemy już jechać? Masz wszystko, skarbie? – zapytał, kiedy siedziała już w jego samochodzie.
- Jak najszybciej – ruszył z piskiem opon i już po półgodzinie znaleźli się na Okęciu. Cztery godziny później jedli już kolację w jednej z berlińskich restauracji.
- Dobrze mi tu z tobą – powiedziała nieśmiało popijając wino i opierając się o jego ramię – naprawdę – westchnęła.
- Jeżeli tylko się zdecydujesz, może być tak zawsze – objął ją – masz ostatnie kilka dni.
- Cii – zamknęła mu usta pocałunkiem – nie mów nic. Ureguluj rachunek i chodźmy do hotelu.
Nie czekał długo z zapłaceniem. Po kilku minutach spaceru znaleźli się w pokoju 203, który należał do nich. Szybko zdjął z niej ubrania i położył na łóżku. Delikatnie scałowywał każdy fragment jej ciała, aż dotarł do uda. Zauważył tam coś, co nie powinno w ogóle pojawić się na ciele kobiety: ogromny siniak. Ona zauważyła to spojrzenie i natychmiast wstała.
- Jeżeli masz tak na mnie patrzeć, może w ogóle wynajmę inny pokój – podeszła do okna i stanęła tyłem do niego.
- Jak? – usiadł na podłodze, obok łóżka.
- Z litością. Marek, ja nie potrzebuje niczyjej litości, dam sobie radę sama…
- Chodzi o to, że masz nie dawać sobie rady sama. Masz mnie do pomocy. Nie wiem ile jeszcze będę musiał czekać, aż go zostawisz. On cię bije, jestem tego pewien, a ty go nadal bronisz. Nie wiem o co chodzi, zupełnie – rozłożył bezradnie ręce,
- Nie myśl tyle. Żyj chwilą. Jutro cały dzień spotkań i powrót pojutrze. Nacieszmy się sobą – powiedziała i zachłannie zaczęła go rozbierać. On nie pozostał jej dłużny. Zdjął jej sukienkę, która podkreślała jej talię, następnie zdarł z niej bieliznę. Była taka piękna, gdyby nie te blizny, które szpeciły jej ciało. Po chwili się w niej zatopił, zapominając o wszystkim. Paręnaście minut później leżeli obok siebie. Ona zasypiała, a on obiecał sobie, że jeżeli jeszcze raz zauważy jakąś ranę na jej ciele, osobiście rozprawi się z jej oprawcą.
Trzy dni minęły bardzo szybko. Spotkania z kontrahentami spełniły oczekiwania FD. Z bojowymi nastrojami i kilkoma umowami w dłoni, wrócili do Polski. Zdążyli jeszcze wjechać do niego, aby zająć się sobą. Po wszystkim, kiedy Ula brała kąpiel, rozdzwoniła się jej komórka. Nie zdążyła odebrać i oddzwoniła z niemałym, bo godzinnym opóźnieniem. Jak się okazało, dzwonił doktor prowadzący jej ojca i prosił o natychmiastowe przybycie do szpitala.
- Witam, pani Urszulo. Proszę chwilę poczekać w moim gabinecie, zaraz do pani przyjdzie doktor Sosnowski. Ja potrzebuję momentu – zdziwiła się zachowaniem medyka oraz jego tonem, ale postanowiła, że uspokoi skołatane nerwy i poczeka na wieści. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Piotr.
- Ty się zabawiasz w najlepsze, a ojczulek…
- Co z nim?! – wrzasnęła.
- Jak było? – ironizował.
- Muszę jak najszybciej iść do taty! – ruszyła się z miejsca, na co Piotr rzekł.
- Do kostnicy korytarzem i w lewo…
- Słucham? – usiadła z powrotem z wrażenia. Cały świat stanął jej przed oczyma. Jej ukochany tato odszedł, a ona nie mogła nic zrobić. Dziękowała Bogu, że tuż przed wyjazdem zdążyła się z nim pożegnać. Straciła coś bezpowrotnie, ale tym samym zaczęło się coś nowego.
- Ty skurwielu – rzuciła do Sosnowskiego – to koniec…
- Kochanie, wiem, że przeżywasz szok, wszystko będzie dobrze – podszedł do kobiety i ją przytulił, gdyż zauważył, że do gabinetu wszedł lekarz.
Po pogrzebie ojca przeprowadziła się do Rysiowa. Musiała im pomóc. Chciała zapewnić Beatkę, że wszystko będzie dobrze. Również Jasiek nie uporał się z odejściem ojca. Miał poczucie, że wszystko jest jego winą. Siostra uspokajała go, że tak nie jest. Ale nie zmieniało to faktu, iż czuł się okropnie. Najstarsza latorośl potrzebowała spokoju. Zanim wprowadziła się do domu rodzinnego, odcięła się od Piotra. Nie chciała go znać. Jedyne co ją z nim łączyło, to mieszkanie, które należało do niej. Musiała powiedzieć mu, żeby jak najszybciej się z niego wynosił. Lecz teraz to nie było dla niej priorytetem. Była bardzo wdzięczna Markowi, ponieważ rozumiał, że potrzebuje wytchnienia. Pamiętała jak stała nad grobem ojca, a przy niej był Dobrzański. Ledwo trzymała się na nogach, a ludzie nic sobie z tego nie robili. Na stypie niektóre z ciotek dały jej do zrozumienia, że porzuciła Piotra, który chciał najlepiej dla jej ojca. Zarzucały jej, że jest niedojrzała i w ogóle nie dorosła do związku. Przykrych słów nie szczędzili również Markowi, który był tam z nią. Jej najbliższe przyjaciółki nie stanęły na wysokości zadania. Alicja, Ela, Iza i Violka – były zbulwersowane jej zachowaniem. Zarzucały jej, że zamieniła się w dawnego Marka – zdradzała, romansowała. Za nic miały sobie jej tłumaczenia, że Piotr wyrządził jej ogromną krzywdę. Wyszli stamtąd w pośpiechu. Zabrał ją do siebie, od razu zasnęła. Nie miała sił na nic. Poczuła się jak najgorsza z najgorszych. Miała przy sobie Marka, który jako jedyny jej wierzył. W końcu minęły dwa tygodnie od pogrzebu. Siedziała w kuchni i przeglądała wszelkie dokumenty związane z domem. Musiała sporządzić nowy akt własności. Uznała, że dom będzie należał w połowie do Jaśka, a w połowie do Beatki. Mała była zdruzgotana śmiercią taty. Kiedy siostra proponowała jej wspólne zamieszkanie w Warszawie, ta odpowiadała, że woli mieszkać w Rysiowie z Jaśkiem i Kingą. Z obliczeń wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Słucham? – powiedziała spokojnie.
- Witam. Artur Polak. Byłem lekarzem pani ojca. Chciałbym zwrócić rzeczy, które zostały w szpitalu i wyniki badań, które już właściwie są nieważne, ale tak nakazuje prawo – był bardzo nieczuły i wydawać by się mogło, pozbawiony ludzkich odruchów – proszę przyjechać dzisiaj, w miarę możliwości.
- Będę za godzinę – rozłączyła się. Stwierdziła, że nie ma ochoty na potyczki słowne z lekarzem. W pośpiechu się ubrała. Zapewniła rodzinę, że będzie za dwie godziny i ruszyła w kierunku Warszawy. Po niespełna godzinie znalazła się w szpitalu. Swe kroki skierowała do recepcji. Kiedy otrzymała wszystko, po co przyszła i miała wychodzić, zatrzymał ją ordynator.
- Witam, pani Cieplak. Przykro mi, proszę przyjąć kondolencje – podał jej rękę – nie sądziłem, że pan Sosnowski tak się zachowa.
- Nie rozumiem? – zmarszczyła brwi na znak, że nie ma pojęcia o czym mówi doktor.
- Proszę poświęcić mi chwilę, zapraszam do mojego gabinetu – wskazał na swoje biuro – doktor Sosnowski nie rozpoczął nawet procedury niezbędnej do przydzielenia grantu. Byłem pewien, że się tym zajął, ale niestety nie. Przykro mi o tym mówić, ale sądziłem, że powinna pani o tym wiedzieć.
- Bardzo dziękuję za tę rozmowę, naprawdę. Do widzenia! – uścisnęła mu dłoń i udała się w kierunku swojego samochodu. Po jej oczach mimowolnie płynęły łzy. Zadzwoniła do Marka, ale ten nie odebrał, nagrała mu się i w bojowym nastroju ruszyła do swojego warszawskiego mieszkania, w którym miała zastać Piotra.
- O, któż się tutaj pojawił – wyszedł z sypialni – wróciłaś? – ironizował.
- Ty sukinsynu. Ty nie kiwnąłeś nawet palcem, żeby pomóc mojemu ojcu. Jesteś podły! – krzyczała mu w twarz.
- A ty?! Ty jesteś święta? – zakpił.
- Nie. Zdradzałam cię. Do Berlina pojechałam z Markiem. Żyję z nim od dawna. I gdyby nie to, że miałem pomóc tacie, już dawno bym cię zostawiła. Jesteś dla mnie nikim. Nie wiesz nawet co to seks, ty znasz tylko pojęcie gwałt – po tych słowach wybuchnął. Podszedł do niej i wymierzył policzek.
W tym samym momencie, kilka kilometrów dalej, zakończyło się właśnie spotkanie. Marek swe kroki od razu skierował do gabinetu, aby zająć się pracą i dziś szybciej opuścić biuro. Gdy wszedł, sprawdził telefon i okazało się, że Ula zostawiła mu wiadomość na poczcie głosowej „Hej. Przed chwilą byłam w szpitalu. Okazało się, że grant dla ojca był nietknięty. Jadę do Piotra, nie zostawię tak tego”. Po tych słowach z prędkością światła opuścił swoje biuro. Nie mógł pozwolić na konfrontację tej dwójki. Sosnowski był zdolny do wszystkiego. Szybkim tempem przemierzał ulicę Warszawy, aż w końcu znalazł się pod jej mieszkaniem. Popędził na trzecie piętro. Zapukał. Raz, drugi, trzeci. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, postanowił, że do niej zadzwoni. Nie odbierała, ale usłyszał, że jej komórka dzwoni za drzwiami. Wyważył drzwi i wparował do środka. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach. Na podłodze w przedpokoju leżała Ula, była cała zakrwawiona. Krew była dosłownie wszędzie. Ona sama zwinięta w kłębek. Szybko sprawdził puls. Był ledwo wyczuwalny. Zadzwonił po pogotowie i czekał. Zjawili się stosunkowo szybko i od razu zabrano ją do szpitala. On sam dojechał tam po piętnastu minutach. Kazano mu czekać. Sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Był bezradny, w żaden sposób nie mógł jej pomóc. Wyrzucał sobie, że zostawił telefon w gabinecie. Mógł go mieć przy sobie. Na pewno odebrałby i teraz ona nie musiałaby cierpieć. Czekał minutę, pięć, dziesięć. W końcu z sali wyszedł lekarz dyżurny.
- Przepraszam, co z Urszulą Cieplak? – dociekał.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem narzeczonym – doktor chciał powiedzieć, że najlepiej byłoby, aby zjawił się jeszcze ktoś, ale Marek nie pozwolił mu dokończyć – niedawno umarł jej ojciec. A ja mam tylko ją. Proszę mi powiedzieć co się stało – wręcz błagał.
- W chwili obecnej przeprowadzana jest tomografia. Pańska narzeczona straciła mnóstwo krwi, ma liczne obrażenia. Musimy dokładnie wszystko zbadać, aby postawić trafną diagnozę. Proszę uzbroić się w cierpliwość. Wiem, że mnie jest łatwo mówić, ale teraz zamartwiając się, na pewno jej pan nie pomoże.
- Dobrze, dziękuję – kiedy medyk odszedł, Dobrzański głośno westchnął. Postanowił wyjść przed szpital, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Nagle rozdzwoniła się jego komórka.
- Synu, gdzie jesteś? Dzisiaj miałeś przyjechać do nas na obiad. Mama się niecierpliwi – mówił.
- Przepraszam tato, ale nie dam rady – wyrzucił.
- Co znowu stoi na przeszkodzie naszemu spotkaniu? – senior Dobrzański był wyraźnie poddenerwowany.
- Ula. Ula jest w szpitalu. O mało jej nie zabił, tato. Znalazłem ją całą zakrwawioną – zaczął płakać.
- Gdzie jesteście? Zaraz będę.
- Nie, tato. Nie możesz się denerwować – ocknął się.
- Milcz i podaj mi adres. Mama o niczym się nie dowie. Będę niebawem – po podaniu lokalizacji, Marek postanowił, że musi wykonać jeszcze jeden telefon – do jej brata. Stwierdził, że lepiej będzie go nie martwić całą sytuacją i dlatego poinformował go, że Ula przez kilka dni zostanie z nim. Nikogo innego nie chciał powiadamiać. Jej przyjaciółki źle im życzyły. Cały czas miały przed oczyma idealny związek Cieplak z Piotrem, a Marek bez pytania wparował w ich życie i wszystko popsuł.
- Ula, kochanie… – mówił do niej, kiedy wieźli ją korytarzem na salę.
- Proszę poczekać parę minut i będzie pan mógł wejść do narzeczonej – na te słowa, ojciec Marka zrobił wielkie oczy.
- Nie wiem o czymś? – zapytał wprost.
- Musiałem skłamać, inaczej nic by mi nie powiedzieli. Ale spokojnie, jak tylko z tego wyjdzie, na pewno się pobierzemy – usiadł ciężko na krześle.
- Synu, jestem z ciebie dumny – poklepał go po ramieniu, a ten spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem – kiedyś z pewnością nie czuwałbyś przy Paulinie. Wolałbyś marnować czas na przyjęciach i alkoholu. Teraz się zmieniłeś. Jestem dumny, że mogę być twoim ojcem. Cieszę się, że wreszcie dogoniłeś swoje szczęście. Nie strać go – po tych słowach młodszy z mężczyzn przytulił się do drugiego. Naprawdę tego potrzebował. Usłyszał od ojca, że jego z niego dumny. To go bardzo podbudowało. Wiedział, że Ula została zaakceptowana jako wybranka jego serca. Ogromny kamień spadł mu z serca. Nie musiał obawiać się reakcji rodziny. Jednak z drugiej strony ciągle truchlał o jej zdrowie. Aż w końcu podszedł do niego lekarz.
- Może pan wejść na chwilę do narzeczonej, później zapraszam do mnie.
- Dziękuję – wstał i poszedł za doktorem.
Kiedy wszedł na OIOM, znów miał ochotę płakać jak dziecko. Ula leżała na pół przytomna. Jej ręką była w gipsie, głowa owinięta bandażem i wiele innych opatrunków świadczących o ranach na jej ciele. Powolnym krokiem podszedł do łóżka. Ona go zauważyła i niespiesznie podała mu dłoń. Ten wziął ją w swoje i pocałował.
- Kochanie, martwiłem się o ciebie. Przepraszam, że nie było cię przy mnie – płakał.
- Co ze mną – mówiła ledwo słyszalnie.
- Zaraz porozmawiam z lekarzem. Niczym się nie denerwuj. Odpoczywaj. Wszystko będzie dobrze. Zajmę się tobą i wszystko wróci do normy, obiecuję – pocałował ją delikatnie w usta.
- Panie Dobrzański, proszę już nie męczyć narzeczonej. Jest senna – miła siostra delikatnie wyprosiła go z sali.
- Oczywiście. Skarbie, jutro z samego rana będę u ciebie. Kocham cię – pożegnał się i opuścił salę. Kiedy wyszedł na korytarz, z całej siły uderzył w ścianę, aż zdarł rękę do krwi. Usłyszała to ta sama siostra i natychmiast zareagowała. Zrobiła mu opatrunek i zaproponowała leki uspokajające. Podziękował i udał się do gabinetu lekarza.
- Witam, proszę siadać – wskazał na krzesło – nie ukrywam, że to, co pa usłyszy, może panem wstrząsnąć. Pani Cieplak ma dwa złamane żebra oraz lewą rękę, wstrząs mózgu, mnóstwo sińców i zadrapań. Niewątpliwie to była napaść. Wie pan o kogo chodzi? – zapytał.
- To Piotr Sosnowski – powiedział stanowczo, na co lekarz zrobił wielkie oczy. Nie mógł uwierzyć, że lekarz tej rangi byłby zdolny do czegoś takiego.
- Muszę powiadomić policję. Prosiłbym o złożenie zeznań.
- Oczywiście – Marek miał wychodzić, ale lekarz miał mu do powiedzenia jeszcze jedną sprawę.
- Panie Dobrzański, pani Urszula była w ciąży. Koniec pierwszego trymestru. Jednak w wyniku obrażeń dziecka nie udało się uratować. Przykro mi – wstał i podał mu dłoń. Marek ją uścisnął, po czym szybkim krokiem przemierzał korytarz. Tam zapytał go ojciec.
- Co z Ulą? – niepokoił się. Marek nawet się nie zatrzymując, rzucił:
- Zabiję gnoja, zabiję! – wybiegł i pojechał wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Za krzywdę kobiety którą kochał i swojego dziecka.
- Proszę wstać, sąd idzie – wszyscy na komendę poderwali się z miejsc – Sąd Rejonowy Warszawa Mokotów uznaje oskarżonego Piotra Sosnowskiego za winnego dokonania zarzucanych mu czynów, tj. pobicia, gwałty, szantaż emocjonalny oraz sprzedaż grantu. Sąd skazuje winnego na karę dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności – proszę usiąść.
- Co?! – krzyknął lekarz.
- Proszę o spokój. Panie Sosnowski, zachował się pan podle. Wyżywał na kobiecie, która dzieliła z panem życie. Ponadto sprzedał pan grant, za ogromną sumę. A przecież miał pan prawo przekazać go za darmo. Panie Sosnowski, tym, żeby pozbawić pana prawa do wykonywania zawodu zajmie się już ktoś inny. Mam nadzieję, że kiedyś pan zrozumie, jak wielki błąd pan popełnił. Dziękuję, koniec rozprawy.
- To koniec, kochanie, koniec – Marek przytulił Ulę, kiedy sędzia wyszedł z sali.
- Ja wam jeszcze pokażę, nie cieszcie się za bardzo!
Przed oczyma miał sytuację, która miała miejsce parę miesięcy temu. Po słowach lekarza wybiegł ze szpitala. Od razu skierował się do mieszkania Uli i Piotra. Właściwie mieszkanie należało do niej, on tam stacjonował.
- Ty sukinsynu! – z całej siły uderzył go w twarz, tak, aż pięść go zabolała – Nie potrafisz zająć cię kobietą, to już ustaliliśmy, ale to, że zabiłeś mi dziecko, a ją biłeś i gwałciłeś – nie dokończył, bo znów postanowił wymierzyć mu cios. Tym razem Sosnowski padł na ziemię jak długi. Dobrzański nic sobie z tego nie zrobił, wrócił do szpitala, do Uli.
- To było twoje dziecko – powiedziała zapłakana.
- Wiem, kochanie – pocałował ją – dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? Dzisiaj żyłby twój tata i nasze dziecko.
Po tych słowach kobieta jeszcze bardziej się rozkleiła. On nie mógł tego znieść. Chciał, żeby już więcej nie cierpiała.
- Przepraszam, przepraszam. Nie płacz. Teraz wszystko się zmieni.
- Moje dziecko, moje maleństwo – nie mogła sobie darować.
- Cichutko, będziemy mieli jeszcze gromadkę dzieci.
Po tygodniu wróciła do domu. Marek zadbał o jej bezpieczeństwo i komfort. Postanowił, że zamieszkają w rezydencji Dobrzańskich. Była ona wystarczająco duża dla czterech osób. Rodzice od razu się zgodzili.
- Zasnęła – wszedł późnym wieczorem do salonu. Jego rodzice jedli kolację i zajęci byli rozmową.
- Synku, musisz dać jej trochę czasu. Nie otrząsnęła się jeszcze po śmierci ojca, a teraz jeszcze straciła swoje dziecko – Helena pocieszała Marka.
- To było też moje dziecko, a ten sukinsyn za to zapłaci, rozumiesz?!
- Nie działaj pochopnie, pobiłeś go, a on może złożyć sprawę na policję – odparł Krzysztof.
- Niech robi co chce, długo nie pobędzie wolny. Przepraszam was, ale pójdę do niej.
- Zjedz coś – matka jak zwykle troszczyła się o swojego jedynaka.
- Wybacz mamo, ale niczego nie przełknę. Dobranoc – pocałował Helenę, a ojcu uścisnął dłoń.
Minęło kilka miesięcy. Wiele zmieniło się w ich życiu. Oprawca Uli trafił za kratki. Do rodziny dołączył nowy członek – Tymoteusz Cieplak. Jego rodzice pękali z dumy. Ciocia Beatka troszczyła się o bratanka, jak tylko mogła. Również ciocia Ula wpadała często i pomagała przy maluszku. Wszystko idealnie się układało. Rodzice Kingi pomagali, jak tylko mogli. Młodym najbardziej brakowało czasu dla siebie, gdyż przy małym dziecku, nie ma czasu na chwile sam na sam. Właśnie dzisiaj, młodzi mieli wziąć ślub i postanowili, że przy tej okazji od razu ochrzczą Tymka. Zaproszono niewielu gości. Wszyscy odwrócili się od Uli, kiedy ta ułożyła sobie życie z Dobrzańskim. Kiedy jednak sytuacja wyszła na jaw, kiedy okazało się, że to Piotr okazał się tym złym, przepraszali. Kobieta była wdzięczna, że żałują, ale nie chciała mieć już takich przyjaciół. Jedynie Sebastian i Violetta ich nie oceniali. Byli przy nich w najgorszych chwilach. To właśnie na takich przyjaciół całe życie czekali. Teraz, w małym kościółku, trwała uroczystość. Ze strony Jaśka stawili się seniorzy Dobrzańscy, Marek z Ulą, Beatka, państwo Szymczyk, Maciek z żoną Anią i trzyletnim Kubą. Ula nadal utrzymywała z nimi kontakt, odnowiła go. Młodzi bowiem wyjechali pięć lat temu do Londynu i dopiero teraz postanowili wrócić. Ze strony Kingi lista była niewiele dłuższa. Rodzice, kuzyn z żoną i synem, sąsiad Nowak z rodziną, brat matki z rodziną oraz babcia. Uroczystość była bardzo wzruszająca. Ula, jako matka chrzestna, dzielnie się spisała. Jednak nie mogła powstrzymać łez, było to dla niej bardzo wzruszające przeżycie. Marek widział, że kobieta bardzo pragnie mieć dziecko. Do niego samego również coś dotarło. Zrozumiał, że tak wiele przeszli razem, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Po przyjęciu weselnym, cała czwórka wróciła do domu. Młodzi pożegnali się z seniorami i poszli do siebie. Wzięli wspólną kąpiel i położyli się.
- Kochanie? – szepnął jej do ucha.
- Tak? – przytuliła się do niego.
- Chciałabyś mieć ze mną dziecko? – pogładził ją po policzku.
- Jesteś pewien tego, co mówisz? – usiadła gwałtownie na łóżku.
- Ula, a czego ja mam być pewien? Tego, że prędzej czy później i tak cię poproszę o dziecko? – pogładził ją czule.
- Kocham cię – zaczęła go całować, a on natychmiast przejął inicjatywę.
Teraz, kilka miesięcy po tym wszystkim, stała przed lustrem w ich sypialni i zakładała kolczyki. Nagle wszedł jej narzeczony.
- Kochanie, co tutaj robisz? Nie możesz widzieć panny młodej na chwilę przed ślubem!
- Daj spokój – chciał ją pocałować, lecz ta się odsunęła.
- Błyszczyk – spojrzała na niego poważnie.
- No nieźle – zachichotał – jak się czuje nasza córka? – przytulił ją od tyłu i pocałował w szyję.
- Całkiem nieźle, chyba śpi. Spokojna jak nigdy – uśmiechnęła się. Objęła jego ręce, którymi ją oplatał i spojrzała w ich odbicie w lustrze. Stał za nią, był. Nie mogła uwierzyć, że to właśnie teraz się dzieje. Kto by pomyślał, że zdecydują się na ślub, kiedy kobieta będzie w dziewiątym miesiącu ciąży. Lecz z drugiej strony ta dwójka zawsze robiła wszystko na ostatni moment. Podjechali pod kościół jego Lexusem, Ula z trudem wysiadała.
- Mówiłam ci, że masz kupić inne auto! Gdzie będę wozić córkę? Na dachu? – śmiała się, udając obrażoną.
- Najwyżej doczepimy przyczepkę – uśmiechnął się do niej i chciał pocałować, ale po chwili się zreflektował i rzekł – błyszczyk!
Weszli do kościoła pewnym krokiem. Kiedy stali przy ołtarzu i wypowiadali słowa przysięgi małżeńskiej, Ula poczuła, że odeszły jej wody.
- Kochanie, ty rodzisz, jedziemy do szpitala! – powiedział rozgorączkowany Marek. Goście zareagowali zdziwieniem.
- Nie ma mowy, nie opuszczę własnego ślubu – tłumaczyła. Ksiądz postanowił, że najlepiej będzie, jeśli maksymalnie przyspieszy. Tym samym po piętnastu minutach ogłaszał ich mężem i żoną. Po wszystkim Dobrzański wziął żonę na ręce i popędził do szpitala. Natychmiast się przebrał i stał tuż obok żony.
- Jak zwykle omija mnie świetna zabawa, ała! – krzyknęła z bólu.
- Będzie dobrze, oddychaj – naśladował panią ze szkoły rodzenia, co wyglądało komicznie.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. To wszystko przez ciebie, nienawidzę cię! – krzyczała.
- Proszę przeć! Już widać główkę – mówiła położna.
- Kocham cię, kocham. Nie zostawiaj mnie – szybko się zreflektowała, na co położna zareagowała śmiechem.
- Jesteście naprawdę śmieszną parą, o proszę. Trzecia do tercetu. Witamy córę – mrugnęła. Markowi serce mocniej zabiło na widok córki, bardzo się rozczulił tym, że został ojcem i… zemdlał. Kiedy go ocucili, okazało się, że Ula wraz z maleńką jest już na sali poporodowej. Postanowił udać się tam jak najszybciej.
- Spójrz, kochanie. Tatuś przyszedł – powiedziała cicho do maleństwa, po czym złożyła na jej główce czuły pocałunek.
- Jak się czujecie? – zapytał.
- My dobrze, a jak z tobą? – zaśmiała się z niego.
- Bardzo śmieszne. Jest śliczna, dziękuję – pocałował żonę.
- Marek? Co z nami będzie? – zapytała.
- Teraz? Teraz będzie już tylko lepiej…
K O N I E C 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ja wiem, że Ty chcesz X

- Wszystko gotowe, proszę przyłożyć sobie wacik i zgiąć rękę, krew powinna przestać zaraz lecieć – pielęgniarka nakleiła plaster w okolicy ...