wtorek, 16 stycznia 2018

Ja wiem, że Ty chcesz VI

- Czyś Ty do reszty zdurniał? – brunetka powiedziała bardziej ostro niż zamierzała. Kiedy zostali już sami przy stoliku, postanowiła powiedzieć parę słów swojemu przyjacielowi od najmłodszych lat – Ja rozumiem, że możesz czuć potrzebę założenia rodziny. Patrzysz w końcu na Sebastiana i Violettę, układa im się, są szczęśliwi. Nie zmienia to jednak faktu, że działasz zbyt pochopnie! Ile ty ją znasz?
- Wystarczająco – odrzekł spokojnie.
- Wystarczająco, żeby wypić drinka w pubie. Wystarczająco, żeby zaprosić na urodziny. Jednak na pewno nie wystarczająco, żeby sobie zrobić dziecko. Masz trzydzieści trzy lata i nie wiesz co to jest antykoncepcja?!
- Dość, Paula! Nie będziesz wtrącała się do mojego życia. Myślałem, że ucieszycie się, że próbuję sobie jakoś poukładać życie. Chcę mieć do czego wracać, chcę mieć swój azyl. Ja nie wtrącam się w twoje zawirowania miłosne, więc oszczędź i mnie, proszę.
- A co z Ulą? – spojrzała na niego z byka.
- Nie rozumiem? – upijając łyk kawy, spytał.
- Ją też masz gdzieś? Przecież jeszcze trzy miesiące temu biegałeś za nią i szalałeś z zazdrości. Tak szybko ci przeszło?
- Paula, dobrze wiesz, że Ula jasno wyraziła swoje zdanie na ten temat. Dla mnie sprawa jest skończona, nie ma sensu pchać się tam, gdzie cię nie chcą. Nie sądzisz?
- A rozmawiałeś z nią o tym? Powiedziałeś jej, że mogłoby być inaczej między wami?
- Po co, jakie ma to teraz znaczenie?
- Jakie ma to teraz znaczenie?! Ty sobie naprawdę ze mnie kpisz… Laska pierze ci brudne gacie, za przeproszeniem, gotuje obiadki, wyciera podłogi, chodzi na kolacyjki do rodziców i faktycznie robi to z dobroci serca. Gdybyś był jej obojętny, na pewno miałaby to w głębokim poważaniu.
- Paula, nie panikuj. Przyjaźnimy się, to chyba normalne, że sobie pomagamy.
- Tak? A kiedy ostatnio u niej byłeś? Albo spytałeś jak się w ogóle czuje. Wiesz, że w ostatni weekend był dla niej ciężki. Noc z piątku na sobotę spędziła na ostrym dyżurze, bo przez cały dzień ustawiała meble po remoncie? Złapał ją taki ból pleców, że nie wiedziała co ma zrobić.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniła?! – spytał poirytowany.
- Owszem, dzwoniła. Odebrała twoja dziewczyna i odrzekła, że śpisz i czy to coś ważnego. To co Ula miała powiedzieć? Po prostu się rozłączyła.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? Teraz stałaś się jej przyjaciółką? Jeszcze niedawno była dla ciebie wrogiem – odburknął niemiło.
- Owszem, zaprzyjaźniłyśmy się. Nasza przyjaźń oparta jest na solidnym fundamencie twojej nieodwzajemnionej miłości. A wracając do twojego weekendowego wyczynu. Następnym razem niczego nie obiecuj, bo znowu dasz ciała. Ojciec chciał jej przysłać ekipę do tych mebli, ale nie, po co, skoro przyjaciel pomoże. No to pomógł jak cholera! Wiesz co, brak mi słów – już miała wyjść – no i oczywiście gratuluję, tatusiu.
Kiedy Paulina odeszła, zrobiło mu się bardzo głupio. Nie sądził, że to wszystko tak wygląda. Owszem, miał teraz dla Uli mniej czasu, ale to wszystko przez jego nowy związek. Zawsze tak jest, że kiedy para ludzi zaczyna układać sobie wspólnie życie, chcą spędzać ze sobą dużo czasu. Kasia bardzo zabiegała o jego wolny czas. Chciała spędzać go z nim jak najwięcej. On podporządkował się temu bez specjalnych oporów. Wrócił do swojego gabinetu i oddał się pracy. Wychodził właśnie do Uli, jednak zadzwoniła jego dziewczyna i wyciągnęła go na lunch.
- Violka, Marek u siebie? – spytała Cieplak wchodząc do sekretariatu.
- Coś ty, jak dwie godziny temu poszedł na lunch z tą swoją panną, tak jeszcze nie wrócił.  Coś przekazać?
- Nie, nie trzeba. Załatwię to z twoim mężem  - uśmiechnęła się miło i wybrała do gabinetu Olszańskiego.
- Dwutygodniowy urlop? Teraz, przed pokazem? – Seba patrzył z otwartymi oczyma na wniosek.
- Tak, wszystko jest tam napisane. Marka nie ma, więc przychodzę z tym do ciebie. Tutaj masz wszystko odnośnie pokazu, dopięte na ostatni guzik – podała mu sporej wielkości segregator.
- Nie chcesz mu dać tego sama? Ostatnio spotykasz się z nim częściej niż ja – powiedział miło i uśmiechnął się.
- No właśnie chyba jednak nie – zamyśliła się – nie ma czasu, jest zabiegany.
- Od sierpnia dopiero będzie zabiegany, słyszałaś nowiny? – spytał niepewnie.
- Tak… - zasmuciła się – To co, przekażesz mu wszystko? Ja powoli będę się zbierać do domu. Muszę się spakować i wyjechać jeszcze przed nocą z miasta. Mam też wizytę kontrolną u lekarza.
- Jasne, dzięki. Udanego wypoczynku. Ale zaraz, zaraz. Nie będziesz na pokazie?
- Jakoś nie mam ochoty na ten blichtr i splendor. Na pewno wniosę za was toast grzańcem przy kominku. Na razie! – wyszła i od razu udała się do swojego gabinetu. Spakowała swoje rzeczy, życzyła Dorocie udanej zabawy na pokazie i wyszła do domu.
Poczekalnia szpitalna nie była jej ulubionym miejscem. Dookoła tłumy ludzi , przyjęcia nagłe, planowe. Grudniowa, zmienna pogoda sprawiała, że takie miejsca jak to, pękały w szwach od nadmiaru pacjentów. Obok niej siedziała staruszka, która kichała jak alergiczka. Z drugiej strony wrzeszczące dziecko. Hałas, duchota i tłok spowodował, że zrobiło się jej słabo i poinformowała o tym pielęgniarkę. Ta zaprowadziła ją do zabiegowego, żeby mogła chwilę poleżeć i podała szklankę wody. Po piętnastu minutach zjawił się u niej przystojny lekarz.
- Dzień dobry, Szymon Wanat, miło mi – powiedział przyjaźnie i usiadł za biurkiem.
- Urszula Cieplak, mnie również – powiedziała schodząc z kozetki.
- Proszę leżeć i nie wstawać, zaraz znowu mi pani zasłabnie. Który to tydzień?
- Słucham? – zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.
- Który to tydzień ciąży? – zapytał tym razem poważnie.
- Pan naprawdę musiał mnie z kimś pomylić, pójdę już, bardzo dziękuję za pomoc – schodząc z kozetki znów zrobiło się jej słabo i miała szczęście, że doktorek akurat był przy niej.
- A może jednak przyszła pani do mnie? – zaśmiał się w głos, co doprowadziło do niekontrolowanego wybuchu śmiechu również u Uli.
- Jeszcze przyjdzie na to czas – mrugnęła do niego – wyjeżdżam w góry i przyszłam skontrolować swoje plecy. Ostatnio trochę je nadwyrężyłam. Remont i te sprawy, wie pan jak to jest – chciał skomentować słowa pacjentki tym, że przecież mogła prosić o pomoc męża, ale nie zauważył obrączki na palcu.
- Trzeba było poprosić kogoś o pomoc, a nie teraz tkwić w naszym zatłoczonym grajdołku – zakomunikował.
- Tak, żeby jeszcze było kogo. Przyjaciółka bardziej delikatna ode mnie – uśmiechnęła się – będę się już zbierać. Najwyżej w Szwajcarii wybiorę się do przychodni – zaczęła ubierać płaszczyk.
- A może da się pani skusić na szybką kawę? Kończę tutaj dyżur i jadę do swojej kliniki, ale mam jeszcze dwie godzinki, to jak? – kobieta bardzo wpadła mu w oko. Bardzo ucieszył się na tę niespodziewaną wizytę pacjentki.
- Bardzo bym chciała, ale muszę dzisiaj pojechać do rodziców do Krakowa , stamtąd jutro mam wylot.
- W takim razie odwiozę panią – zaryzykował – zrobię sobie wolny wieczór i jutrzejszy dzień.
- Pan żartuje? Takie propozycje kończą się morderstwem albo czymś gorszym – spojrzała na niego wesoło.
- Czego się pani obawia? Nigdy nie zrobiła pani czegoś szalonego? – spytał.
Zrobiłam, trzy miesiące temu w klubie. Potem potoczyło się już lawinowo. Teraz mam, co chciałam.
- To chyba nie jest dobry pomysł… - wahała się.
- Jako pani niedoszły lekarz, nie mogę pozwolić, żeby w tym stanie zdrowia przebyła pani taką podróż. To jak?
- Sama nie wierzę w to, co robię, no dobrze. Odstawię auto pod dom i spotkamy się za pół godziny pod tym adresem – podała mu kartkę.
- Poproszę jeszcze numer telefonu – użył spojrzenia, od którego nogi same sięuginały.

Odstawiła auto do garażu i udała się do mieszkania po bagaże. Czekała przed bramą na doktorka. Była święcie przekonana, że to na pewno jakiś głupi żart. Weszła w to. Ostatnio za bardzo skupiała się na pracy i Marku, który powoli nie miał miejsca dla niej w swoim życiu.  Po chwili otrzymała SMSa:
Dzisiaj nawet nie zdążyliśmy pogadać. Odwożę Kasię do rodziców i resztę tygodnia aż do pokazu rezerwuję dla nas. O szczegółach pogadamy jutro. Marek
Była tak zaczytana w wiadomość tekstową, że nie zauważyła nawet jak mercedes klasy S podjeżdża pod bramę. Po kilku minutach usłyszała odgłos klaksonu.
- Matko! – aż krzyknęła.
- Przepraszam bardzo, nie chciałem przestraszyć – uśmiechnął się przepraszająco – pani się wyprowadza? Aż trzy walizki?
- Proszę pana, ja jestem wolna, nie mam męża i nie znam dnia ani godziny. Muszę po prostu dobrze wyglądać – zaśmiała się i żwawym krokiem ruszyła w kierunku auta. Uprzednio, nie odpowiadając na SMS, wrzuciła telefon do torebki.
- Bardzo dziękuję za podwózkę i za kolację, i za kawę – wymieniała długo.
- Liczę na rewanż po powrocie – miło się uśmiechnął – a tak w ogóle kiedy wracasz?
- Wiesz co, sądzę, że dwudziestego, samolot wyląduje na Okęciu o dwunastej. Wybrałam sobie naprawdę bezsensowną datę na urlop, ale cóż. Wigilię spędzę w Warszawie, a zawsze to lepsze niż towarzystwo trzydziestu ciotek i wujków, którzy wyczekują obrączki na palcu lub ciążowego brzucha – deklamowała.
- Rodzice lecą z tobą?
- Na pewno się dołączą z rodzeństwem, kiedy dowiedzą się jakie plany mam na same święta. Pomarudzą i jakoś to będzie. Muszę uciekać, bardzo dziękuję. Na pewno się odwdzięczę, numer telefonu posiadam – cmoknęła go w policzek i udała się do domu rodzinnego.
Środa w domu mody Febo&Dobrzański należała do bardzo gorących dni. Już w sobotę miał się odbyć pokaz najnowszej kolekcji wiosna/lato. Projektant oraz konsultant Wojtek prężnie dopinali szczegóły, a krawcowe nanosiły ostatnie poprawki. Każdy uwijał się jak w ukropie, żeby zdążyć ze wszystkim. Jedynym działem, który miał wszystko skończone był właśnie ten finansowy. Gdy wybiła godzina dziewiąta, progi biura przekroczył prezes.
- Hej, Aniu. Jakaś poczta? – powiedział wesoło.
- Violka wszystko wzięła. Co się stało, że dzisiaj jesteś mniej spóźniony niż zwykle? – spytała obracając w dłoniach długopis.
- Kasia jest kochana, ale w ciąży stała się nie do wytrzymania. Odwiozłem ją do rodziców i mam chwilkę spokoju. Wczoraj spędziłem wieczór z Sebą, od dzisiaj rezerwuję czas dla Uli. Jest już może u siebie?
Ania chciała odpowiedzieć na pytanie prezesa, jednak rozdzwoniła się jego komórka. Pożegnał się kiwnięciem dłoni i poszedł do siebie.
Około południa, potrzebował kilku podpisów, których Ula nie umieściła na raporcie. Mogło to poczekać, ale był to doskonały pretekst, żeby oderwać się od pracy i wypić kawę z przyjaciółką.
- Ula u siebie? – spytał Dorotę, która porządkowała segregatory.
- Pani dyrektor ma wolne do dwudziestego grudnia, myślałam, że pan prezes wie – odrzekła.
- Nie, nie wiedziałem, dziękuję.
Odszedł do socjalnego i wybrał jej numer telefonu, całkowicie bezskutecznie. Za każdym razem odpowiadała automatyczna sekretarka.
- Dlaczego nic nie wiem o urlopie Uli? – zapytał ostro przyjaciela.
- Gdybyś nie siedział pół dnia na kawkach i lunchach to wiedziałbyś. Była z tym u ciebie, ale kiedy pocałowała klamkę, przyszła do mnie.
- Jestem mega kiepskim kumplem, co?
- Nie jest aż tak źle, często stawiasz – Olszański miał niezły ubaw.
- No opowiadaj, jak tam po pokazie? Widziałam mnóstwo zdjęć w internecie, imponująco to wyglądało – Ula z kubkiem kakao rozmawiała przez telefon z Pauliną.
- Jak zwykle się spisałam – zaśmiała się.
- W to nie wątpię. Wracam za tydzień to pogadamy, nie mogę się doczekać nowej dostawy ploteczek.
- Ula, Marek o ciebie pytał…
- Jestem na urlopie, nie obchodzi mnie praca. A jeśli chodzi o sprawy prywatne… My już nie mamy ze sobą nic wspólnego…
Dwudziesty grudnia przywitał wszystkich sporą dawką słońca. W hali przylotów czekał mężczyzna z bukietem czerwonych róż. Kiedy widział, że cel jego oczekiwania, podchodzi doń szybkim krokiem, natychmiast wstał i był gotów na powitanie.
- Szymon, co ty tutaj robisz? Czekasz na kogoś? – mówiła między oddechami.
- Na ciebie. Wiedziałem, że sobie nie poradzisz z tym bagażem… - spojrzał na wózek – Pojechałaś z trzema, a wracasz z czterema? Ula, daj żyć – wybuchnął śmiechem.
- Czepiasz się. Nie masz pojęcia czym jest dla kobiety urlop. Jak minął poranek? – spytała z zaciekawieniem.
- Nudno, jak co dzień. Uratowałem życie wcześniakowi, żadna rewelacja – powiedział bez żadnego zająknięcia, zabrał wózek z bagażem i udał się do auta.
- To nic takiego… - powiedziała do siebie.
Tymczasem w drugiej części miasta, dokładnie na recepcji piątego piętra budynku przy Lwowskiej, oczekiwał mężczyzna. Około dwudziestosześcioletni chłopak bardzo chciał się spotkać z prezesem Dobrzańskim. Kiedy wreszcie ten pojawił się w drzwiach windy, mężczyzna zaczął bez bezsensownych wstępów.
- Witam, musimy porozmawiać. Jestem chłopakiem Kaśki…

9 komentarzy:

  1. Co też wyprawia ten Marek. Coś obiecuje, a później jak to on nie dotrzymuje słowa. Kaśka odbiera jego telefon nie mówiąc mu o tym. A on nic sobie z tego nie robi. Sądzę, że ten doktorek jeszcze trochę zabawi w tym opowiadaniu. I bardzo dobrze. Jak Ulka zacznie się z nim spotykać to może junior coś zrozumie.
    A to ostatnie zdanie bardzo intrygujące. Czyżby ta świetna Kasia nie była taka idealna. A może to dziecko jest tego jej chłopaka?
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S Chciałam dodać twojego bloga do polecanych u mnie jeśli się zgodzisz.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Hej, bardzo dziękuję za ciepłe słowa. Jeśli masz tylko ochotę dodać mnie do ulubionych u siebie, będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam Cię serdecznie :)

      Usuń
  2. Dotarłam tu i cieszę się, że udało Ci się wszystko przenieść. Szkoda tylko, że nie skopiowałaś komentarzy, bo trochę ich zostawiłyśmy. Ja kopiowałam wszystko i ledwie udało mi się zdążyć. Wracam jednak do rozdziału, który jest wyjątkowo długi.
    Mareczek jest skończonym kretynem. Uwikłał się w związek, który mocno nadszarpnie stan jego konta i w dodatku okaże się, że dzieciak nie jest jego, a owego dwudziestosześciolatka, który nagle pojawił się w recepcji F&D. Tego Mareczkowi życzę, by wreszcie wydarzyło się coś, co mocno nim wstrząśnie i opadną mu klapki z oczu. Naprawdę tak bardzo zgłupiał na punkcie tej dziewczyny, że nie słucha jedynego głosu rozsądku tj, głosu Pauliny, a powinien. Teraz nie wiadomo jak będzie, bo i Ula poznała nowego faceta i być może zaangażuje się w związek z nim nawet wbrew sobie.
    Szykują się wielkie komplikacje.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, mój komputer odmówił posłuszeństwa, dlatego w taki sposób to wszystko przeniosłam. Szymon jest w porządku, nie nastawiajmy się do niego negatywnie :) Buziaki

      Usuń
  3. Marek nie jest dobrym przyjacielem bo z siebie nic nie daje Uli. Jest w związku (chyba za chwilę będzie wolny) więc spędza czas z dziewczyną ale jeśli ktoś próbuje nas odciągnąć od przyjaciół to nie jest to odpowienia osoba aby z nią być. Końcówka bardzo ciekawa bo pewnie Marek pozna prawdę o swojej dziewczynie. Tylko po co ten Szymon? Przecież Ulka jest zakochana w Marku a on się będzie przy niej plątał. Mogą się jedynie zaprzyjaźnić ale Ula musi mieć jeszcze czas na pocieszanie Marka bo na pewno samego go nie zostawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. e tam, zaraz zakochana w Marku. Inny obiekt westchnień może w niej tę miłość stłumić :)

      Usuń
  4. Super super:) szybko prosimy kolejny. Uwielbiam Twoje wpisy

    OdpowiedzUsuń

Ja wiem, że Ty chcesz X

- Wszystko gotowe, proszę przyłożyć sobie wacik i zgiąć rękę, krew powinna przestać zaraz lecieć – pielęgniarka nakleiła plaster w okolicy ...